Francja potrzebuje prawdziwej egalité, Polska – spokojnej dyskusji o migracjach

fot. Toufik-de-Planoise / Wikimedia Commons


W Clichy-sous-Bois, miejscowości pod Paryżem, w 2005 roku wybuchły zamieszki spowodowane śmiercią dwóch miejscowych nastolatków. Chłopcy zostali porażeni prądem w fabryce, gdzie uciekali przed policją. Wydarzenia te nadal są upamiętniane przez tamtejszą społeczność

Językiem Francji jest rewolucja, a sztandarowym znakiem umiłowanie do egalité, czyli równości. Strajki z 2009 roku, protesty osiem lat później po przemocy policjantów wobec Théo L. i śmiertelnym postrzale mężczyzny pochodzenia chińskiego, protesty żółtych kamizelek, a w końcu sama rewolucja francuska z XVIII wieku. Ostatnie zamieszki we Francji to w zasadzie kontynuacja tradycji.

Andrzej Leder pyta w tytule tekstu dla Krytyki Politycznej „Czy jest coś bardziej francuskiego niż uliczne zamieszki i rewolty?”. „Tak jak w Polsce lud szlachecki mniej więcej co 30 lat urządzał powstanie narodowe, tak Francuzi urządzali rewolucje. Od Wielkiej Francuskiej po rewoltę ’68 roku. Obrazy młodych ludzi stojących dzisiaj na przegradzających ulice wrakach przypominają przecież archetypiczne dla Francji obrazy tych rewolt, choćby słynną Wolność wiodącą lud na barykady Delacroix” – pisze filozof kultury. 

Głos niewysłuchanych

Kilka tygodni temu, 27 czerwca policjant zastrzelił 17-letniego Nahela na jednej z ulic podparyskiego Nanterre. Jak podaje Associated Press, policjant został zatrzymany pod zarzutem nieumyślnego spowodowania śmierci. Funkcjonariusz zeznał lokalnej prokuraturze, że do zdarzenia doszło podczas kontroli drogowej. Nahel zginął na miejscu. 

Po śmierci chłopaka we Francji wybuchły zamieszki. Ulice zapłonęły, ludność starła się z policją, niszczono budynki publiczne. W Paryżu i okolicznych miejscowościach wprowadzono godzinę policyjną, aresztowano wiele osób. Większość protestujących stanowiły osoby młode, często nieletnie, od kilku pokoleń żyjący we Francji potomkowie dawnych mieszkańców kolonii. Jak w swoim oświadczeniu tłumaczyła Fundacja Ocalenie: „Mają francuskie paszporty, ich pierwszym językiem jest francuski, chodzą do francuskich szkół”. Jednak wciąż ich obco brzmiące nazwisko, arabskie czy afrykańskie, zmniejsza ich szanse na zatrudnienie. Mają o wiele mniejsze możliwości rozwoju i poczucia bezpieczeństwa niż biali obywatele Francji. Organizacja dodaje, że gettoizacja, rasizm i przemoc wynikają z wadliwej francuskiej polityki integracyjnej. Ludzie to dostrzegają i domagają się zmian. Bunt jest, jak powiedział kiedyś Martin Luther King, często głosem tych, których nikt nie słucha. 

„Nie mamy tych samych praw”

Jak wynika z rozmów The Guardian, zdania na temat protestów po śmierci Nahela są podzielone. Część z rozmówców i rozmówczyń rozumiała skumulowaną złość społeczeństwa, która znalazła ujście, inni podkreślali, że najważniejsze jest niełamanie prawa, jak przedsiębiorca z Paryża, 40-letni Jason: „Pochodzę z przedmieść: mój ojciec jest Chińczykiem, matka wyemigrowała z Maroka. Mam całoroczną opaleniznę, że tak powiem, ale nie mam problemów z policją, bo przestrzegam prawa”. 

Piszemy dla Ciebie, dzięki Tobie

W obliczu rosnącej migracji ludności spowodowanej zmianami klimatycznymi, konfliktami zbrojnymi i czystkami etnicznymi, zapewnienie dostępu do rzetelnych informacji jest teraz bardziej istotne niż kiedykolwiek wcześniej. Nasze dziennikarstwo w Salam Lab jest konstruktywne, inkluzywne i wolne od uprzedzeń. Dostarczamy różnorodne perspektywy, wykraczając poza główny nurt mediów, bez wpływu korporacji czy powiązań politycznych.

Jesteśmy całkowicie niezależną redakcją. Wasze wsparcie stanowi fundament naszej działalności. Każda wpłata pomaga nam kontynuować naszą misję dostarczania rzetelnych informacji. Dziękujemy za każdy wkład, który pomaga nam zachować niezależność.

Jak mówiła „Guardianowi” 37-letnia Beatrycze, mieszkająca w Montmorency, zamożnej dzielnicy Paryża: „Moi znajomi głosujący na Jean-Luca Mélenchona [francuskiego polityka lewicy – przyp. red] podkreślają, że we Francji wciąż istnieją społeczne nierówności i śmierć Nahela była wydarzeniem, które po prostu przelało czarę (…) Myślę, że wiele osób protestujących po prostu zobaczyło siebie w Nahelu”.

