Izraelczycy i Izraelki protestują przeciwko reformom sądownictwa, krzycząc na ulicach: „Nie chcemy tu drugiej Polski, nie chcemy tu drugich Węgier!”. Dlaczego nie wyszli na ulice, gdy przez dziesięciolecia tuż obok Palestyńczycy i Palestynki umierali z powodu izraelskiego apartheidu? Pytamy o to członkinię jednego ze studenckich ruchów społecznych
Aleksandra Leks: Dlaczego Izraelczycy i Izraelki wychodzą na ulice?
Shiraz: Nasz rząd zdecydował się wprowadzić tzw. „reformę sądownictwa”, która obejmuje kilka nowych ustaw dotyczących zmian w systemie sądownictwa. Jeśli wszystkie z nich, albo nawet niektóre zostaną przyjęte, może mieć to dramatyczne skutki dla stanu izraelskiej demokracji. Jeden z przepisów da na przykład koalicji rządzącej całkowitą kontrolę nad sędziami; to oni będą decydować, kto zostanie mianowany na stanowisko sędziego lub sędzi. Koalicja rządząca planuje uchwalić przepisy dotyczące tego, czy Sąd Najwyższy może kwestionować i wetować decyzje rządzących, w przypadku gdy te naruszałyby prawa człowieka. Na razie właśnie tak działa nasz system. Reforma wprowadzi możliwość ponownego przegłosowania zakwestionowanych ustaw.
To tylko kilka przykładów, a jest ich więcej, co budzi niepokój wielu mieszkańców i mieszkanek Izraela. Gdy rządzący zdobędą władzę nad Sądem Najwyższym, będą mogli zrobić praktycznie wszystko, a Izrael znajdzie się na prostej drodze do zmiany w państwo autorytarne. Na szczęście ludzie zdali sobie sprawę z powagi sytuacji, obudzili się i wyszli na ulice.
Czy jest to twój pierwszy protest?
Od dziecka chodzę na demonstracje, także na te bardziej radykalne i lewicowe. Moi rodzice zabrali mnie na jeden z największych protestów w historii Izraela w 2011 roku.
Co masz na myśli mówiąc „radykalne”?
Izraelską lewicę i prawicę różnią głównie poglądy dotyczące okupacji Palestyny. Większość ludzi akceptuje ją do pewnego stopnia, a tylko niewielka mniejszość wyraża sprzeciw wobec okupacji i protestuje. Istnieją wspólne protesty organizowane przez Izraelczyków i Izraelki oraz Palestyńczyków i Palestynki. W ten sposób wspólnie wyrażają sprzeciw wobec nielegalnego osadnictwa i domagają się poszanowania praw mieszkańców i mieszkanek Palestyny. Byłam na niektórych z nich, w tym tych organizowanych w Asz-Szajch Dżarrah, palestyńskiej dzielnicy we Wschodniej Jerozolimie, gdzie rodziny miały zostać eksmitowane z domów, w których mieszkały od pokoleń.
Dlaczego postanowiłaś wziąć w nich udział?
Wszyscy ludzie mieszkający na tej ziemi zasługują na równe traktowanie, a póki co prawa Palestyńczyków i Palestynek nie są respektowane. Wielu Izraelczyków i Izraelek nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, co się dzieje. Zakładają, że jeśli policja stosuje wobec kogoś przemoc, jeśli ktoś zostaje ranny lub nawet ginie w wyniku starć z policją, musi to być uzasadnione działanie, i że pewnie chroni nas przed terrorystami.
W Asz-Szajch Dżarra usłyszałam historie palestyńskich rodzin, które mieszkały tam od pokoleń, a teraz organizacje osadnicze próbują wyrzucić je z ich własnych domów. Wszyscy tam obecni i niektóre organizacje praw człowieka starają się temu zapobiec. Na protestach we Wschodniej Jerozolimie byłam dwa razy. Za drugim razem policja użyła wobec nas granatów ogłuszających. Od tego czasu bardzo bałam się na nie chodzić. Nawet podczas obecnych protestów odczuwałam strach przed policją. Po tym wszystkim jeszcze długo miewałam ataki paniki.
Co sprawiło, że dołączyłaś do obecnych protestów?
