Jestem Rosjanką i Afganką. Mieszkam w Polsce. Jak to możliwe?


Foruzan uczy się w polskiej szkole w Warszawie. Jak inne nastolatki, narzeka na trudny język u Adama Mickiewicza, chodzi do manikiurzystki i nawiązuje przyjaźnie. Ma jednak za sobą doświadczenia, które różnią ją od jej polskich rówieśników. Jak czuła się, mieszkając w Rosji? Jaki ma stosunek do wojny w Ukrainie? Dlaczego nie nosi hidżabu?

„Mój ojciec przyjechał do ówczesnego ZSRR z Afganistanu. Wtedy to była dla niego wielka szansa: porządna edukacja i dużo możliwości zatrudnienia. W ZSRR uzyskał dwa dyplomy studiów wyższych i zaczął szukać pracy, ale bez większych sukcesów. Pracodawcy kręcili głowami i mówili „tu sami biali, Ty ciemny, jak to będzie wyglądało?”. Pojechał więc do Moskwy, bo tam był wielki bazar, gdzie „ciągnęło” wielu migrantów.

Najpierw sprzedawał afgańskie potrawy. Po nocach gotował pilaf, a jego znajomi sprzedawali go na bazarze. Potem przerzucili się na ubrania, i nawet to mu nieźle szło, bo w pewnym momencie był właścicielem trzech sklepów. 

Gdy przyszedł czas, tata wrócił do Afganistanu, gdzie ożenił się z moją mamą. Mimo że mieszkał w ZSRR już wiele lat, chciał dopilnować, żeby wszystko ze ślubem odbywało się z poszanowaniem afgańskich zwyczajów, więc żona musiała być z Afganistanu. Razem wrócili do ZSRR. Tam się urodziłam, a po mnie moje młodsze rodzeństwo.

W Rosji mieszkałam do 13 roku życia. Oprócz polskiego i angielskiego znam rosyjski i dari.

Kwalifikacji nie brak, brak dobrej pracy

Ale mój tata miał dość tego, że ma dwa dyplomy, a nie może znaleźć pracy zgodnej z jego kwalifikacjami. Mama z kolei chciała bardzo jechać do Austrii, bo mamy tam dużą rodzinę. Zapadła decyzja: wyjeżdżamy.

Ucieszyłam się z niej, bo w Rosji czułam się inna. Niby urodziłam się w tym kraju, ale zawsze i tak byłam trochę osobno. W szkole dzieci śmiały się ze mnie, mówiąc, że niepotrzebnie poszłam w ogóle do szkoły, skoro w wieku 16 lat i tak wydadzą mnie za mąż. Bo jestem muzułmanką, rozumiesz? 

Gdy usłyszałam takie zaczepki po raz pierwszy, przyszłam przerażona do mamy i spytałam się jej, zupełnie na serio, czy chcą mi znaleźć męża, zanim skończę szkołę. Mama roześmiała się i powiedziała „zastanów się: czy gdybyśmy mieli takie plany, posłalibyśmy cię w ogóle do szkoły?”. Uspokoiła mnie, ale prześladowania w szkole nie ustały.

Przez to wyśmiewanie znienawidziłam Afganistan, islam, i wszystko, co z nimi związane. Chciałam mieć jasne włosy i niebieskie oczy, jak inni. Płakałam w poduszkę, życząc sobie, żebym rano się obudziła, i była prawdziwą Rosjanką. A nie Rosjanką z Afganistanu.

Teraz, gdy myślę islam, czuję miłość. Kojarzy mi się on z moją rodziną, z ciepłem. Islam to coś bardzo dobrego w moim życiu. Modlitwa też jest dla mnie ważna, zwłaszcza ta z najbliższymi.

Stracony czas

Wyjazd z Rosji był coraz bliżej. W końcu otrzymaliśmy wizę, na której mieliśmy wjechać do Polski. Potem opłaciliśmy osoby, które miały nas przewieźć dalej. Nie mogliśmy dać im jednak całej umówionej sumy, bo tyle po prostu nie mieliśmy. Obiecaliśmy im jednak, że po przyjeździe do Austrii rodzina pomoże nam finansowo i opłacimy całość. Nie chcieli o tym słyszeć i zażądali od nas paszportów jako gwarancji zapłaty. A jak bez paszportów służby austriackie miały uwierzyć, że mój ojciec od 30 lat mieszka w Rosji, jego dzieci mają obywatelstwo rosyjskie, jesteśmy Europejczykami i wszyscy mówimy po rosyjsku lepiej niż w dari? Mamy ciemne włosy i oczy, wyglądamy jak Afgańczycy, i tylko to się dla nich liczyło. Dlatego umieszczono nas w ośrodku dla cudzoziemców, z którego nie mogliśmy wyjść.

Nazywam ten okres straconym czasem. Miałam wtedy 13 lat. Wcześniej, w szkole w Rosji, uczyłam się dobrze; w Austrii, gdy mieszkaliśmy w ośrodkach dla cudzoziemców, nie miałam żadnych lekcji i dlatego wszystkiego, czego nauczyłam się w rosyjskiej podstawówce, zapomniałam.

W Austrii mieszkaliśmy w dwóch ośrodkach dla uchodźców. Pierwszy to był taki duży kompleks trzech budynków; drugim było osiedle baraków z małymi okienkami, piętrowymi łóżkami i szafkami, małymi jak w szkole. Czułam się tam jak w więzieniu: o stałej porze jesz, myjesz się i kładziesz się spać. Szkoły nie było, tylko jakieś kursy, na których niczego się nie nauczyłam. 

Ostatecznie deportowano nas do Polski.

