Nie zobaczę, jak mojej młodszej siostrze wypadają mleczne zęby

Sara Nazari


„Mama powtarza nam przez telefon, żebyśmy nigdy nie były zależne od żadnego mężczyzny, żebyśmy walczyły o siebie. I to właśnie robimy”. Sara Nazari, Afganka i alpinistka, która mieszka w Krakowie

Pochodzę z Afganistanu. Dlaczego jestem dziś w Krakowie? Odpowiedź jest dość oczywista: władzę w moim kraju przejęli talibowie. Ale bezpośrednio pomogła mi Ascend, pozarządowa organizacja, która skupia się na aktywizacji kobiet i dziewcząt poprzez sport i działalność społeczną – generalnie poprzez wszystko, co może wesprzeć je w działaniu, w tym, by mogły być, kim tylko chcą, by stały się świadome swojej siły i zawalczyły o możliwie najlepszą przyszłość.

Czułyśmy, że teraz możemy wszystko

W Kabulu studiowałam angielską literaturę. Miałam właśnie zacząć swój trzeci rok, obronić licencjat. Moja młodsza siostra Asma studiowała z kolei literaturę rosyjską, to był jej pierwszy semestr. Ja pracowałam też w prywatnej szkole. Zarabiałam własne pieniądze. 

Wcześniej nigdy nie myślałam o aktywności fizycznej, w Afganistanie raczej nie ma kultury chodzenia na siłownię. Ale wtedy na mojej drodze pojawił się Ascend, a ja rozpoczęłam swoją przygodę ze wspinaniem się. Wspinaczka to dla mnie wolność. Mój dziadek chodził w góry. Ja również zaczęłam. I to tylko z grupą innych dziewczyn. Wyruszałyśmy ze śpiworami, spałyśmy na zewnątrz otoczone naturą i górami, zasypiałyśmy przy dźwięku płynącej rzeki. A po zdobyciu szczytu zawsze czułyśmy dumę, czułyśmy, że teraz możemy wszystko. Dzięki organizacji miałyśmy też warsztaty z komunikacji, sesje motywacyjne, robiłyśmy różne projekty. Ale nagle wszystko wywróciło się do góry nogami.

Gdy talibowie przejęli władzę w Afganistanie, wraz z Asmą nieustannie kontaktowałyśmy się z Ascend. Bałyśmy się, co się stanie, gdy talibowie, którzy zaczęli wprowadzać swoje straszne zasady, dowiedzą się, że chodzimy same w góry, wspinamy się, rozwijamy, uczymy. Czy po nas przyjdą? Co się stanie, gdy to zrobią? Czy będą zabijać każdą niezależną Afgankę?

Miasto zombie

Cisza i pustka ogarnęły całą naszą stolicę. Kabul stał się miastem zombie, tak jakby nikt w nim nie mieszkał. Sklepy zostały pozamykane. Ludzie musieli przeżyć jedząc tylko to, co mieli wśród domowych zapasów. 

Słyszałyśmy, że niektórym dziewczynom udało się wyjechać do Pakistanu. My czekałyśmy w tej przerażającej ciszy przez dwa miesiące. W końcu udało się zorganizować dla nas samolot. Wszystko dzięki Ascend.

Asma i ja miałyśmy szczęście, bo lecąc samolotem łatwiej było dostać wizę. Bilety lotnicze były niesamowicie drogie, ale organizacja nam je opłaciła. Ascend pomógł nam wydostać się z kraju opanowanego przez talibów. Miałyśmy być już bezpieczne.

Sara Nazari w górach.

W Pakistanie również czekałyśmy, tym razem na polską wizę, także przez dwa miesiące. To był bardzo ciężki czas. Ambasada Polski, w której Afgańczycy i Afganki mogli dostać wizę, znajduje się w Indiach. Jednak dzięki wsparciu znajomych w Polsce i pomocy Ascend dostałyśmy wizy. Ale wiesz na ile? Na dziewięć dni.

Dotarłyśmy do Kataru, gdzie czekałyśmy przez 20 godzin na kolejny lot. Później wylądowałyśmy w Warszawie i wyruszyłyśmy do Krakowa. To była długa i wyczerpująca podróż. Nie spałyśmy od wielu godzin, emocje nas nie puszczały, dwa dni zlały się w jeden. To było zmęczenie fizyczne i psychiczne. Ale od razu udałyśmy do miejsca, gdzie można było aplikować o kartę pobytu. Zaczął się też ciąg wywiadów. Wywiad za wywiadem. Konferencja prasowa za konferencją prasową. I tak przez wiele dni. Każdy chciał wiedzieć, jak to jest uciec przed talibami. To było za wiele.

„Salam” brzmi znajomo

Kartę pobytu udało się otrzymać bardzo szybko. Dziś trzeba czekać na taki dokument znacznie dłużej. Zatrzymałyśmy się w Bielsku Białej u znajomej osoby. I wtedy dowiedziałyśmy się, że istnieje organizacja Salam Lab. „Salam” brzmiało tak znajomo w nowym miejscu. „Salam” – tak witamy się w Afganistanie. Organizacja wsparła nas w znalezieniu mieszkania. Co więcej, nasz nowy dom znajduje się bardzo blisko krakowskiego Zakrzówka, pięknego zalewu. Kobieta, która wynajęła nam mieszkanie, jest cudowna, szybko się zaprzyjaźniłyśmy. Dzięki Salam Lab poznałyśmy też wiele innych wspaniałych osób, na przykład Safię, która pochodzi z Afganistanu, ale mieszka w Polsce od wielu, wielu lat, a dziś pracuje jako asystentka rodzin uchodźczych.