Usłyszałam, że na kampusie organizowany jest studencki protest przeciwko planowanym reformom. W ostatniej chwili zdecydowałam się do niego dołączyć. Szczerze mówiąc, nie byłam pewna, czy przyjdzie wiele osób, ale koniec z końców wielu studentów i studentek zdecydowało się wziąć w nim udział. Wraz z zaangażowaniem w protesty, zaczęłam czytać więcej na temat tego, co się dzieje i zdałam sobie sprawę z zakresu możliwych zmian i tego, jak przerażające mogą być ich skutki. Zaczęłam uczestniczyć w protestach coraz częściej. Z czasem nabrałam większej pewności siebie, zaczęłam wychodzić na przód protestu i brałam bardziej aktywny udział w proteście. Ze zwykłej uczestniczki stałam się aktywistką.
Co masz na myśli?
Pierwszy aktywny krok podjęłam na grupie mojego kierunku na komunikatorze WhatsApp. Pewnego czwartku w całym Izraelu odbył się strajk, w wyniku którego zajęcia zostały odwołane. Wpadłam na pomysł wywarcia presji na prowadzących i prowadzące, którzy zdecydowali się nie odwoływać swoich zajęć. Pomyślałam, że jeśli duża grupa studentów i studentek powie im, dlaczego bierze udział w demonstracjach i że nie będzie uczestniczyć w zajęciach w ramach protestu, wtedy być może również je odwołają.
Ponadto kierunek, który studiuję, praca socjalna, jest ściśle powiązany z ochroną praw człowieka. To było dla mnie nie do pomyślenia, że pracownicy i pracowniczki naszego wydziału nie poparli protestów publicznie. Napisałam wiadomość na grupie WhatsApp, zachęcając ludzi do wysyłania e-maili do profesorów i profesorek, informując ich, że biorą udział w protestach, wyjaśniając przy tym, dlaczego jest to tak ważne. To rozpoczęło spór. Niektórzy mnie poparli, inni się ze mną zgadzali. Uważali, że nie powinniśmy mieszać polityki ze studiami, a kampus powinien pozostać miejscem apolitycznym.
Jakie jest Twoje zdanie na ten temat?
Moim zdaniem uniwersytet nie istnieje w jakimś równoległym wszechświecie, ale jest częścią naszego życia. Jestem studentką, ale przede wszystkim obywatelką swojego kraju. Nie możemy po prostu przyjść, uczyć się i udawać, że nic się wokół nas nie dzieje. Jest to szczególnie ważne, gdy studiujemy takie kierunki jak praca socjalna, politologia czy ekonomia. Uczęszczamy na zajęcia z ekonomii, a nasza gospodarka upada, ponieważ inne kraje boją się w nas inwestować. To wszystko jest ze sobą powiązane.
Nie możemy po prostu zamykać się w bańce i mówić: „Jesteśmy tylko studentami i studentkami, nic od nas nie zależy”. Historia pokazuje, że wiele protestów było zainicjowanych przez środowiska uniwersyteckie. To one były początkiem dla wielu zmian. Zastanawiam się, dlaczego ten apolityczny trend wciąż utrzymuje się w Izraelu. Teraz sytuacja się zmienia. W Jerozolimie studenci i studentki co tydzień przewodzą protestom. W każdą sobotę mamy wielki wiec, który organizowany jest właśnie przez nich.
Wracając do Twojej historii, co się stało po tym, jak podjęłaś tę inicjatywę?
Po tym, jak wysłałam wiadomość, ludzie zaczęli postrzegać mnie jako aktywistkę. Podchodzili do mnie, zadawali mi pytania i mówili, że doceniają to, co powiedziałam. Wtedy zaczęłam podejmować kolejne kroki. Napisałam list do dziekana z prośbą o oficjalne poparcie protestów i publiczne sprzeciwienie się ostatnim działaniom rządu, a następnie zebrałam pod nim podpisy studentów i studentek. Dołączyłam też do jednego ze studenckich ruchów społecznych, a teraz aktywnie w nim działam i stoję na jego czele.
Wiele pracy odbywa się za kulisami; spotykamy się i rozmawiamy o tym, jaką formę powinien przyjąć protest i co uważamy w danej chwili za istotne. Każdy z nas ma swój udział w jego organizacji, między innymi w tworzeniu transparentów. Zdecydowanie nie uważam się za jedną z najbardziej zaangażowanych. Są osoby, które robią o wiele więcej ode mnie, ja jestem tylko częścią tej społeczności.
