„Zatrzymano nielegalnych imigrantów”, „uchodźcy przynieśli śmiertelne choroby”, „czy Polki i Polacy nie boją się już imigrantów?”, „czemu niemal każdy uchodźca ma smartfona?” – to zaledwie kilka przykładów nagłówków polskich gazet, które pojawiły się w kontekście osób uchodźczych i z doświadczeniem migracji. Nagłówków, w których wykorzystuje się strach i niewiedzę, manipuluje i dehumanizuje. Zatem o czym należy pamiętać, gdy mówi lub pisze o uchodźcach i uchodźczyniach, migrantach i migrantkach?
Historia ludzkości to historia migracji. Na przestrzeni dziesiątków tysięcy lat ludzie w poszukiwaniu pożywienia i surowców rozproszyli się po świecie, a następnie, po wynalezieniu rolnictwa, większość z nich zdecydowała się na osiadły tryb życia. Jednak zmieniające się warunki naturalne i walka o zasoby przyczyniły się do dalszych ruchów migracyjnych, które trwają do dziś i mają swoje imiona. To Witalij i Waleria z Ukrainy, Sitora z Tadżykistanu, Andrei z Rumunii, Lakszmi z Indii. Salma z Bangladeszu, Abubakar z Nigru. Współcześnie podejmując dyskusje o migracji, warto pamiętać, że mobilność społeczna jest immanentną cechą ludzkości, a rozumiana jako ruch w kierunku lepszego życia nie odróżnia nas szczególnie od wielu gatunków zwierząt.
To, co mówimy, to, co myślimy
Według znanej koncepcji językoznawczej, hipotezy Sapira–Whorfa, język, którego używamy, wpływa na nasze myślenie, a w konsekwencji również na zachowanie. Dyskurs, a więc sposób mówienia o migracji – zarówno w polityce, mediach, prawodawstwie, jak i zwykłych codziennych rozmowach – wywiera niebagatelny wpływ na nasz stosunek wobec osób migrujących. Większość z nas, nawet jeśli nie poznała migranta czy migrantki, słyszy o „potrzebie systemowej pomocy dla ofiar wojny”, „solidarności w obliczu kryzysu uchodźczego”, ale też o „muzułmańskich najeźdźcach” i „pasożytach i pierwotniakach w organizmach uchodźców”. Uznając wagę tego problemu, warto przyjrzeć się określeniom używanym w stosunku do osób migrujących. Zastanówmy się, gdzie leży różnica między migrantem a uchodźcą – i na ile uznaniowe są to kategorie.
Kim jest migrantka? Kim jest uchodźca?
Migrant/ka to modelowy internacjonalizm: wyraz zapożyczony z łacińskiego migrō, w zbliżonej formie występujący w większości europejskich języków. W tym rozumieniu jest to osoba, która przemieszcza się z jednego miejsca zamieszkania do innego. W praktyce językowej przyjęło się, że są to miejsca od siebie oddalone, w szczególności różne państwa. Mówi się tutaj o emigrant(k)ach (osobach opuszczających państwo) oraz imigrant(k)ach (osobach przybywających do kraju). Równie częstym zjawiskiem jest jednak migracja wewnętrzna, odbywająca się w obrębie państwa, pomiędzy większymi i mniejszymi skupiskami ludności.
Przyczyny migracji można za teoretykiem migracji Everettem S. Lee podzielić na czynniki „wypychające” (push factors), czyli skłaniające do emigracji oraz czynniki „przyciągające” (pull factors), a więc zachęcające do imigracji. Wszystkie dają się skategoryzować w migracje z powodów politycznych, ekonomicznych i środowiskowych. Stąd mowa o migrant(k)ach politycznych, jak dziennikarka Sitora uciekająca przed zemstą władz, ekonomicznych jak Andrei, który nie jest w stanie utrzymać się ze swojego sklepu w rodzinnym miasteczku, i środowiskowych, jak Lakszmi, której dzieci cierpią na choroby płuc przez zanieczyszczenie powietrza.
