Gdy wyjeżdżają z Republiki, mówią, że jadą do Rosji. Dr Iwona Kaliszewska z Uniwersytetu Warszawskiego o życiu i ekonomii muzułmańskiej w Dagestanie
Po raz pierwszy do Dagestanu pojechała Pani na studiach etnologicznych.
Byłam zaskoczona, jak inna jest ta republika od tych miejsc w Rosji, które znałam wcześniej. Panują tam szczególne porządki i Dagestańczycy nie chcą się przystosowywać do tego, co narzuca im Moskwa. To, że Dagestan jest częścią Rosji, ma dla nich niewielkie znaczenie.
Co to znaczy, że panują tam „szczególne porządki”?
Na ustanowienie własnych zwyczajów wpływają na pewno dwie rzeczy: islam oraz niechęć wobec prawa Federacji Rosyjskiej, które Dagestańczycy i Dagestanki uznają za opresyjne. Oskarżenia o terroryzm, wymuszanie fałszywych zeznań, nierzadko przy użyciu tortur, porwania – takie sytuacje zdarzają się tam dosyć często. Jeśli kuzyn, który głośno krytykował władze rosyjskie, jest nagle zabierany ze wsi i wieziony niewiadomo dokąd, jego rodzina nie będzie broniła takich rządów. Państwowe sądownictwo też nie kojarzy się Dagestańczykom ze sprawiedliwością, dlatego lokalne zatargi czy konflikty rozwiązuje się w inny sposób.
W jaki?
Tutaj z pomocą przychodzi islam i prawo szarijatu. ZSRR zlaicyzowała wiele społeczeństw, także to dagestańskie, ale po latach wiedza o religii powoli się tam odradza.
Tylko pewne praktyki były przekazywane z pokolenia na pokolenie, niektórzy z tej wiedzy czerpali, większość uczyła się od nowa.
Ciężko było pokładać nadzieję w rosyjskiej administracji czy państwie – trzeba było więc sobie radzić inaczej, ustanawiać swoje zasady, swój porządek społeczny. Jedna ze wspólnot, do której kiedyś jeździłam, próbowała wprowadzać kary za picie alkoholu, palenie papierosów, brak chusty na głowie. Egzekwowanie takich nowych zakazów i nakazów też przebiegało w dość niezwykły sposób, bo często to same osoby, które dopuściły się np. pijaństwa, nakładały na siebie kary, wpłacając na meczet. Za organizowanie hucznych wesel z muzyką też przewidziano karę, którą często udawało się wyegzekwować.
Zaczęto też przeznaczać większe sumy na sadaka, czyli jałmużnę, a z czasem, zwłaszcza, jeśli ktoś był majętny, nawet na zakat, czyli rodzaj muzułmańskiego podatku.
Oczywiście, w wielu społecznościach mieszka zwykle jakiś przedstawiciel władzy państwowej, np. policjant, który powinien egzekwować prawodawstwo rosyjskie. Ale nawet on jest przede wszystkim czyimś synem lub mężem, a dopiero później egzekutorem władzy. Kiedyś, gdy przesłuchiwali mnie na jednym komisariacie w górach, co trwało w nieskończoność, poprosiłam o możliwość skorzystania z toalety. Także dlatego, że byłam koszmarnie znudzona. Gdy wychodziłam z toalety, kątem oka zauważyłam salę do modlitwy. Spytałam co to jest, a przesłuchujący mnie policjant spokojnie wyjaśnił, że pracownicy komisariatu też starają się trzymać zasad islamu…
Często zdarzało się, że była Pani przesłuchiwana?
Jeśli pracuje się w Rosji, to człowiek prędzej czy później zostanie oskarżony o bycie szpiegiem. Przyzwyczaiłam się, ale też wiem, że nie należy sobie z tego żartować, bo oni zupełnie na serio byli gotowi oskarżać mnie o szpiegowanie. Państwu nie jest na rękę, żeby ktoś węszył, pisał o torturach, wypytywał miejscowych.
Najdłużej przesłuchiwali mnie w przeddzień wojny w Gruzji. Chociaż oczywiście nie wiedziałam, że ona wybuchnie następnego dnia. Pech chciał, że tego dnia zdecydowaliśmy z przyjaciółmi, że przejdziemy przez góry i wybierzemy się do wsi Andi, znanej z wyrobu burek, czyli okryć czy też kurtek pasterskich.
O co pytają na takich przesłuchaniach?
Dlaczego przyjechałam, kim „naprawdę” jestem, dla kogo pracuję. To rozmowy typu „udowodnij, że nie jesteś jeleniem”. A dopóki nie musisz w swoim życiu udowodnić, że nie pracujesz dla wywiadu, dopóty nie wiesz, jakie to trudne.
Zresztą w Polsce też czasem dostawałam takie pytanie od zwykłych ludzi, którym Dagestan kojarzył się bardziej z terroryzmem niż z ciekawą, wielokulturową republiką. Wtedy mówiłam tylko, że w Dagestanie boję się dwóch rzeczy: miejscowych kierowców i przesłuchań.
