Dwa rodzaje migracji. Rozmowa z artystą z Bangladeszu

Talha Bin Shams, artysta z Bangladeszu


„Decyzja o wyjeździe nigdy nie jest łatwa. Życzę ludziom dużo wrażliwości i empatii. Tego, by zrozumieli, że urodzenie się w bezpiecznym miejscu jest ogromnym szczęściem”. Talha Bin Shams, artysta z Bangladeszu, o migracji.

Są dwa rodzaje migracji. Pierwsza to, gdy decydujesz się na wyjazd ze swojego kraju, by poprawić standard swojego życia. Jesteś podekscytowany i szczęśliwy.

Drugi rodzaj migracji, to gdy wyjeżdżasz również po to, aby twoje życie było lepsze, ale wtedy nie masz wyboru. To walka o godne życie i bezpieczeństwo, o podstawowe prawa człowieka. Bo w ojczyźnie jest bieda i korupcja, a ty nie masz za co kupić chleba, choć masz świetne wykształcenie. Nie ma wolności słowa, a mając odmienne poglądy polityczne niż partia rządząca, która wykorzystuje kraj, grozi ci więzienie. Bo osoby o orientacji nieheteroseksualnej nie są akceptowane w twoim kraju. Bo z powodu zmian klimatu panuje straszna susza niszcząca wszystkie uprawy, dzięki którym do tej pory twojej rodzinie udało się przeżyć. Teraz ziemia jest sucha jak pustynia, a woda w kranie jest rzadkim widokiem. Znam wiele osób, które tak jak ja, zdecydowały się na to, by opuścić swój kraj. W pewnym momencie nie miały już wyboru.

Ci ludzie chcą tylko spokoju ducha

Pochodzę z Bangladeszu, kraju położonego w Azji Południowej, graniczącego z Indiami. Mamy tam przepiękną przyrodę. Ziemia jest bardzo żyzna, możesz posadzić coś gdziekolwiek, a to urośnie. Kraj jest wielokulturowy. Bangladesz to państwo z większością muzułmańską, ale żyją tu też wyznawcy i wyznawczynie buddyzmu, hinduizmu, chrześcijaństwa, są też rdzenne społeczności. Ludzie starają się żyć w zgodzie.

Ale większość z nich ledwo wiąże koniec z końcem. Zwykli ludzie cierpią. Niezależnie od wyznawanej religii, koloru skóry, klasy społecznej. Zwykli ludzie, którzy nie mają pewności, że ich rodzina zje dziś wieczorem ciepły posiłek, którzy chcą tylko spokoju, bezpieczeństwa, akceptacji i wolności, wyjeżdżają z miejsc, takich jak Bangladesz.

Praca Talhy Bin Shamsa

Ludzie wyjeżdżają z różnych państw na całym świecie, bo to bogaci są u władzy. Bo nie mówi się o biednych. Zapomina się o ludziach, o większości. Bo panuje korupcja i dyktatura. Bo nie ma już wyjścia. Otwarcie własnej firmy graniczy z cudem. Każdego ranka stoisz przed wyborem: czy chcesz mówić to, co myślisz, czy wolisz chronić swoich bliskich. W społeczeństwach brakuje też wolności i edukacji, kobiety są traktowane patriarchalnie i wciąż nie mają praw, podobnie osoby LGBT+. Nie mówi i nie uczy się o seksie, menstruacji, jest tak, jakby dzieci spadały z nieba.

Wysoka inflacja w Polsce? Pomyślcie o tej w Bangladeszu

Czy w moim kraju można żyć bezpiecznie? Wyobraź sobie taką sytuację: idziesz do Biedronki, a pomidory, które jeszcze tydzień temu kupowałeś za 4 zł, dziś kosztują 8 zł. Jeśli postanowisz powiedzieć o tym głośno lub napisać o tym w swoich mediach społecznościowych, jesteś skończony. Jeśli masz szczęście, trafisz do więzienia.

W moim kraju możesz żyć dobrze tylko, jeśli będziesz tańczyć tak, jak zagra ci rząd. A każdy człowiek ma prawo do tego, by żyć, spełniać marzenia, czuć się wolnym, nie tylko egzystować.

