„Winter is coming”. Idzie zima. To chyba najczęstsze ostrzeżenie, jakie słyszę na różnych forach polskich NGOsów. Idzie zima, a wraz z nią nadejdą setki tysięcy osób, które by przeżyć zimowe miesiące, opuszczą pozbawione ogrzewania i dostępu do mediów domy w Ukrainie (i nie tylko). Być może wrócą do domu w kwietniu lub maju. Być może zostaną. Człowiek zrobi wiele, by przeżyć. Dlatego organizacje pozarządowe pomagają dalej. Ale są pozostawione same sobie.
Pracownicy i pracowniczki organizacji pozarządowych – często wspierających osoby uchodźcze znacznie większymi budżetami na pomoc niż np. jednostki samorządowe, a nawet województwa – mają dosyć dobry ogląd sytuacji. Jeśli mówią, że coś jest problemem, wyzwaniem na które warto się przygotować, to warto to zrobić. Jeśli mówią, że coś nie jest robione dobrze, to warto ich wysłuchać.
W Polsce od lat działamy na zasadzie – jak nazywają ją nasi sąsiedzi i sąsiadki na wschodzie – „moja chata z kraja”. Oznacza to, że dbamy przede wszystkim o swoje podwórko (własną organizację), a nie to, co dzieje się „poza płotem”. Dzieje się tak również na poziomie systemowym. Zwykle państwowi urzędnicy nie są zainteresowani ani tym, co realnie robią organizacje pozarządowe, ani tym, jak je wesprzeć. Nie widzę lokalnych czy ogólnokrajowych mechanizmów wzajemnego słuchania i zbierania potrzeb. Jest wiele wyjątków, jest też wiele działań fasadowych. A zima idzie. Nie mamy planu, co zrobimy, gdy na ulicach polskich miast pojawią się pozbawione dachu nad głową dzieci i ich matki. Być może na „hurra” otworzymy kolejne centrum handlowe lub zrobimy kolejną zbiórkę. Podziękujemy darczyńcom, wręczymy nagrody, powiemy sobie: „znów się udało, niech świat patrzy jak Polska sobie radzi”.
To nie zatrzyma jednak kuli śniegowej. Katastrofa klimatyczna, kolejne wojny, przemoc i prześladowanie wypędzą z domów kolejne miliony ludzi, którzy dotrą do Unii Europejskiej. W tym do Polski.
Co z systemem?
System polityki migracyjnej nie działa. Bez niego nie damy rady. W ostatnich dniach pojawił się jeden z ważniejszych listów-apeli dotyczący tej sprawy i kluczowego elementu w układance.
„Drodzy międzynarodowi darczyńcy i członkowie międzynarodowych organizacji” – rozpoczyna się list, który podpisało ponad 70 organizacji pozarządowych zajmujących się wspieraniem osób uchodźczych (w tym Salam Lab) w Polsce.
List daje 9 wskazówek, co należy zrobić, by zatrzymać kulę śniegową. Wierzę, że te wskazówki nie dotyczą wyłącznie kwestii współpracy między lokalnymi NGOsami a dużymi korporacjami humanitarnymi.
Przede wszystkim autorki i autorzy wzywają do „słuchania, a nie tylko implementowania”. Zdarza się często, że mamy pewne, dość ściśle określone wizje tego, jak trzeba pomagać uchodźcom i uchodźczyniom. Jedziemy z toną skarpet na granicę w Przemyślu, po czym… okazuje się, że nikt ich nie potrzebuje. Trudno w to uwierzyć, ale duże organizacje humanitarne często działają w ten sam sposób. I często wystarczyłoby kilka maili lub telefonów, by wstrzymać transport czy akcję i nie działać z poziomu emocji czy tzw. poczucia misji, ale z poziomu realnego zapotrzebowania. A o nim można wiedzieć wyłącznie pracując „w polu”, on the ground.
Kolejnym punktem, na który warto zwrócić uwagę myśląc o kryzysie, który czeka nas zimą (oraz w kolejnych latach), jest apel o racjonalne finansowanie. Jako Salam Lab sami jesteśmy w sytuacji, w której wiele międzynarodowych organizacji oferuje nam duże wsparcie na… trzy miesiące. Jak zbudować poczucie bezpieczeństwa w ludziach, którzy mają wspierać osoby w potrzebie, są do tego zatrudnieni, ale wiedzą, że tak naprawdę za kilka tygodni znów muszą szukać pracy? Inwestujmy pieniądze w długotrwałe, zrównoważone projekty.
Organizacje walczą o przyszłość
Jednym z naszych pomysłów jest projekt mieszkaniowy „Żyj w Krakowie”, który uruchomiliśmy właśnie ze względu na to, że dotychczasowe działania (np. noclegownia na jedną lub dwie noce) nie były zrównoważone. Chcemy wspierać osoby uchodźcze długotrwale, pomóc im stanąć na nogi na wiele miesięcy, nie kilka dni. Wiem, że wiele innych lokalnych organizacji – znając dobrze potrzeby tych, których wspierają – chce działać podobnie. Ze względu na tymczasowość, nie jesteśmy w stanie rozwinąć skrzydeł.
Po trzecie, traktujmy się po partnersku. Głos wszystkich jest istotny i – podobnie jak w przypadku katastrofy klimatycznej – nie rozwiążemy tego wyzwania działając samotnie. Nie rozwiążą go mądre głowy prezesów organizacji humanitarnych czy mężczyźni pełniący role decyzyjne na poziomie organizacji międzynarodowych, rządu czy samorządów. Do tego potrzebne jest elastyczne działanie na wielu poziomach i zaangażowanie osób, które niosą różne perspektywy: w tym samych osób uchodźczych, które często są zatrudnione przez organizacje, które podpisały list.
Ważna jest szczerość i dzielenie się intencjami: gdy za rok czy dwa zacznie się kolejny kryzys humanitarny, wielkie organizacje opuszczą Ukrainę i Polskę, by „implementować strategie” gdzieś indziej. My zaś zostaniemy z pustymi biurami i rozrzuconymi w pośpiechu papierami. Uniknijmy tej sytuacji, włączajmy wszystkich w proces zbierania informacji i dzielenia się nimi.
Wyzwanie, jakim jest migracja w XXI wieku, wymaga od nas dużego wysiłku organizacyjnego. I dotyczy to nie tylko współpracy między organizacjami międzynarodowymi a lokalnymi.
Polecam lekturę całego listu. Powyżej zaznaczyłem jedynie kilka punktów.
Karol Wilczyński – współtwórca Salam Lab, nauczyciel, dziennikarz, aktywista. Kontakt: karol@salamlab.pl
Tekst powstał dzięki grantowi otrzymanemu w ramach projektu „I am European: Historie i fakty o migracjach na XXI wiek”, który jest realizowany przez Centrum Edukacji Obywatelskiej (CEO) i finansowany ze środków Unii Europejskiej.