Islam żuru. Czego pragną polskie muzułmanki-konwertytki?


– Czy kobiety mają w ogóle swoje miejsce w polskim islamie? – Mają. Mniej więcej takie, jak w Kościele katolickim. Przydają się, jak trzeba zrobić poczęstunek dla gości przyjeżdżających na wykład teologa z zagranicy. Albo jak trzeba przeprowadzić lekcje dla dzieci, albo umyć okna w meczecie

Katarzyna Makarowicz: W ostatnich latach razem z prof. Katarzyną Górak-Sosnowską prowadziła Pani badania nad polskimi konwertytkami na islam. Kim są te kobiety?

dr Beata Abdallah-Krzepkowska: Podczas analizowania wywiadów pogłębionych starałyśmy się odtworzyć profil grupy, którą zbadałyśmy. Okazało się, że przeważnie to osoby aktywne, świadome swojej wiary i tego, co to znaczy być muzułmanką w Polsce. Posługują się swobodnie takimi pojęciami jak „islamofobia”. Wiele z nich ma poglądy liberalno-lewicowe i identyfikuje się jako feministki. Konwertytki to zwykle kobiety z klasy średniej, dobrze lub bardzo dobrze wykształcone, czasem z doktoratami, aktywne zawodowo. Nierzadko są to byłe żarliwie wierzące katoliczki. W tej chwili jest też bardzo dużo młodych kobiet, które przechodzą na islam: studentek, licealistek. W naszych badaniach skupiałyśmy się jednak na osobach 30+, będących już  od wielu lat członkiniami wspólnoty. Najstarsze polskie muzułmanki-konwertytki mają ponad 70 lat. 

Czyli te kobiety przełamują stereotyp zahukanej, stłamszonej muzułmanki.

Tak, chociaż ten stereotyp trzyma się w Polsce dobrze ze względu na postępującą islamofobię w naszym kraju.

Islamofobia ma także wpływ na prowadzenie badań nad wyznawczyniami islamu. Analizując postać typowej polskiej konwertytki, zadałyśmy sobie razem z prof. Katarzyną Górak-Sosnowską, dr Joanną Krotofil i dr Anną Pielą, pytanie, które dotyczy też wielu innych badaczek i badaczy społecznych: czy naprawdę udało nam się uzyskać reprezentatywny profil polskich konwertytek na islam? 

Dlaczego w to Panie wątpią?

Muzułmanki nierzadko boją się brać udział w badaniach, a co dopiero wypowiadać się publicznie. Może udało nam się porozmawiać tylko z tymi, które są na tyle uprzywilejowane, że nie mają obaw mówić o swojej religii? Islamofobia ma na te kobiety bezpośredni wpływ. Na przykład, gdy w 2015 roku szalała kampania nienawiści wobec uchodźców i uchodźczyń podróżujących przez Europę, a wraz z nią niechęć do islamu, wiele muzułmanek w obawie przed atakami zdjęło hidżab. A to bardzo trudny gest dla wyznawczyń islamu. 

Trzeba tu jednak dodać, że muzułmanki są także krytykowane przez feministki, które uważają, że przyjmując islam, wstąpiły do kolejnej patriarchalnej wspólnoty. Pisze o tym Monika Bobako w swojej książce „Islamofobia jako technologia władzy”. Wygląda na to, jakby te kobiety nigdy nie mogły wygrać, bo cokolwiek zrobią, narażają się na szykany. 

Poczucie wyobcowania w naszym społeczeństwie ze względu na islamofobię jest dla nich trudnym doświadczeniem. Ale nie tylko w większościowej grupie katolików czy nieprzychylnym islamowi środowisku ateistów muzułmanki nie czują się sprawcze.

Gdzie jeszcze tak jest?

Paradoksalnie, wśród innych muzułmanów. Z naszych badań wynika, że polskie muzułmanki nie czują się we wspólnocie muzułmańskiej reprezentowane. To kobiety, które chciałyby być aktywnymi członkiniami społeczności, decydować o ważnych sprawach, ale nie czują, że mogą.

Dlaczego tak się dzieje?

Za dużą część tego dystansowania się od wiernych odpowiada model islamu i sposób działania polskich muzułmanów, które forsuje Liga Muzułmańska. To organizacja, która powstała na początku lat 2000. i zupełnie zdominowała życie muzułmanów i muzułmanek w Polsce. Liga posiada większość meczetów i ośrodków kultury muzułmańskiej. A przecież trudno cokolwiek zorganizować bez miejsc modlitwy i sal. Zatem za większość aktywności, na które składa się życie muzułmanina: święta, modlitwy, odpowiada Liga.

Czy to źle? Kościół katolicki też jest jeden, a nie mówimy, że zdominował życie katolików w Polsce.