Swoją drogą, większość zamachów terrorystycznych to były ataki na posterunki policji, na FSB. Nie uważam, że ataki na przedstawicieli reżimu są terroryzmem, tylko partyzantką.
Wróćmy do wprowadzanych dobrowolnie zakazów i nakazów. Po co narzucać sobie dosyć restrykcyjne zasady życia zgodnie z islamem, skoro można po prostu odrzucić te rosyjskie i mieć spokój?
Z kilku powodów. W mniejszych wspólnotach, we wsiach, starsi ludzie próbowali utrzymać swój autorytet, pilnować młodych, dzierżyć władzę. Interpretuję to tak, że jest to próba utrzymania rozpadających się wspólnot albo też próba walki o własną tożsamość. A oprócz rosyjskiej propagandy, w Dagestanie odbywają się procesy obecne na całym świecie, czyli migracja zarobkowa do miast. Trudno, żeby ludzie z mniejszych wsi, położonych w górach, pięć godzin drogi od miasta po górskiej nieprzejezdnej drodze, nie uciekali za pracą na równiny. Ale w Dagestanie jest inny stosunek do ziemi niż u nas: w Polsce człowiek wyjeżdża ze swojej wsi i po pół roku czuje się właściwie Warszawiakiem, czasem nawet ukrywając, gdzie się urodził. Dagestańczycy wracają do swoich rodzinnych wsi, mówią o swoim pochodzeniu i są z niego dumni.
Próba ustanawiania własnych zasad jest więc sięganiem do tej przeszłości, do związków z ziemią, do autorytetu starszych, do tradycji, przy jednoczesnym odcinaniu się od Rosji. Po to Dagestańczycy nakładają na siebie nakazy i zakazy: żeby nie dopuścić do rusyfikacji młodszych pokoleń i zachować własną tożsamości wbrew procesom kolonizacyjnym ze strony Rosji.
Poza tym, odcinanie się od państwa rosyjskiego daje mniejszym społecznościom dodatkowe korzyści: można dzięki temu uniknąć opresyjnych sankcji państwowych. Bo skoro policjant jest muzułmaninem i stosuje się do lokalnych zasad i zwyczajów, nie tak łatwo będzie mu aresztować kogoś ze swojej wsi, kto występuje przeciwko państwu. We wsi mogą się nawet ukrywać poszukiwani listem gończym, wiedząc, że będą chronieni przed reżimem przez społeczność.
Wspomniała Pani o rusyfikacji młodych osób. Czy jest to w takim razie zjawisko równoległe do powstawania rosnącej grupy „nowych muzułmanów”, jak ich pani nazywa w swoich badaniach?
„Nowi muzułmanie” to grupa młodych ludzi, którzy w pewnym momencie swojego życia stali się bardziej religijni i zaczęli wprowadzać zasady islamu w wielu dziedzinach. „Nowi muzułmanie” otwarcie wzywają do życia według szarijatu, do zmiany własnego życia, próbując kształtować własną przyszłość i przyszłość republiki „przy pomocy” islamu. Powstanie tej grupy dotyczy jednak przede wszystkim miast i wychodzi z potrzeby odróżnienia się od islamu wyznawanego we wsi, w którym mieszają się starsze, miejscowe wierzenia, tradycje, ludowość. I ten „wiejski” charakter nie do końca podoba się młodym muzułmanom z miast, czasem kształconych w Arabii Saudyjskiej, znających dobrze Koran.
W ten sposób wytworzyła się propozycja życia według zasad islamu dla młodych ludzi, którzy nie chcieli migrować poza Dagestan, ale nie odpowiadała im ludowa religijność wsi.
Tak grupa działając na rynku gospodarczym chciała wprowadzać w życie zasady ekonomii muzułmańskiej.
„Ekonomia muzułmańska”?
Raczej próby jej wprowadzania. Wraz ze wzrostem gospodarczym w Rosji ludziom powodziło się coraz lepiej. Na tyle dobrze, że stać ich było na założenie własnych firm i uprzemysłowienie rolnictwa. Później, w 2014 r. na Rosję nałożono sankcje, dość liche, w związku z agresją w Ukrainie. Paradoksalnie sankcje te pomogły muzułmańskim biznesom, bo zaczęto inwestować w lokalne rynki. A w Dagestanie ludzie są przedsiębiorczy, chcą zarabiać pieniądze. W przeciągu paru lat w okolicy pojawiło się dużo szklarni i innych upraw, które wcześniej uważano za nierentowne. Biznes się kręcił. Dużą część z nich prowadzili właśnie „nowi muzułmanie”, w tym także ci, którym bliski był islam salaficki, czyli reformatorski, nawołujący do powrotu do starych tradycji.
Ale co takiego „islamskiego” było w ich biznesach?
