Egzotyczne wakacje, plaże, koktajle. Czyli właściwie jakie?


Jest lato, co oznacza, że wielu z nas wybierze się na wakacje. Szukając ofert, szybko natkniemy się na słowo „egzotyka”, które bije z kolorowych billboardów i stron internetowych. Tylko czy kiedyś zastanawialiśmy się, co to słowo właściwie znaczy?

Wchodzę na jeden z portali popularnego biura turystycznego. „Egzotyczne wakacje – wybierz kierunek!” – krzyczy do mnie nagłówek. Jakie części świata znajdują się w ofercie? Malediwy, Tajlandia, Filipiny, ale też Zjednoczone Emiraty Arabskie, Kuba czy Meksyk. Co łączy te kraje, tak przecież od siebie różne?

Według Słownika Języka Polskiego, „egzotyka” to:

„1. ogół cech typowych dla krajów o odmiennym klimacie, krajobrazie i kulturze;

2. przedmioty lub zjawiska mające takie cechy;

3. ogół cech czegoś odmiennego, rzadko spotykanego”.

Niby wszystko się zgadza, ale nadal mam wątpliwości. Bo dlaczego odmiennej kulturowo, klimatyczycznie i krajobrazowo Sycylii nie nazwałabym egzotyczną, ale położone 200 kilometrów dalej tunezyjskie plaże już tak? Albo czy Tajowie i Tajki też określiliby Polskę jako „egzotyczną”?

Europejski pępek świata

Okazuje się, że sprawa jest bardziej skomplikowana, niż wynika z definicji w słowniku. Wywodzący się z języka greckiego przedrostek „egzo” wskazuje na coś będącego poza, coś nietutejszego, coś odległego. Intuicyjnie czuję jednak, że „egzotyka” nie jest słowem neutralnym, opisującym każdy rodzaj „inności”. 

Jak widać na powyższych przykładach, wpisana jest w nie zachodniocentryczna wizja świata i globalne nierówności. Mówiąc prościej, nazywając coś egzotycznym, traktujemy Europę (szerzej tzw. Zachód) jak pępek świata.

Idea współczesnej turystyki sięga XIX-wiecznych wypraw zamorskich i stykania się Europejczyków i Europejek z mieszkańcami i mieszkankami innych kontynentów. Nadal odnajdujemy w niej pozostałości powstałych w czasach kolonializmu podziałów, w myśl których to, co europejskie, w naturalny sposób uznawane jest za lepsze i stanowi uniwersalną normę. 

„Wizja ta, poza podstawowym podziałem na tych barbarzyńców i cywilizowanych nas, przepełniona była nośnymi stereotypami dotyczącymi odległych kultur oraz ras. (…) To w tych czasach narodziła się koncepcja tak dziś pożądanej i na każdym kroku reklamowanej wakacyjnej egzotyki. Nie oszukujmy się, egzotyka jest zachodnim wynalazkiem z kolonialnym rodowodem” – pisze Paweł Cywiński, orientalista, kulturoznawca, geograf i współtwórca portalu Post-turysta. 

Podobają Ci się nasze treści? Wesprzyj nas finansowo!

Dajmy przykład, jak ta kolonialna wizja sprzedaje dziś wycieczki. Opis tego, jak rzekomo wygląda Sri Lanka, znalazłam na stronie jednego z biur podróży: „Dziewicze plaże, plantacje herbaty, najlepsze na świecie, aromatyczne curry oraz rozbrajające uśmiechy mieszkańców, którzy zauroczą Cię pozytywnym podejściem do życia. Sri Lanka podbiła serca milionów ludzi na całym świecie. Wczasy tutaj to okazja do skosztowania mieszanki egzotycznego raju, wielowiekowych tradycji i dzikiej przyrody”.

Idealizacja krajobrazów, kultury i stosunków społecznych zawiera w sobie określoną wizję relacji między odwiedzającymi a odwiedzanymi. Szerzej pisze o tym Anna Wieczorkiewicz w swojej książce „Apetyt turysty. O doświadczaniu świata w podróży”: „Turyści przebywający na wakacjach tworzą coś w rodzaju szczęśliwej komuny. Wypoczywają na plażach lub na terenach hotelowych basenów, opalają się, uprawiają sporty, jedzą i piją. Tubylcy (obrazuje się ich znacznie rzadziej niż turystów) zwykli wykonywać inne czynności: oddają się tradycyjnym tańcom, grom i zabawom. Są dostarczycielami rozrywki, nieodzownym elementem malowniczego krajobrazu, a przede wszystkim przedmiotem oglądu”.

egzotyka

Amputacja języka

Czym skutkuje taka uproszczona wizja świata, z jasnym podziałem na „my” i „oni”? Upowszechniane i utrwalane w reklamie czy relacjach z podróży stereotypy stają się nieuświadomionym filtrem, przez który odbieramy rzeczywistość. 

„Grozi to karykaturalnym odgrywaniem z góry wyznaczonych ról, zarówno przez dzisiejszych turystów (zamożnych potomków cywilizacji kolonizatorów), jak i mieszkańców odwiedzanych państw (reprezentantów kultur i cywilizacji w jeszcze nie tak odległej przeszłości podbijanych, skolonizowanych i wykluczanych z procesu współtworzenia samostanowiącej wiedzy i narracji dziejowej)” – tłumaczy Cywiński.