Oceniam działalność Ligi pod wieloma względami negatywnie. Mimo że organizuje wykłady, lekcje, spotkania, w pewnym sensie jej działalność jest „przejęciem” polskiego islamu. To organizacja, w której pomimo obecności fasadowych form demokratycznych, władzę od wielu lat dzierży jedna grupa: imamów przyjeżdżających do Polski z krajów arabskich. 

Nasze respondentki mówią jasno: dla nas w jej strukturach nie ma miejsca.

Polskie muzułmanki mają katolickie przyzwyczajenia. Większość konwertytek, z którymi rozmawiałyśmy, w przeszłości było aktywnie działającymi katoliczkami i ich doświadczenia w Kościele pozostają nie bez znaczenia dla ich późniejszego życia w islamie.

Zerwanie z więzami, które nakładał na wierne Kościół jest nie tylko jedną z konsekwencji konwersji, ale i bywa jednym z jej motywów. Większość z nich nie zdaje sobie jednak sprawy, jak bardzo ich doświadczenia z katolicyzmu wpływają na ich odbiór islamu. Te kobiety są przyzwyczajone do homogeniczności przekazu, którą znały z polskiego Kościoła. W katolicyzmie nie ma miejsca np. na takie rozbudowane interpretacje pisma jak w islamie. 

Nie bez znaczenia dla postulowanej jednorodności polskiego islamu jest też niedawna popularność salafizmu wśród konwertytów. W tym nurcie reformatorskim islamu duży nacisk jest kładziony na działalność misjonarską. Salafizm był w związku z tym bardzo obecny w sieci. Konwertyci po lekturze tych materiałów mogą odnieść wrażenie, że islam jest szalenie czarno-biały, a ich przyzwyczajenia z Kościoła katolickiego, gdzie zaznajomieni byli z ideą jednej religijnej wykładni, tylko to potwierdzają. Mijają lata, zanim konwertyci dowiedzą się o nurtach, szkołach i opiniach w islamie. 

Jaki islam promuje Liga Muzułmańska?

Trochę zatęchły. To islam zachowawczy kulturowo, przestarzały i wbrew deklaracjom etniczny. A Liga stara się przedstawiać ten model jako uniwersalny. Brakuje mi w ich wizji poważnej oferty intelektualnej dla europejskich muzułmanów i muzułmanek żyjących w XXI wieku. Przekaz Ligi Muzułmańskiej jest upupiający, nie prezentuje bogactwa islamu i jego różnorodności. Nie zostawia miejsca na samodzielne myślenie, nie edukuje o różnych nurtach, np. sufizmie. Liga działa trochę na zasadzie korporacji: zapewnia gotowe wykłady, przygotowane zawczasu przemówienia, scenariusze lekcji o islamie.  Co podkreśla część respondentek, osoby zasiadające w strukturach władzy w Lidze, często nie pochodzą z Polski. A ferment intelektualny w islamie w ostatnich dekadach zaczyna się właśnie na tzw. Zachodzie. Dzieje się tak z jednego powodu: nierzadko w krajach Azji Zachodniej i Afryki islam jest wykorzystywany do celów politycznych, staje się instrumentem władzy. Władza kontroluje, kto i w jaki sposób ma mówić o islamie. A ciekawe propozycje intelektualne często płyną z krajów Europy. 

Podobają Ci się nasze treści? Wesprzyj nas finansowo!

Jak już wspomniałam, w meczetach Ligi nie ma też polskich imamów. Są nimi ludzie z krajów z większością muzułmańską, nierzadko słabo wykształceni teologicznie, niezainteresowani współczesnymi propozycjami intelektualnymi islamu. Nie znają dobrze lub wcale języka polskiego, polskich realiów. Jak polscy konwertyci mają się czuć gospodarzami meczetów w takiej sytuacji? 

Liga usilnie nawołuje też do noszenia hidżabu. Większość wykładów skierowanych do kobiet w meczetach, zresztą wygłaszanych przez mężczyzn, stara się przekonać je do założenia chusty. Nigdy jednak kobiety tracące pracę czy atakowane z powodu noszenia hidżabu nie znalazły realnej pomocy prawnej dzięki Lidze.

To wszystko sprawia, że islam proponowany przez Ligę jest oderwany od realiów życia w Polsce i bardzo męski – to znaczy taki, który nie bierze doświadczeń kobiet pod uwagę. Przecież mnóstwo muzułmanek chętnie założyłoby ten hidżab, ale one wiedzą, z czym to się w Polsce wiąże: od problemów ze znalezieniem pracy po agresję słowną i fizyczną. Mężczyźni-Arabowie nie znają realiów życia muzułmanek i dlatego Polki są takim przekazem płynącym z meczetu rozczarowane.