Od zwykłych firm różniło ich angażowanie wartości muzułmańskich w swoją działalność gospodarczą. Dla tych ludzi bardzo istotna była np. uczciwość i solidność w prowadzeniu interesów, dlatego też chętniej współpracowali z innymi muzułmanami – bo wiedzieli, że dla nich ważne są te same wartości. Takie podejście do biznesu stanowiło przeciwwagę do tego, co działo się np. w handlu w Rosji w latach 90 i nierzadko później: pranie pieniędzy, kombinowanie, wielkie sukcesy i totalne bankructwa.
„Nowi muzułmanie” nie chcieli odnieść wielkiego sukcesu?
Podchodzili do tego trochę inaczej. Chciwości i zachłanności nie ceni się w ekonomii muzułmańskiej. Ważny za to był wspomniany wcześniej zakat, czyli oddawanie części majątku dla biednych. Z odprowadzaniem oficjalnych podatków za to bywało różnie…
Nie czuli, że państwu coś się należy?
Część Dagestańczyków i Dagestanek nie uważa Rosji za swój kraj, więc dlaczego mieliby na niego łożyć? Oczywiście, niektórzy dostosowywali się do nakazów, ale raczej z niechęcią lub płacąc niewielkie kwoty ryczałtu, a ukrywając większość dochodów.
No i oczywiście handlowanie wieprzowiną czy alkoholem nie wchodziło w grę. Z nadwyżki przedsiębiorcy mogli składać się na meczet albo medresę.
Coś mi przypomina to łączenie wartości moralnych z pracą i handlem… Etykę protestancką?
Coś w tym jest. Jasne i precyzyjne zasady, wyczytywane prosto z Koranu, to częsta praktyka salafitów z Dagestanu.
Ale żeby być uczciwą, trzeba podkreślić, że to nie jest tak, że „nowi muzułmanie” prowadzący swoje biznesy zawsze postępują altruistycznie. Oni też potrafią być bardzo „rynkowi”, np. zatrudniają siłę roboczą z Azji Centralnej, bo mogą jej płacić znacznie mniej niż pracownikom i pracowniczkom z Dagestanu, którzy potrafią zbyt często opuszczać miejsce pracy ze względu na liczne wesela i pogrzeby krewnych, w których czują się w obowiązku uczestniczyć.
A co wiara Dagestanek i Dagestańczyków mówi o wojnie w Ukrainie?
Koran stawia sprawę jasno: można walczyć na wojnie, a nawet zabić człowieka, gdy napadł na nasz dom. Ale na dom Dagestanek i Dagestańczyków nikt nie napadł, więc byłoby to nieuzasadnione. Dlatego gdy Rosjanie zaczęli siłą wcielać ludzi do wojska, w dagestańskich miastach podniósł się bunt. Opór był, jak mi się wydaje, skuteczny, bo nikogo z moich znajomych nie wzięto już później do wojska. Oni naprawdę czują się „osobni” od Rosji. Gdyby podczas takich protestów policja aresztowała kobietę i groziła, że coś jej zrobią, wie Pani co by się działo? Dagestańczycy roznieśliby przecież komisariat. A w Rosji co najwyżej postronni filmowaliby zajście komórką.
Jest powód, dla którego rosyjskie represje są w Dagestanie mniej dotkliwe. Rosja wie, że gdyby przycisnęła mieszkańców tej republiki, to coś by w nich pękło.
Nie można tu użyć określenia, że jest to rozwinięte „społeczeństwo obywatelskie”, bo odnosi się ono do innego kontekstu. Ale w Dagestanie poziom zaufania społecznego między ludźmi jest naprawdę wysoki. I tego możemy się od nich uczyć.
Iwona Kaliszewska – adiunktka w Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej UW. Zajmuje się badaniem praktyk związanych z ekonomią islamską, ekonomią nieformalną oraz przemocą państwa. Od 2004 prowadzi etnograficzne badania terenowe na Kaukazie Północnym, ostatnio także w Ukrainie i na pograniczu polsko-ukraińskim. Wraz z Kacprem Czubakiem reżyserowała film dokumentalny o byłej dagestańskiej zapaśniczce pt. „Strongwoman” (2014). Autorka i współautorka książek oraz artykułów o tematyce kaukaskiej. Jej najnowsza książka 'For Putin and for Sharia. Dagestani Muslims and the Islamic State’ została właśnie opublikowana przez Cornell University Press.
***
Jako Salam Lab jesteśmy częścią wyjątkowego grantu i projektu edukacyjnego EMPATHY (Let’s Empower, Participate and Teach Each Other to Hype Empathy. Challenging discourse about Islam and Muslims in Poland), który zakłada kompleksowe i intersekcjonalne podejście do przeciwdziałania islamofobii w Polsce. Więcej na jego temat przeczytasz na naszej stronie salamlab.pl/empathy.
Projekt jest dofinansowany przez Unię Europejską. Wyrażone poglądy i opinie są jednak wyłącznie poglądami autora_ki lub autorów i nie muszą odzwierciedlać tych zamieszczonych w przepisach Unii Europejskiej lub Komisji Europejskiej. Unia Europejska oraz organ udzielający wsparcia nie mogą ponosić za nie odpowiedzialności.