Język turystycznej narracji jest jednostronnym, zachodniocentrycznym opisem miejsc i kultur, który kształtuje nasze zachowania, oczekiwania i wyobraźnię. Na lokalnych mieszkańców i mieszkanki patrzymy jak na dzikich, egzotycznych, pierwotnych ludzi, nie biorąc pod uwagę, że to tylko nasze wyobrażenia. „Turystyka globalna bowiem od samego początku swojego istnienia amputuje język odwiedzanym światom. Autorem przewodników po Rwandzie, nigdy nie jest Rwandyjczyk, prowadzącym program o amazońskiej dżungli, nigdy nie jest jej mieszkaniec” – pisze dalej Cywiński.

Zadajmy więc sobie pytanie, czy rzeczywiście mieszkańcy i mieszkanki Sri Lanki mieliby o sobie do powiedzenia tylko tyle, że mają rozbrajające uśmiechy i potrafią zauroczyć pozytywnym podejściem do życia?

Neokolonializm turystyczny

Żeby zrozumieć, co jest nie tak z globalną turystyką, musimy odrobić lekcję z historii. Ostatnie kolonie przestały istnieć pół wieku temu. Ich upadek nie oznaczał jednak końca wyzysku, wykluczenia i dominacji zachodniej władzy i narracji. Wzajemne powiązania między tzw. Globalnym Południem i Globalną Północą (coś, co kiedyś nazywaliśmy krajami rozwijającymi się i rozwiniętymi) stale rosną. Jak pisze Cywiński, „Spotkania turystyczne są dziś najczęstszą formą spotkań mieszkańców z różnych zakątków globu. Przy czym podróżniczy trend nie zmienia się od stuleci – to mieszkańcy bogatej Północy jadą odpoczywać do krajów, jeszcze nie tak dawno zniewolonego przez nich Południa. Nie na odwrót”.

Kiedy spotkanie „zachodnich turystów i turystek” z „egzotycznymi tubylcami i tubylczyniami” nie jest spotkaniem równych sobie ludzi, traktujących się wzajemnie z szacunkiem i uznających swoją podmiotowość, dochodzi do powielania kolonialnych zależności, co nazywa się neokolonializmem turystycznym. Mówimy tu o takim traktowaniu osób pochodzących z odmiennej kultury, które zakłada asymetryczną, czy wręcz uprzedmiotawiającą relację między „nami” a „nimi”. 

Często celem takiego spotkania jest jednostronne zaspokojenie potrzeb, oczekiwań i wyobrażeń turystów i turystek. „Tubylcy i tubylczynie” traktowani są przez nich instrumentalnie, jako środek zapewniający „wakacje pełne wrażeń i rajski wypoczynek”, a nie jako drugi, równy sobie człowiek.

Podróżować, czy nie podróżować?

Czy to wszystko oznacza, że, mamy zapomnieć o wakacjach, bo jako Europejczycy i Europejki jesteśmy obarczeni odpowiedzialnością za spuściznę kolonializmu? Czy nie mówiło nam się, że podróże kształcą? „Chcemy postępować etycznie, ale nie mieszajmy w to naszego prawa do wypoczynku!” – można by się oburzyć.

Na szczęście świat nie jest czarno-biały i nikt nie każe nam ponosić indywidualnej odpowiedzialności za historyczne dzieje. Warto po prostu planować nasze wyprawy, będąc świadomym powyższych zależności i nie dawać się zwieść upraszczającym opisom uszytym na miarę komercjalizacji naszych przeżyć.

„Z jednej strony (…) należy zastanowić się nad miejscem, które zamierzamy odwiedzić, nad jego historią, kulturą, aktualną sytuacją społeczną i polityczną, a także nad kształtem przemysłu turystycznego. Z drugiej strony (…) pochylić się nad własną rolą w tej rzeczywistości, nad naszym wpływem na jej kształtowanie, nad tym, jak jesteśmy przez mieszkańców danego kraju odbierani” – radzi nam Cywiński.

Czy miejsca, ludzie i kultury, które poznajemy, są inne? Tak. Czy to nasze obyczaje, zachowanie i system wartości są punktem odniesienia wyznaczającym normę? Nie. 

Jeśli chcemy podróżować etycznie, dbajmy o to, by w naszych spotkaniach z lokalnymi ludźmi żadna ze stron nie była ani uprzywilejowana, ani uprzedmiotowiona. Bądźmy ciekawi innych, odkrywajmy najdalsze zakątki świata, cieszmy się odpoczynkiem. Ale nie pozwólmy, by nasze oczekiwania i stereotypy przysłoniły nam złożoną naturę tych „innych” światów. I nie odbierajmy głosu tym, którzy mogliby nam je pokazać i opowiedzieć historie, których nie znajdziemy w ofertach popularnych biur podróży.

Kontynuujemy cykl „Lekcja z Salam Lab”. Śledźcie naszą stronę www i social media, żeby dowiedzieć się wszystkiego, o co bałyście się zapytać.



Najnowsze publikacje