Nie pierwszy raz wywołujesz mieszane reakcje w swoim kręgu społecznym. Nie odbyłaś obowiązkowej służby wojskowej. Dlaczego?
W Izraelu służba wojskowa jest obowiązkowa dla każdego. Istnieje jednak możliwość uzyskania zwolnienia z powodów religijnych lub ze względu na uszczerbki zdrowia fizycznego czy też psychicznego.
Byłam i nadal jestem pacyfistką. Sprzeciwiałam się idei służby w jakiejkolwiek armii, a w szczególności w izraelskim wojsku kontrolującym ludność cywilną na okupowanym Zachodnim Brzegu. Obrałam trudną ścieżkę działania, ubiegałam się o zwolnienie z powodu pacyfizmu. Takie rozwiązanie istnieje, ale jest trudne do uzyskania. To był długi i żmudny proces, ale udało mi się.
Zamiast szkolenia wojskowego odbyłam nieobowiązkową służbę cywilną. Byłam asystentką nauczyciela w przedszkolu specjalnym, później pracowałam w schronisku dla kobiet, które doświadczyły przemocy ze strony partnera czy rodziny.
Jak ta decyzja wpłynęła na Twoje życie?
To było trudne, po raz pierwszy nie podążyłam za tłumem. Osobom z innych krajów może być trudno zrozumieć, jak bardzo oczywiste jest w Izraelu pójście do wojska. To niemal tak naturalne jak uczęszczanie do szkoły średniej po ukończeniu gimnazjum. Służba wojskowa jest głęboko zakorzeniona w świadomości Izraelczyków i Izraelek. Nie ma czegoś takiego jak bycie przeciwko armii. Armia jest czymś, co znajduje się ponad wszelkimi różnicami politycznymi i konfliktami.
Wesprzyj rodziny uchodźcze w Krakowie, wpłać na zrzutkę >>>
Nawet ci, którzy mnie wspierali, nie zawsze w pełni rozumieli moją postawę. Po prostu pozwolili mi żyć według moich zasad. Niektórzy się ze mną kłócili. Czasami bałam się powiedzieć, dlaczego tak naprawdę nie poszłam do wojska. Mogłam tego łatwo uniknąć. Jeśli ktoś dostaje zwolnienie z powodów medycznych, nie zawsze chce się dzielić z innymi jego szczegółami. Ludzie zakładają wtedy, że to prywatna sprawa i zostawiają cię w spokoju. Przez długi czas było mi trudno, ale myślę, że w pewnym sensie ułatwiło mi to mówienie o innych kwestiach i sprawiło, że nabrałam pewności siebie. Myślę, że to doświadczenie przygotowało mnie do miejsca, w którym jestem teraz i pozwoliło mi bardziej świadomie podążać za swoimi przekonaniami.
Jak reformy wpłyną na życie mieszkańców i mieszkanek Izraela i Palestyny?
Dadzą rządowi nieograniczoną władzę, co, jak wszyscy wiemy, jest niezwykle problematyczne. Historia pokazała nam wiele razy, że taka władza nigdy nie trafia w dobre ręce. Przykładem tego są choćby kraje takie jak Węgry i Polska, w których prawie cały system prawny został przejęty przez partię rządzącą. Boimy się, że władze będą mogły robić, co chcą.
Obecnie dużym zmartwieniem dla izraelskiego społeczeństwa jest także kwestia równouprawnienia kobiet i praw osób LGBTQ+. Koalicja obejmuje wiele bardzo religijnych partii, które nie kryją się z homofobią i mizoginią. Te partie zgodziły się dołączyć do koalicji stawiając pewne warunki – jednym z nich jest uchwalenie ustawy, która umożliwi każdemu usługodawcy odmowę świadczenia usług z powodów religijnych. Oznacza to, że na przykład lekarz będzie mógł legalnie odmówić leczenia pacjenta należącego do społeczności LGBTQ+ lub pochodzenia arabskiego. Te grupy społeczne są szczególnie narażone na niebezpieczeństwo, jednak ostatecznie konsekwencje tej ustawy będą mogły uderzyć w każdego Izraelczyka czy Izraelkę.