Zamieszki dla BBC skomentował również mieszkający we Francji Mourad: „Nie mamy tych samych praw. Politycy w mediach mówią, że nie jesteśmy obywatelami drugiej kategorii, ale to nie jest prawda.”

Politycznie niewidzialni

Systemowy rasizm, jak pisze w swoim reportażu „Afropejczycy” dziennikarz i Afropejczyk Johny Pitts, nigdy nie jest tylko umocowany kolorem skóry, a wiąże się z klasowością i miejscem w hierarchii społecznej. To również w swoim tekście podkreślał Leder twierdząc, że zamieszki we Francji stanowią przejaw ścierającej się walki klas oraz walki pokoleń. Pitts pisze tak: „Czarność pozostawała we Francji niewidzialna po części dlatego, że czarna społeczność próbowała się stosować do artykułu I francuskiej konstytucji z 1958 roku, który głosi: »Francja jest Republiką niepodzielną, świecką, demokratyczną i socjalną. Zapewnia ona równość wobec prawa wszystkim obywatelom, bez względu na pochodzenie, rasę lub religię. Respektuje wszystkie przekonania. Jej organizacja jest zdecentralizowana«”. Według Pittsa to właśnie odrzucenie konceptu rasy na poziomie administracyjnym sprawia, że osoby czarnoskóre we Francji są politycznie niewidzialne. A przecież równocześnie są tak widoczne na ulicach. 

Odwiedzając Clichy-sous-Bois, wschodnie przedmieścia Paryża, autor „Afropejczyków” rozmawia z Almamym Kanouté, Malijczykiem, pracownikiem opieki społecznej i aktywistą, zdobywającym wtedy rozgłos jako nieoficjalny rzecznik banlieues, czyli przedmieść. 

„Francji marzy się bycie republiką, a nią nie jest. Za prawdziwie francuską uznaje się jedynie kulturę białych. Właśnie dlatego drugie pokolenie czarnych imigrantów nosi w sobie tak dużo gniewu. Przekonuje się ich, że są pełnoprawnymi Francuzami, ale w rzeczywistości rząd widzi w nich wyłącznie cudzoziemców” – mówi Almamy. Według mężczyzny tylko uznanie czarnoskórych migrantów za prawdziwych Francuzów może sprawić, że Francja będzie takim krajem, za jaki się uważa. Krajem prawdziwej równości. Rasizm opisywany w książce Pittsa w rozdziale poświęconym Francji przebiera subtelne formy. Nie jest namacalny. Jego hipokryzję stanowi system, który twierdzi, że wszyscy są równi i tacy sami, podczas gdy rzeczywistość zupełnie nie przystaje do tego obrazu.

Można byłoby zapytać, jak to możliwe, że Francja, która ma tak długą historię imigracji, ma problemy z rasizmem. Jak podkreśla Patrick Simon w książce „Migranci, migracje. O czym warto wiedzieć, by wyrobić sobie własne zdanie”, często padają głosy o nieudanym procesie integracji migrantów i migrantek we Francji, który zaczął szwankować już pod koniec lat 70. Integracja jednak zawsze niesie ze sobą konflikty i istotne jest, aby je przepracować. Kluczowe jest wypracowanie równego traktowania. Niestety, gdy cichej integracji, odbywającej się na przedmieściach (bo imigranci z Maghrebu czy Afryki Subsaharyjskiej upodobniają się do francuskiego społeczeństwa, a kolejne drugie pokolenie otrzymywało już francuskie obywatelstwo) towarzyszy dyskryminacja i odrzucenie, nie ma ona szansy, by w pełni zaistnieć. Aby model francuski zaczął działać, potrzeba autentycznego zaakceptowania wielokulturowości. Budowanie równości nie powinno być pustym frazesem.  

Podczas gdy Francja płonęła i pojawiła się propozycja projektu relokacji osób uchodźczych  w ramach Unii Europejskiej, gorąca dyskusja związana ze zbliżającymi się wyborami rozgorzała również w Polsce, a francuskie nagrania posłużyły partiom za przykłady tego, co może stać się u nas, jeżeli przyjmiemy uchodźców. Prezeska Polskiego Forum Migracyjnego Agnieszka Kosowicz opublikowała w związku z tym oświadczenie apelujące m.in. o merytoryczną i pełną szacunku rozmowę na temat polityki migracyjnej: „Dość tego szczucia! Nie chcemy konkursu, kto jest bardziej antyimigrancki. Chcemy rozmowy”. Jeżeli więc Francja potrzebuje prawdziwej egalité, to Polska – spokojnej dyskusji o migracjach, systemowych rozwiązań, polityki integracyjnej oraz akceptacji tego, że nasza przyszłość będzie wielokulturowa. Nie powinniśmy bać się protestów we Francji, a raczej – dostrzegać błędy, które popełniono i na nich się uczyć. Szkoda, że jesteśmy od takiego spojrzenia w polskiej polityce bardzo odlegli. 

#



Najnowsze publikacje