Jestem artystą. Studiowałem na Uniwersytecie Sztuk Pięknych w stolicy, Dhace, chciałem otworzyć własne studio w Bangladeszu. Nie pozwoliła na to biurokracja. Nawet, gdyby udałoby mi się to zrobić, pewnego dnia do studia mogłaby wejść policja. Władze postawiłyby mi fałszywe zarzuty, a ja trafiłbym do więzienia. Bo coś nie spodobało się rządzącym. Ale miałem całkiem stabilną i dobrą pracę jako nauczyciel. Mimo to przez całe życie wiedziałem, że muszę wyjechać – dla swojej wolności. To poczucie w pewnym momencie nie daje ci spokoju. Musisz się ratować.

Praca Talhy Bin Shamsa

Decyzja o wyjeździe nigdy nie jest łatwa. Przez pierwszy rok każdego ranka budziłem się i pytałem sam siebie: co ja tu robię? Początki były bardzo trudne. Nie znałem polskiego, nie znałem Polski, słyszałem tylko stereotypy na temat życia w tym kraju, w które nie chciałem wierzyć. Zacząłem studia na UMCSie w Lublinie. Nie udało mi się zbyt dobrze poznać tego miasta, ponieważ od razu po moim przyjeździe wybuchła pandemia, ale dobrze wspominam ten czas. Poznałem wspaniałe osoby, przyjaciół na całe życie. Poczułem, że jestem wolny.

Rasizm jest w każdym

Marcin, który jest dla mnie niczym ojciec chrzestny, bardzo zachęcał mnie do tego, abym zaczął pokazywać własną sztukę. Mówiłem, że nikomu nie spodoba się to, co tworzę, bo nawiązuję do folkloru, tradycji i dziedzictwa Bangladeszu. Ale po kilku miesiącach miałem pierwszą własną wystawę w Polsce, najpierw w Radomiu, potem on-line na UMCSie, następnie w Kazimierzu Dolnym. Nigdy nie spodziewałem się, że moja sztuka zostanie doceniona, a ja będę mógł rozwijać się jako artysta. Moje marzenia zaczęły się spełniać.

Zdarzały się też przykre sytuacje, doświadczyłem rasizmu w różnych miejscach pracy: i w fabryce, i w dużej firmie. Moi bliscy zostali pobici i brutalnie potraktowani przez policję w Krakowie z powodu innego koloru skóry i obcego paszportu. Ale wierzę, że rasizm jest wszędzie. W każdym zakątku świata są dobrzy i źli ludzie.

Bóg nie może być mężczyzną

Martwię się o moją rodzinę, o moich rodziców, którzy są dla mnie bardzo ważni, są dla mnie bóstwami. Urodziłem się w muzułmańskiej rodzinie, ale nie jestem zbyt religijny. Modlę się raz dziennie z głębi mojego serca, wierzę, to dla mnie ważne. Ale moim zdaniem Bóg nie może być mężczyzną.

Życzę ludziom dużo wrażliwości i empatii. Tego, by zrozumieli, że urodzenie się w bezpiecznym miejscu jest ogromnym szczęściem. Że wiele osób nie ma tego przywileju i musi opuścić swój kraj, by godnie żyć. Że mają do tego prawo. Bangladesz, choć panuje w nim duża bieda, przyjął około milion uchodźców i uchodźczyń Rohindża, którzy uciekali przed śmiercią i prześladowaniami z Mjanmy. Tak się po prostu robi. Bo jesteśmy ludźmi. Ważna jest też edukacja, to, aby czytać o ludziach, kulturach, narodach i krajach spoza swojej bańki. W Bangladeszu produkuje się dużą część ubrań, które każdego dnia kupują i noszą ludzie w krajach Zachodu. Mało kogo interesuje jednak to, jaką cenę płacą Banglijczycy i Banglijki, którzy pracują przy produkcji tej odzieży. To wszystko sprowadza się do jednego: otwórzmy się na innych. Spróbujmy zrozumieć, dlaczego ktoś wyjechał ze swojego kraju. Nie oceniajmy.

***

Tekst powstał dzięki grantowi otrzymanemu w ramach projektu „I am European: Historie i fakty o migracjach na XXI wiek”, który jest realizowany przez Centrum Edukacji Obywatelskiej (CEO) i finansowany ze środków Unii Europejskiej.

#



Najnowsze publikacje