Palestyńczycy i Palestynki żyjący pod okupacją nie są obywatelami i obywatelkami Izraela. Nie mają prawie żadnych praw, a te zmiany znacznie pogorszą ich sytuację. Nasz Sąd Najwyższy już teraz myli się w wielu sprawach. Najbardziej oczywistym błędem jest dawanie zielonego światła dla rozprzestrzeniania się i kontynuowania okupacji. Sąd zwykle pozwala armii iść naprzód. Jednak w niektórych przypadkach blokuje pewne działania rządu. Bez niezawisłych sądów nie będzie nad nimi absolutnie żadnej kontroli, a nasz rząd będzie mógł posunąć się jeszcze dalej. Nic nie będzie w stanie ich powstrzymać. Czy możesz sobie wyobrazić, że niektórzy członkowie i członkinie parlamentu powiedzieli, że powinniśmy spalić całą palestyńską wioskę, ponieważ pochodzi z niej jeden terrorysta? Nie mam powodu, by ufać tym ludziom. Oni nie planują zrobić nic dobrego.
Temat Polski i Węgier stale przewija się na protestach. Dlaczego?
Odkąd rozpoczęła się ta „reforma” prawnicy zwracali uwagę na podobieństwa do reform przeprowadzonych w Polsce i na Węgrzech w ostatniej dekadzie. Mieliśmy okazję wysłuchać paneli z sędziami z Polski i Węgier, którzy mówili o wprowadzonych zmianach. Niedawno otrzymaliśmy wiadomość od Stowarzyszenia Sędziów Polskich, w której zachęcano nas do walki w obronie naszego systemu sądownictwa.
To, co wydarzyło się w Polsce, jest bardzo podobne do tego, co obecnie dzieje się w Izraelu. Reforma również spotkała się z masowymi demonstracjami, podobnie jak u nas. Kiedy Polacy i Polki protestowali, prezydent Duda obiecywał wstrzymanie reformy. Później powróciła i została uchwalona w nocy. Jesteśmy w takiej samej sytuacji. Nasz premier wstrzymał prace nad ustawami, ale wiemy, że musimy być czujni. Chcemy uniknąć tego samego, co wydarzyło się w Polsce. Niektórzy mówią nam, że powinniśmy przestać protestować, skoro dostaliśmy to, czego chcieliśmy, ale my nadal wychodzimy na ulice w każdą sobotę. Przypominamy rządzącym, że wciąż ich obserwujemy i nie pozwolimy im pójść w ślady polskiego rządu.
Czy policja nadużywa swojej władzy?
W niektórych przypadkach tak. W Tel Awiwie użyto granatów ogłuszających, co spotkało się z ogromnym oburzeniem społeczeństwa. Protesty nie są brutalne, to jedna z ich najważniejszych zasad. Widziałam, jak niektórzy ludzie wściekali się i przeklinali obecnych na miejscu policjantów i policjantki. Studenci i studentki próbowali ich uspokoić i przypomnieć im, że musimy zachować pokojowy charakter protestu. Zostaliśmy pobici. Znam ludzi, którzy zostali aresztowani bez żadnego konkretnego powodu. Na razie nie jest jeszcze aż tak źle, ale ponieważ ministrem odpowiedzialnym za policję jest Ben Gvir, który publicznie wzywa ich do bardziej zdecydowanych działań przeciwko protestującym, obawiam się, że w pewnym momencie dojdzie do eskalacji.
Jak porównałabyś przemoc policji wobec osób protestujących Izraelczyków i Izraelek z tą stosowaną wobec demonstrujących w arabskich dzielnicach?
Tam jest zdecydowanie gorzej. Izraelczycy i Izraelki nie chcą słyszeć o tym, co dzieje się podczas protestów w Asz-Szajch Dżarra, mimo że jest tak blisko Uniwersytetu Hebrajskiego. To zaledwie 15 minut piechotą. Izraelskie społeczeństwo żyje tym, co mówi im policja i jeśli policja twierdzi, że protestujący ich zaatakowali, to ludzie im wierzą. Ja też początkowo w to wierzyłam, bo dlaczego ktokolwiek miałby myśleć, że policja w jego kraju kłamie? Ale byłam tam i widziałam, że nie zrobiliśmy nic gwałtownego ani agresywnego. Granat ogłuszający został rzucony dwa metry ode mnie. Policja biła ludzi pałkami i aresztowała ich. W arabskich dzielnicach działania policji są bardzo brutalne i powoli dociera to także do nas. Tak jak w słynnym wierszu Martina Niemöllera „Przepraszam za zamieszanie”:
Najpierw przyszli po socjalistów, a ja milczałem, bo nie byłem socjalistą.