Jak każdy jest inny, to nikt nie czuje się obco

Pierwsza myśl po przyjeździe tutaj? Przerażenie polską pisownią. Rozglądałam się po lotnisku, na którym wylądowaliśmy, i wszędzie widziałam „ę”, „ż” i „ą”. Byłam przekonana, że nigdy nie nauczę się polskiego. Mój młodszy brat, który jest niepoprawnym optymistą, pocieszał mnie, że może ten język ma różne ogonki, ale za to jest podobny do rosyjskiego!

Ludzie się dziwią, gdy mówię, że proces aklimatyzacji w Polsce minął mi dużo lepiej niż w Austrii, ale to prawda. W Warszawie od razu poszłam do szkoły, nie miałam ani jednego straconego dnia. Wróciłam do nauki matematyki, biologii. Chcę studiować medycynę sądową, wiesz?

W Polsce jestem ponad 4 lata. Języki zawsze mi dobrze szły, i gdybym miała możliwość chodzić do szkoły w Austrii, jestem pewna, że po tych dwóch latach byłabym w stanie porozumiewać się po niemiecku. 

Po przejściach w rosyjskiej szkole bardzo chciałam się uczyć w wielokulturowym środowisku. Bo jak każdy jest trochę inny, to ostatecznie nikt nie czuje się obco. Tak trafiłam na Bednarską, czyli do I SLO w Warszawie, gdzie tworzone są specjalne klasy dla osób niepolskojęzycznych. 

Mama nie mogła skończyć szkoły. Ja mam inne szanse

Moja rodzina bardzo przeżyła zajęcie Kabulu przez talibów. Moje kuzynki nie mogą się teraz w ogóle uczyć. Talibowie zakazali też przyjmowania pacjentek przez lekarzy-mężczyzn. Mama opowiadała mi, że już kiedyś w Afganistanie wprowadzono takie zasady. Wtedy powstały podziemne kliniki leczenia kobiet. Albo lekarki skrzykiwały się i asystowały kobiecie przy porodzie, która musiała urodzić w prywatnym mieszkaniu, bez sprzętu ratującego życie, we własnym łóżku. Przez talibów moja mama nie mogła skończyć szkoły. Teraz wie, że taki sam los czeka nasze kuzynki.

Mimo że w Polsce czuję się świetnie, odczuwam czasem uprzedzenia Polaków i Polek wobec mnie i innych muzułmanek. Szłyśmy kiedyś przez miasto z moją przyjaciółką, która nosi hidżab. Pchałyśmy duży czarny wózek, na którym były ubrania dla osób potrzebujących. Miałyśmy je dostarczyć w konkretne miejsce; po drodze zatrzymałyśmy się w sklepie. Ja weszłam do środka kupić coś do jedzenia, a moja przyjaciółka została pilnować wózka. Pewien pan zatrzymał się przed nią. Jego wzrok powędrował do jej chusty na głowie, a potem do wielkiego pakunku na wózku. Oczy zrobiły mu się wielkie jak spodki. Poszedł awanturować się z ochroną. Myślał, że przez pół Warszawy targamy na wózku bombę.

Stereotyp wysadzających się w powietrze muzułmanek odczuła także inna moja znajoma nosząca hidżab. Jechała autobusem, a obok niej stało dziecko i trzymało w rączce balon. Balon pękł z głośnym hukiem. Wszyscy w autobusie spojrzeli na nią.

Mnie jest łatwiej, bo sama nie noszę chusty. Z jednej strony nie rzucam się w oczy. Z drugiej − osoby, które nie wyznają islamu, zarzucają mi hipokryzję. Mówią, że nie jestem prawdziwą muzułmanką bez hidżabu. Nie wiedzą, że mam prawo wybrać i na razie nie jestem na to gotowa.

Jak być dziś dobrą Rosjanką?

Gdy wybuchła wojna w Ukrainie, zdarzały mi się przykre sytuacje. Pani manikiurzystka odmówiła pomalowania mi paznokci, gdy dowiedziała się, że dorastałam w Rosji. Teraz boję się mówić o moim pochodzeniu. Jestem dumna, że jestem Afganką, ale Rosja też jest częścią mojej historii. Nie mogę jej wymazać. Jedyne, co mogę teraz zrobić, to udowodnić, że jestem przeciwko wojnie i pomagać Ukraińcom i Ukrainkom. W mojej szkole zorganizowałam kiermasz, z którego pieniądze zostały przeznaczone na wsparcie ofiar wojny. Ale nie wiem, czy to wystarczy.

Chcę podejść do polskiej matury za dwa lata. Teraz przerabiamy w szkole „Mitologię” Parandowskiego. Wiem, że polska literatura potrafi być bardzo trudna. Czytałam już kiedyś dzieła Waszego wieszcza, Adama Mickiewicza, ale nic z nich nie rozumiałam. Może teraz, gdy znam już dobrze polski, przeczytam je znowu i tym razem zrozumiem?”.

Z Foruzan rozmawiała Katarzyna Makarowicz.

***

Jako Salam Lab jesteśmy częścią wyjątkowego grantu i projektu edukacyjnego EMPATHY (Let’s Empower, Participate and Teach Each Other to Hype Empathy. Challenging discourse about Islam and Muslims in Poland), który zakłada kompleksowe i intersekcjonalne podejście do przeciwdziałania islamofobii w Polsce. Więcej na jego temat przeczytasz na naszej stronie salamlab.pl/empathy.

Projekt jest dofinansowany przez Unię Europejską. Wyrażone poglądy i opinie są jednak wyłącznie poglądami autora_ki lub autorów i nie muszą odzwierciedlać tych zamieszczonych w przepisach Unii Europejskiej lub Komisji Europejskiej. Unia Europejska oraz organ udzielający wsparcia nie mogą ponosić za nie odpowiedzialności.



Najnowsze publikacje