1 czerwca rozpoczął się Pride Month, czyli miesiąc dumy. Aktywistka społeczna, pracowniczka Salam Lab i członkini społeczności LGBTQ+, Zuza, opowiada, czym jest dla niej queerowy czerwiec
Solomiia Martyniuk: Jakie znaczenie ma dla Ciebie Pride Month?
Zuza: Dla mnie jest to czas, kiedy daję sobie przyzwolenie na bycie bardziej sobą. Wokół jest tęcza, znaki solidarności od osób sojuszniczych, co powoduje więcej akceptacji w przestrzeni publicznej. Okres parad i marszów na rzecz osób LGBTQ+ to okazja do spotkania się w większym gronie jako społeczność. To szansa dla wielu osób queer by zaistnieć poza przestrzenią prywatną. Wiele osób queerowych musi „siedzieć w szafie”, czyli ukrywać swoją orientację seksualną czy tożsamość płciową. Bycie sobą naraża je na niebezpieczeństwo, przemoc czy dyskryminację. Miesiąc dumy daje mi poczucie, że mogę odetchnąć trochę głębiej.
Czy to jedyny czas, kiedy czujesz się swobodnie jako osoba queer?
Nie ujawniam się wyłącznie w tym okresie. Uważam, że jestem dość introwertyczną osobą, czującą potrzebę bycia samej i lubiącą swoją własną przestrzeń. Niezależnie od tego, uwielbiam atmosferę marszów i parad. Dla mnie to wysyłanie sygnału: „to nasze święto i mamy prawo je celebrować”.
Podobają Ci się nasze treści? Wesprzyj nas finansowo!
Pride Month to nie jest tylko tańce, śpiewy i zabawa. To też pokazanie i cieszenie się z tego,kim jesteśmy, co wnieśliśmy do kultury, sztuki, polityki czy każdej innej przestrzeni życia. To potwierdzenie, że w końcu możemy po prostu być. Nie czuję się oceniana lub jakikolwiek sposób odbierana negatywnie. Nie muszę się ukrywać, zachowywać się według standardów czy kanonów. Mogę przybrać swoją naturalną formę wyrazu. Bardzo często słyszałam, że jestem dziwadłem. Teraz dochodzę do wniosku, że, że warto celebrować siebie. Warto walczyć o przestrzeń nie tylko w miesiącu dumy, a na co dzień.
Uczestniczysz nie tylko w paradach i marszach, ale też w demonstracjach i protestach, które często wiążą się z przemocą, dyskryminacją i zagrożeniem. Nie boisz się?
Mam poczucie, że muszę działać i coś zmieniać. Uważam, że w Polsce są nagminnie łamane prawa człowieka, jak choćby prawa reprodukcyjne. Protesty, które wybuchły po ogłoszeniu poprawek do prawa do aborcji podczas pandemii były jednym z dowodów tego. Mieszkałam wtedy w Warszawie i byłam w centrum tego wszystkiego co się działo. Widziałam jak policja zatrzymywała uczestników i uczestniczki, używała gazu i masowo zamykała ludzi w kotłach. Przyzwyczaiłam się do ciągłego poczucia niebezpieczeństwa, po prostu. Wiem, że muszę sama siebie chronić i dbać o siebie. Niezależnie od tego, przede wszystkim ważna jest solidarność, wsparcie i wzajemna pomoc zarówno społeczności queerowej, tak i osób sojuszniczych.
20 maja po marszu równości w Olsztynie jedna z uczestniczek została postrzelona wiatrówką. Jak zareagowałaś na tę wiadomość?
Osiągnęłam pewien próg, gdzie już nic mi nie zaskoczy. Gdy dotarła do mnie ta informacja o zdarzeniu w Olsztynie, nie było we mnie tylu emocji. Cały czas widzę i słyszę o kolejnych samobójstwach, przemocowym zachowaniu i dyskryminacji w stosunku do osób ze społeczności LGBTQ+. Nie możemy więcej do tego dopuścić. Wolę działać, niż się zamartwiać.
Według raportów ILGA-Europe, Polska uważa się jako jeden z najbardziej homofobicznych krajów w Europie. Odczuwasz to na co dzień?
W Polsce doszło do sytuacji, gdzie niektórzy ludzie mają więcej praw, wsparcia, pomocy, są szanowane ich prawa obywatelskie. Jednocześnie, są osoby, które tych praw w praktyce nie mają. To są podwójne standardy. Można być przeciwko czemuś, ale nie można być przeciwko komuś. Żaden człowiek nie jest nielegalny, niewłaściwy czy nieodpowiedni. Każdy człowiek powinien mieć prawo do życia, normalnego funkcjonowania i szacunku. To powinno być oczywiste.
Co jakiś czas pytam siebie, czy walka ze stereotypami ma sens. Czy jest szansa na zmianę.. W takich chwilach wracam myślami do historii. Przez lata walki, społeczność queerowa w końcu wywalczyła sobie miejsce w przestrzeni publicznej i medialnej. A WHO wykreśliło zarówno homoseksualność jak i transpłciowość z światowej listy chorób. Teraz walczymy z poglądem, że bycie osobą queer to styl życia. Brzmi to tak, jakbyśmy wybierali sobie bycie „innymi”. Mimo, że w wielu krajach osoby queerowe mają zapewnione podstawowe prawa, przed nami wiele wyzwań.
Musimy być świadomi, że będziemy się mierzyć nie tylko z przeciwnościami, które są proste do przeskoczenia. Widzę jednak, że pomimo tych trudności,coraz więcej osób „wychodzą z szaf”, uświadamiają sobie i innym, kim tak naprawdę są.
A Ty ile miałaś lat, gdy „wyszłaś z szafy”?
Piętnaście. Czułam, że doświadczenia moich rówieśników i rówieśniczek nie są podobne do moich. Inność zawsze czułam ze względu na swoje pochodzenie, sytuację ekonomiczną, doświadczenia rodzinne, a queerowość była tylko kolejnym elementem tej układanki.
Wesprzyj rodziny uchodźcze w Krakowie, wpłać na zrzutkę >>>
Czy widzisz nadzieję na zmianę sytuacji społeczności LGBTQ+ w Polsce?
Kiedyś przyjdą lepsze czasy. Ale nic nie zadzieje się samo, potrzebna jest praca zarówno ze strony osób LGBTQ+, ale i osób sojuszniczych. Najważniejsza jest akceptacja, prawa człowieka i możliwość równego traktowania na co dzień. Najgorsze są te małe sytuacje, np. ciągła dyskryminacja, które powtarzają się po raz kolejny i w końcu stają się wielką kulą, która uderza cię prosto w serce. Upadasz, bo masz już dość. Chcę być traktowana przede wszystkim jako człowiek, a nie worek treningowy.
To wszystko, o czym rozmawiamy, sprowadza się do jednego, podstawowego pytania: co to znaczy być osobą queer w Polsce?
Im bardziej mówię o tym, kim jestem, tym więcej doświadczam dyskryminacji. Myślałam, żeby znów „zamknąć się w szafie”, być taką, jaką chcą mnie widzieć w społeczeństwie i że wtedy wszystko będzie dobrze. Ale prawda jest taka, że nie uciekniesz przed tym, kim jesteś. O wiele gorsze od dyskryminacji jest życie w kłamstwie z samą sobą. Mamy jedno życie i musimy je jakoś przeżyć.
Solomiia Martyniuk – członkini redakcji Salam Lab, współprowadzi media SPA – Społecznej Przestrzeni Aktywnej.