Następnie przyszli po związkowców, a ja milczałem, bo nie byłem związkowcem.
Potem przyszli po Żydów, a ja milczałem, bo nie byłem Żydem.
Później przyszli po mnie, a nie było już nikogo, kto mógłby mówić w moim obronie.
Myślę, że możemy powiedzieć to samo o tym, co dzieje się w Izraelu najpierw przyszli po Palestyńczyków i Palestynki, a my milczeliśmy, potem przyszli po Arabów i Arabki mieszkających w Izraelu, teraz przychodzą po społeczność LGBTQ+, przychodzą po kobiety. W końcu przyjdą po nas wszystkich.
Czy uważasz, że obecne protesty sprawiły, że ludzie stali się bardziej świadomi okupacji Palestyny?
Niestety nie, te protesty są w większości bardzo skoncentrowane na syjonizmie. Może nastąpiła pewna zmiana, ponieważ niektóre przemówienia na temat okupacji są po raz pierwszy wygłaszane publicznie przed dużą publicznością, przynajmniej w Jerozolimie. Większość ludzi nadal twierdzi jednak, że mówienie o okupacji sprawi, że osoby o bardziej prawicowych poglądach, które nie popierają obecnych działań rządu, przestaną nas wspierać. Mówią, że powinniśmy skupić się na Izraelu.
Nie widzimy tak wielu Izraelczyków i Izraelek protestujących przeciwko okupacji Palestyny i apartheidowi. Dlaczego tak jest?
Mamy tu do czynienia z ignorancją i pewnym poziomem hipokryzji. Izrael nigdy nie był zdrową demokracją. Był demokratyczny tylko w 1967 roku i to tylko dla narodu żydowskiego. Teraz ludzie zaczęli się tym przejmować, ponieważ obecne wydarzenia mają wpływ na ich przyszłość. Podobnie dzieje się w innych krajach na świecie. Większość ludzi niestety przejmuje się tylko tym, co dotyka ich osobiście.
Podobają Ci się nasze treści? Wesprzyj nas finansowo!
Zakładam, że te protesty są okazją do dalszych zmian. Czas pomyśleć – czego jeszcze chcemy? W jakim kraju chcemy żyć? Myślę, że jest to świetna okazja, żeby spróbować stworzyć nowy porządek społeczny i polityczny. Wierzę, że obecne działania rządu obudziły znaczną część społeczeństwa, która nie była zaangażowana politycznie. Kiedy ludzie przejmują się jedną rzeczą, otwarcie oczu na inne nieprawidłowości mające miejsce w Izraelu będzie łatwiejsze. Nie chcę poprzestać na reformie sądownictwa. Dopóki nasz kraj opiera się na wykorzystywaniu ludzi i ich praw, nigdy nie będzie państwem demokratycznym. Jeśli teraz z praktycznego punktu widzenia Izraelczykom i Izraelkom zacznie na tym zależeć, razem możemy zapoczątkować wielką zmianę w tym kraju.
Jak chciałabyś, aby wyglądała przyszłość Twojego kraju?
Chcę, aby zapanowała tu silna i stabilna demokracja, chcę pokoju i natychmiastowego końca okupacji Palestyny. Chcę Izraela, który jest w pełni równy dla wszystkich mieszkających tu ludzi – pochodzenia żydowskiego i arabskiego, ludzi świeckich i religijnych. Chcę, aby każdy mógł prowadzić życie wolne od przymusu religijnego. Chcę, aby jego mieszkańcy i mieszkanki mieli tego samego ducha, którego widzę teraz, ducha walki, który pozwoli im chronić te wartości. Jesteśmy nowym pokoleniem tego kraju. Możemy zmienić go na lepsze.
***
Shiraz jest studentką pedagogiki i pracy socjalnej na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie, aktywistką na rzecz praworządności i członkinią ruchów studenckich.
Aleksandra Leks