„Kto nigdy nie był dziewczyną w Afganistanie, ten nie zrozumie”. Cicha epidemia wśród kobiet


Siedmioletnia Zarmina Mohammadi z Afganistanu przychodzi, jak co dzień, do szkoły. Uczennice bawią się na zewnątrz. Jest rok 2011, w Afganistanie stacjonują amerykańscy żołnierze. W tym samym roku wojsko amerykańskie zabija przebywającego w Pakistanie Osamę bin Ladena, lidera terrorystycznej organizacji al-Ka’ida. Niedługo później ówczesny prezydent USA, Barack Obama, zapowiada zmniejszenie liczby żołnierzy amerykańskich w Afganistanie.

W szkole Zarminy dzieci ganiają się po podwórku. „Pojawił się zapach, którego nie rozpoznałam”, opowiada po latach. „A potem nagle wszystkie dziewczynki wokół mnie upadły na ziemię”.

Zarmina też straciła wtedy przytomność. Pamięta, jak medycy wnosili ją do karetki. Gdy się obudziła, lekarz poinformował ją, że jej stan był spowodowany zatruciem. Tak sądziła też cała jej rodzina. O atak na szkołę obwiniała talibów, którzy byli przeciwni edukacji dziewcząt.

To stało się w szkole Talaba-e Aulya, w miejscowości Abul Walid, 45 minut drogi od Heratu, trzeciego największego miasta w kraju. A także rok później, w placówce w prowincji Takhar – atak przeżyło ponad 170 kobiet i uczennic. I w samym Heracie, w 2015 roku, kiedy w jednej szkole zemdlało 208 dziewcząt i nauczycielek, a tydzień później 115 uczennic w drugiej. Za każdym razem ataki wyglądały bardzo podobnie: kobiety w różnym wieku tracą przytomność, czasem mają drgawki lub nie są w stanie się ruszyć. Są zabierane do szpitala, gdzie zwykle dochodzą do siebie i już po 24 godzinach są wypuszczane do domów. Żadnych ofiar śmiertelnych, żadnych poważnych urazów.

Szpital w Heracie w 2021 roku odnotował aż 12 678 takich przypadków, co oznacza wzrost z 10 800 w roku 2020. Prawdziwa epidemia.

Urzędnicy państwowi, lokalne media, a także same ofiary były skłonne uważać, że przyczynami omdleń były rozprowadzane przez talibów trujące gazy lub inne substancje trujące, z którymi mogły mieć kontakt. Dzisiaj naukowcy jednak wątpią, że ataki, jakie przeżyły uczennice w szkole Zarminy, są spowodowane zatruciami powietrza. Stawiają inną diagnozę: zaburzenia konwersyjne, należące do klasy schorzeń zwanych zaburzeniami somatoformicznymi.

Zaburzenia psychiczne w kraju rządzonym przez talibów

Pacjenci i pacjentki z zaburzeniami somatycznymi doświadczają objawów cielesnych bez wyraźnej fizycznej przyczyny. Zaburzenia konwersyjne to specyficzna forma, w której objawy fizyczne pacjenta naśladują zaburzenia neurologiczne. Objawy często następują po okresie znacznego emocjonalnego lub fizycznego stresu i są poza świadomą kontrolą jednostki. Zdarza się, że zaburzenia konwersyjne występują u kilku osób na raz. Czasem nazywa się je wtedy masowym zaburzeniem psychogennym lub po prostu masową histerią. Objawy rozprzestrzeniają się wówczas w grupie bez obserwowanej toksyny w powietrzu lub innej fizycznej przyczyny. Często, jak twierdzą eksperci i ekspertki, takie masowe objawy mogą pojawić się w wypadku wiarygodnego zagrożenia, np. dziwnego zapachu w szkole, gdzie uczniowie i uczennice już obawiają się ataku broni chemicznej.

W kraju od 20 lat nękanym wojną nietrudno wyobrazić sobie, że dzieci i dorośli przebywają w stanie ciągłego zaalarmowania. Badanie UE z 2018 roku wykazało, że 85 procent Afgańczyków i Afganek było świadkami co najmniej jednego traumatycznego wydarzenia. Według Ministerstwa Zdrowia Publicznego Afganistanu, jedna na dwie osoby w tym kraju cierpi na zaburzenia psychiczne. Jedna piąta populacji zaś doświadcza problemów w realizacji rutynowych zadań.

Kto wygrał wojnę w Afganistanie? >>>

Jednak mniej niż 10 procent obywatelek i obywateli otrzymało wystarczające wsparcie w zakresie zdrowia psychicznego ze strony państwa.

Psychiatra Wahid Noorzad od ponad dekady kieruje oddziałem psychiatrycznym szpitala w Heracie. Przypadki zaburzeń somatycznych zaczął leczyć w 2011 roku. Jak twierdzi, zaobserwował korelację między wzrostem przemocy w kraju a drastycznie rosnącą liczbą kobiet i dziewcząt trafiających na jego oddział z objawami paraliżu, silnymi bólami głowy, nudnościami i omdleniami. „Bycie dziewczyną w Afganistanie wiąże się z presją, której nie zrozumie nikt, kto nie jest dziewczyną dorastającą w Afganistanie”, mówi Noorzad.

Rahmani, koleżanka z klasy Zarminy, także doświadczyła ataku w szkole tego dnia. Rahmani dzieli się z portalem Undark swoimi doświadczeniach dorastania jako dziewczynka w kraju, gdzie prawa kobiet są radykalnie ograniczane.

„Wszystkie wiemy, że wiele grup, w tym talibowie, nie chce, aby kobiety się uczyły. Myślę, że ta świadomość mogła na nas wpłynąć” – opisuje swój stan z tamtego dnia. „Jesteśmy pod ciągłą presją, nieustannie się boimy. Ten stres psychiczny jest utrwalony w każdej uczennicy. Kiedy widzimy jakąkolwiek dziewczynkę, która nagle robi się spięta, możemy pomyśleć, że doświadcza jakiegoś zatrucia. A to wpływa również na nas”.

Dziewczyna robi pauzę. „Ale to i tak nie ma znaczenia, co powiem. Po co w ogóle się odzywać, skoro nikt nam nie wierzy” –  wzrusza ramionami. „Nikt nam nie wierzy, tylko dlatego, że jesteśmy dziewczynkami”.

Źródło: Undark, WHO, TRT World.
fot. Nairobi Summit on ICPD25 via Flickr, CC BY-NC-ND 2.0.



Najnowsze publikacje