„Poddaję się całkowicie” – to słowa przysięgi składanej przez kobiety w oddziałach Tamilskich Tygrysów. Jaką cenę za emancypację płacą dziś ptaki wolności – bojowniczki ze Sri Lanki?
Jest wcześnie. Chwila po godzinie dziesiątej. Kobieta pochyla się, by dotknąć stóp mężczyzny. W Indiach to tradycyjny gest oznaczający szacunek. Nagle słychać ogromny huk. To bomba. Eksplodują ładunki wybuchowe ukryte pod ubraniem kobiety. Ginie 16 osób. W tym mężczyzna, Rajiv Gandhi, który do niedawna sprawował funkcję premiera. W Śriperumbudur, w stanie Tamilnadu, w południowych Indiach trwa jego wiec wyborczy. Jest 21 maja 1991 roku. Zamachowczyni to Thenmozhi Rajaratnam – bojowniczka Tamilskich Tygrysów.
Tygrysy Wyzwolenia Tamilskiego Ilamu (LTTE) zostały utworzone w 1976 roku jako nacjonalistyczna grupa, walcząca o niepodległość północnej części Sri Lanki. Prawie połowę jej szeregów stanowiły kobiety. Większość z nich w chwili przystąpienia do organizacji miała zaledwie kilkanaście lat. Jedną z takich osób jest Vetrichelvi. W LTTE zaczynała jako 17-latka. Zajmowała się podkładaniem bomb, ale w 1993 roku coś poszło nie tak i została ranna. Straciła rękę i oko, a jej włosy spłonęły. Wydawało się, że nie przeżyje. Po tym zdarzeniu nie mogła już walczyć, ale nie odeszła z organizacji, podjęła pracę w mediach Tamilskich Tygrysów, motywowała bojowników i bojowniczki do walki, rekrutowała nowych członków i członkinie.
W imię wolności i niepodległości
„W imię wolności i niepodległości! Poświęcam moją duszę, umysł i ciało, wszystko, co mam. Będę walczyć z całych sił. Pod opieką naszego dowódcy Prabhakarana. Poddaję się całkowicie. Będę prawdomówna i lojalna. Cel naszego ruchu? Cel Tygrysów: wolność i niepodległość narodu tamilskiego!”. To słowa, które skandowała Vetrichelvi wraz ze swoimi towarzyszkami broni, przyjaciółkami i siostrami. Dla wielu z nich bitwy to całe życie, całe ich doświadczenie. Twierdzą, że były szczęśliwsze w Tamilskich Tygrysach, że gdyby tylko była taka możliwość, przystąpiłyby do nich znów, nawet gdyby następnego dnia miały zginąć. Nie żałują, że poświęciły swoje życie walce, smuci je jednak to, że tę walkę przegrały.
Już od samego początku funkcjonowania organizacji kobiety rekrutowały się do grupy, jednak ich udział był raczej niewielki. Wiele zmieniło się siedem lat później, w 1983 roku, kiedy utworzono Kobiecy Front Tamilskich Tygrysów, znany również pod nazwą Ptaki Wolności. Później, w 1991 roku komórka ta utworzyła Front Kobiet, którego założenia zostały zbudowane wokół koncepcji równości płci oraz przekształcenia status quo.
Obietnica emancypacji w ruchu Tamilskich Tygrysów
Front walczył o zniesienie opresyjnej dyskryminacji kastowej i zwyczajów, takich jak konieczność posiadania posagu, eliminację wszelkich form dyskryminacji kobiet tamilskich oraz zapewnienie równości społecznej, politycznej i ekonomicznej, przywrócenie kontroli kobiet nad ich własnym życiem, ochronę prawną kobiet, które padły ofiarą molestowania seksualnego, gwałtu lub przemocy domowej. Dla bojowniczek dążenie do niepodległej ojczyzny Tamilów było równoznaczne z osobistym wyzwoleniem od społeczno-kulturowego ucisku. Podobnie jak mężczyźni walczący w organizacji, kobiety podkładały miny i rozminowywały teren, nosiły broń, obsługiwały ciężkie maszyny i kopały bunkry. W ten sposób członkostwo kobiet w LTTE przeciwstawiało się tradycyjnym stereotypom płci w społeczeństwie tamilskim przede wszystkim dlatego, że dano im możliwość bycia na równi z mężczyznami we wszystkich aspektach operacyjnych organizacji terrorystycznej.
W przystąpieniu do grupy wiele kobiet upatrywało wyzwolenia od tradycyjnych ról oraz emancypacji. Dziewczęta podziwiały kobiety walczące o wolność i równość praw. Jednakże wiele z nich, kierując się wizją ucieczki od ograniczonego życia, nie zdawało sobie sprawy, że są to drzwi w jedną stronę: można było wejść, ale nie można było wyjść.