Na krytykę zasługuje też podejście Ligi Muzułmańskiej do islamofobii. Mimo że niechęć wobec muzułmanów i muzułmanek w polskim społeczeństwie utrzymuje się na wysokim poziomie, a kobiety muzułmanki były ze względu na swoją widoczność najczęstszymi ofiarami ataków, Liga twierdziła, że tej islamofobii w Polsce nie ma. Tak jakby chciała w ten sposób zaczarować rzeczywistość.

Czy w takim razie kobiety mają w ogóle swoje miejsce w polskim islamie?

Mają. Mniej więcej takie, jak w Kościele katolickim. Jak wynika z wypowiedzi naszych respondentek, kobiety przydają się, jak trzeba zrobić poczęstunek dla gości przyjeżdżających na wykład teologa z zagranicy. Albo przeprowadzić lekcje dla dzieci, albo umyć okna w meczecie. Są bardzo aktywne i bardzo im zależy, żeby być częścią wspólnoty. Niestety, zamiast prawdziwej sprawczości, zostaje im przydzielona rola służebna albo dekoracyjna.

Wesprzyj rodziny uchodźcze w Krakowie, wpłać na zrzutkę >>>

A przecież polski islam, tak jak polski Kościół katolicki i inne społeczności religijne, opiera się na kobietach. To one organizują wydarzenia dla wiernych, spotkania, lekcje. Mężczyźni raczej przeżywają swoją wiarę indywidualnie, nie angażują się tak w życie meczetu.

Meczety w całej Europie są finansowane albo z prywatnej kasy, albo przez gminy muzułmańskie, albo przez różne organizacje zagraniczne czy stowarzyszenia religijne. I to one dyktują zasady, wyznaczają role. Tak się składa, że decyzyjnych kobiet w tych instytucjach za bardzo nie ma – więc jak mają czuć się reprezentowane we wspólnocie? 

Wybieranie mężczyzn na imamów spoza Polski ma jeszcze jeden skutek. Nasze respondentki mówią jasno: jesteśmy muzułmankami, ale jesteśmy też Polkami. Nie ma miejsca dla polskiej tożsamości we współczesnym polskim islamie – poza islamem Tatarów. A kobiety chcą taką tożsamość budować: często podkreślają, że nie potrzebują naśladować kobiety z krajów muzułmańskich, ale być sobą, Polkami i  Europejkami. Ukułyśmy nawet taki roboczy termin na polską wersję islamu, który wyraża tę potrzebę: „islam żuru” albo po angielsku „potato islam”. To islam swojski, znajomy.

Czy to znaczy, że polskie konwertytki potrzebują spolszczenia islamu?

Tak, one chcą włączać elementy polskiej kultury do swojej wiary.

Jedna z naszych respondentek zwracała uwagę na to, że warto obchodzić muzułmańskie święta „na sposób polski”: przygotować barszcz, ulepić pierogi, ozdobić meczet dekoracjami, które są zrozumiałe dla polskiej odbiorczyni, np. bombkami. Mówiła nam: „dlaczego mamy jeść dania z Pakistanu czy Turcji? Jedzmy zupę grzybową!”. 

To jaka jest przyszłość islamu w Polsce?

Nie wierzę w przyszłość religii bez społeczeństwa, w przyszłość religii wyłącznie indywidualnej. Religia może działać wyłącznie jako aktywność społeczna. I przyglądając się aktywności religijnej muzułmanek dochodzę do wniosku, że to od nich zależy przyszłość islamu. To one, tworząc wspólnoty biorące pod uwagę ich doświadczenia, sprawią, że religie nie znikną z naszego życia.

Jeśli ktoś na górze się posunie, to może faktycznie tak będzie.

Nie, proszę pani, nikt się nie posunie. Trzeba samemu sobie to miejsce wywalczyć. 

dr Beata Abdallah-Krzepkowska – adiunktka w Instytucie Nauk o Kulturze na Uniwersytecie Śląskim. Absolwentka arabistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jej zainteresowania naukowe dotyczą języka Koranu, islamu europejskiego, zagadnień współczesnego islamu.

***

Jako Salam Lab jesteśmy częścią wyjątkowego grantu i projektu edukacyjnego EMPATHY (Let’s Empower, Participate and Teach Each Other to Hype Empathy. Challenging discourse about Islam and Muslims in Poland), który zakłada kompleksowe i intersekcjonalne podejście do przeciwdziałania islamofobii w Polsce. Więcej na jego temat przeczytasz na naszej stronie salamlab.pl/empathy.

Projekt jest dofinansowany przez Unię Europejską. Wyrażone poglądy i opinie są jednak wyłącznie poglądami autora_ki lub autorów i nie muszą odzwierciedlać tych zamieszczonych w przepisach Unii Europejskiej lub Komisji Europejskiej. Unia Europejska oraz organ udzielający wsparcia nie mogą ponosić za nie odpowiedzialności.

#



Najnowsze publikacje