Najistotniejsze rozróżnienie, które jednocześnie przysparza najwięcej kontrowersji, dotyczy dobrowolności podjęcia migracji. Kategoria dobrej woli jest z założenia subiektywna, jednak warunki życia dają się ująć w zobiektywizowane wskaźniki. Są to np. minimum egzystencji czy budynek nadający się do zamieszkania oraz stan wojny lub klęski żywiołowej. Osoby zmuszone sytuacją do nagłej zmiany miejsca pobytu to uchodźcy i uchodźczynie. Języki europejskie są w tej kwestii zaskakująco zgodne: właściwie w całej Europie słowo „uchodźca” to etymologicznie osoba, która przed czymś ucieka (po polsku „uchodzi”). Języki romańskie, a za nimi angielski czerpią z łacińskiego refugiō (wł. rifugiato, ang. refugee). Do ucieczki odwołują się też języki germańskie (niem. Flüchtling, szw. flykting) oraz zachodnio- (czes. utečenec), wschodnio- (ukr. biżenjec) i południowosłowiańskie (bośn. izbjeglica).
Języki sobie, rzeczywistość sobie
Ten konsensus na poziomie językowym nie ma jednak powszechnego odzwierciedlenia w podejściu do kwestii uchodźstwa. Niejednokrotnie uchodźcom i uchodźczyniom odmawia się tego statusu, kwestionując konieczność ich ucieczki. Takiemu wartościowaniu poddawane są wszystkie kategorie migracji. Uciekinierzy wojenni są wzywani do walki o swój kraj. Z kolei uciekinierów z przeludnionych państw niejednokrotnie nazywa się migrantami ekonomicznymi, relatywizując tragiczną sytuację na rynku pracy. Wreszcie uciekającym z obszarów pustynniejących, odmawia się statusu uchodźców klimatycznych. Tymczasem Witalij ucieka z kraju, bo nie chce osierocić na wojnie czwórki swoich dzieci. Dla Salmy nie ma miejsca nawet na ulicy, a wszystkie uprawy Abubakara kolejny rok z rzędu zniszczyła susza. Najlepszą receptą na poprawę dyskursu w zakresie migracji i uchodźstwa jest umożliwienie samookreślenia się samym zainteresowanym. W tym kontekście kluczowe jest, czy oni sami i one same uważają swój wyjazd za nieuchronną ucieczkę.
Włączajmy, nie wyłączajmy
Poruszając temat migracji, warto pamiętać o stosowaniu języka włączającego. Pisząc „osoba migrująca” podkreślimy, że migracja nie jest jej jedynym, czy nawet nie najważniejszym doświadczeniem życiowym, jednocześnie zachowamy przy tym neutralność płciową. Waleria to nie tylko uchodźczyni, ale magistra historii sztuki, która kocha jogę, świetnie gotuje i mówi w pięciu językach. Tam gdzie to możliwe, dobrze jest pisać w dwóch formach: męsko- i żeńskoosobowej lub stosować je zamiennie, pamiętając o tym, że doświadczenie migracji i uchodźstwa podlega w ostatnich dekadach silnej feminizacji.
W dyskursie publicznym na temat migracji pojawia się w ostatnich latach kilka szczególnie krzywdzących metafor. Nieuprawnionym uogólnieniem jest pisanie o podejmowanych przez migrantów czy uchodźców działaniach. Poza doświadczeniem migracji są to grupy bardzo zróżnicowane pod względem etnicznym, klasowym, społecznym i każdym innym – warto to podkreślać. To, co łączy te grupy ludzi to zagwarantowane przez międzynarodowe konwencje prawo do poszukiwania bezpieczeństwa i szczęścia. Należy też unikać obrazowych metafor wojny i wody. Szturm, inwazja, zalew, fala to określenia pozbawiające człowieczeństwa, wykorzystywane celowo w retoryce przeciwnej migracjom.
Żeby w sposób wrażliwy na innych wypowiadać się w temacie migracji, najlepiej uświadomić sobie swoją pozycję przywileju. Pytam więc siebie, komu przyznaję prawo do opuszczenia swojego kraju – ja, biały mężczyzna z klasy średniej, dużego miasta w państwie europejskim. Czy jestem gotów dzielić się zasobami, do których mam dostęp? Czy mogę się trochę przesunąć, by zrobić miejsce osobie, której życiowych doświadczeń nie będę kwestionował?
Michał Misiarczyk – z wykształcenia socjolog, zawodowo związany z językiem niemieckim. Zafascynowany kulturową różnorodnością świata, w szczególności muzyką i językami. Wolontariusz w dziale medialnym Salam Lab.
***
Tekst powstał dzięki grantowi otrzymanemu w ramach projektu „I am European: Historie i fakty o migracjach na XXI wiek”, który jest realizowany przez Centrum Edukacji Obywatelskiej (CEO) i finansowany ze środków Unii Europejskiej.