Zawiedzione nadzieje
Kobiety nie zawsze wiedziały, jakie zadania będą miały do wykonania. Część z nich nie zdawała sobie sprawy, że idzie na wojnę. Te, które nie chciały walczyć, były zmuszane do wstąpienia do organizacji. Przymusowa rekrutacja kobiet, również należała do zadań wspomnianej Vetrichelvi, lecz kobieta nie czuje się winna. Twierdzi, że tylko motywowała dziewczęta, by walczyły o wyzwolenie.
Jedną z osób wcielonych siłą do organizacji była Rathika. „W LTTE znalazłam szczęście, wygodę i wiele innych rzeczy, których nie znałam z domu”, twierdzi kobieta. Jej rodzice zginęli, gdy była jeszcze małą dziewczynką. Trafiła do sierocińca, w którym mieszkała do 17 roku życia, wtedy została członkinią Tamilskich Tygrysów. Rathika nie wierzyła w wojnę, nie chciała brać w niej udziału. Kobieta wspomina, że życie w obozie nie było łatwe, godzinami musiała leżeć w tej samej pozycji z karabinem w ręku, podczas upałów i w ulewnym deszczu.
Ruch Tamilskich Tygrysów rekrutuje kobiety do swoich szeregów, Boko Haram je porywa. Czytaj o innych bojowniczkach w organizacjach terrorystycznych na SalamLab.pl >>>
W 2009 roku, pod koniec wojny, została ranna. Trafiła do szpitala, w którym pacjenci leżeli pod łóżkami ze względu na nieustanny ostrzał. Według ONZ, współrzędne GPS obiektów cywilnych zostały wtedy celowo zbombardowane z wyraźnym pogwałceniem międzynarodowego prawa humanitarnego. Dziewczynie cudem udało się przeżyć. Omyłkowo została uznana za osobę cywilną i podczas gdy jej kolegów i koleżanki z LTTE zabierano do autobusów, które wywoziły ich do specjalnych ośrodków (przez obrońców praw człowieka nazwanych obozami koncentracyjnymi), ona trafiła do miejskiego szpitala.
Czy to jeszcze feminizm?
Krytycy i krytyczki mobilizacji kobiet do LTTE twierdzą, że wojowniczki są schwytane w „potrójną więź ucisku”: jednocześnie walczą z uciskiem Zachodu, uciskiem społecznym ze strony państwa i uciskiem wewnętrznym w ramach własnych grup powstańczych. Dodatkowo podkreślają oni, że włączanie do walki kobiet nie wynikało z promowania ich niezależności, czy dążenia do równości płci, a było podyktowane jedynie zapotrzebowaniem na „zasoby ludzkie”. Warto zauważyć jednak, że wiele kobiet, które dobrowolnie lub nawet przymusowo wstąpiły do armii, kierowały się ostatecznie podwójnymi aspiracjami: emancypacją siebie jako kobiet, a także swoją nadzieją i determinacją w zapewnieniu większej władzy dla całej ludności tamilskiej. Przystępując do Tamilskich Tygrysów, poza własnym wyzwoleniem, kobiety miały nadzieję na emancypację wszystkich Tamilów i Tamilek.
Obecnie byłe wojowniczki podlegają ciągłemu ostracyzmowi. Ci, którzy je podziwiali, gdy walczyły na frontach, teraz ich nienawidzą. Byłe członkinie są pod ciągłym nadzorem. Tajna policja cały czas je obserwuje, muszą się ukrywać. Wiele z nich mierzy się z różnymi niepełnosprawnościami, nie ma wykształcenia ani innego doświadczenia niż to, zdobyte na polu walki. Przeżyły wszystkie bombardowania i jak twierdzą, to, że nie zginęły, jest ich jedynym grzechem.
***
Tekst ukazuje się w ramach autorskiego cyklu Karoliny Wasyl o kobietach w organizacjach terrorystycznych.
Karolina Wasyl – absolwentka kierunku Komunikacja Międzykulturowa Azja i Afryka na Uniwersytecie Warszawskim. Interesuje się zagadnieniami kulturalno-społecznymi państw Azji Południowo-Zachodniej oraz Afryki Północno-Środkowej. Entuzjastka języków obcych. Stażystka w Dziale Medialnym Salam Lab.
Źródła:
- Outlook India, dostęp z dnia 18.07.2022.
- S. Dissanayake, Women in the Tamil Tigers: Path to Liberation or Pawn in a Game?, w: Counter Terrorist Trends and Analyses, Vol. 9, No. 8, International Centre for Political Violence and Terrorism Research, 2017.
- E. Alexander, Women of War: The Female Fighters of the Liberation Tigers of Tamil Eelam w: Cornell International Affairs Review 7.2, 2014.
- Blizny, reż. A. Zwiefka, Niemcy, Polska, Holandia, 2019, dystrybucja Rise and Shine World Sales UG.
- K. Wall, M. Choksi, A Chance to Rewrite History: The Women Fighters of the Tamil Tigers, dostęp z dnia 29.07.2022.