Dziś Asma i ja studiujemy i doceniamy nasze nowe życie w Krakowie. Niedawno poleciałam na przykład na przedłużony weekend do Szwecji. I od razu zaczęłam tęsknić za Krakowem i naszym Ruczajem!

Pierwsze dni w Polsce jako cudzoziemka lub cudzoziemiec są ciężkie. Jesteś w nowym miejscu, nie znasz kultury, na każdym kroku boisz się, że kogoś urazisz na przykład w prostej rozmowie. Czasem widzisz spojrzenia. Boisz się cokolwiek zrobić. Ale powoli staje się łatwiej. Z każdą poznaną osobą, z każdym pomylonym tramwajem. Na początku nie wiedziałyśmy na przykład, że w komunikacji miejskiej trzeba skasować bilet. Ale teraz aplikacja JakDojade jest moją nową przyjaciółką. 

Wierzę w dobro

Uwielbiam Rynek Główny. Za każdym razem, gdy tędy przechodzę muszę zrobić zdjęcie Kościoła Mariackiego. Uwielbiam Kraków. Myślę, że dzięki temu wszystkiemu, co dała nam organizacja Ascend w Afganistanie, dzięki wspinaczce, ćwiczeniom, walce o samorozwój, Asma i ja dałyśmy sobie radę. Wyjechałyśmy same z Afganistanu i poradziłyśmy sobie w Polsce. Wiem, że nie każda Afganka miałaby na tyle siły. Afgańskie dziewczęta i kobiety nie są przyzwyczajone do podróży samotnie. 

A jak to jest z islamem? Jak to jest być muzułmanką w Polsce? Nigdy nie zakrywałam włosów. I myślę, że to wiele ułatwia, choć z powodu trochę innego wyglądu również czułam na sobie wzrok innych. Na przykład moja koleżanka, również Afganka, która nosiła hidżab, czuła ogromny dyskomfort w Polsce. Widziała, że wszyscy na nią patrzą, a jej chusta na głowie przyciąga uwagę. W pewnym momencie zdecydowała, że ją zdejmie. Ale czuła się jeszcze gorzej i ostatecznie ponownie założyła hidżab. Dziś jest w Niemczech. 

Dla mnie problemem w Polsce są sauny i baseny. Tam czuję się niekomfortowo, choć przecież nie noszę hidżabu. Moje podejście do islamu nie zmieniło się odkąd opuściłam Afganistan. Wierzę w dobro, duchowość jest dla mnie ważna. To, czy zakłada się na głowę chustę, czy też nie, nie definiuje tego, czy jestem dobrą muzułmanką. Jeśli krzywdzi się innych i robi złe rzeczy, to nawet przestrzeganie najbardziej restrykcyjnych przepisów jakiejś religii nie sprawią, że jesteś dobrym człowiekiem. Najlepszym tego dowodem są talibowie, którzy „w imię religii” wprowadzają rządy terroru i łamią podstawowe prawa człowieka czy prawa kobiet. To nie jest islam.

Młodsza siostra

Przeraża mnie to, co dzieje się w Afganistanie. Jednocześnie tęsknię za wszystkim, zwłaszcza za moją rodziną. Należymy do mniejszości Hazarów, która cierpi z powodu prześladowań. W Afganistanie zostali moi rodzice, dwie siostry i brat. Mogę być tysiące kilometrów od domu, ale nadal, gdy na przykład jestem chora, dzwonię do mamy, aby tylko usłyszeć jej głos. Najbardziej brakuje mi chyba mojej najmłodszej siostry, która skończyła siedem lat i właśnie zaczęły wypadać jej mleczne zęby. „Tak bardzo chciałabym być koło ciebie, Sara. Chciałabym spać koło ciebie i obiecuję, że nie kopałabym cię przez sen” – mówi mi, gdy rozmawiamy przez telefon. Jestem z nią bardzo blisko. Mama zapytała moją najmłodszą siostrę o to, kogo kocha najbardziej: „mnie czy tatę?”. A ona odpowiedziała „Sarę!”. Mam nadzieję, że kiedyś pokażę jej Zakrzówek.

W rozmowach z bliskimi nikt nie wspomina jednak o tym, co dzieje się w Afganistanie. Rodzina nie chce nas martwić. Mama zawsze mówi mi i Asmie o tym, żebyśmy się uczyły, korzystały z tego, że studiujemy w Polsce, żebyśmy były niezależne. Jest dla nas przykładem. Po urodzeniu trójki dzieci moja mama wróciła do szkoły, aby ukończyć liceum. Gdy na świat przyszła moja najmłodsza siostra, mama zapisała się na uniwersytet. I to w tym samym czasie, co ja. Wiele osób myślało nawet, że jest moją siostrą. Ale potem przyszli talibowie i dziś nawet moja mała siostrzyczka nie chodzi do szkoły. Dlatego mama powtarza nam, żebyśmy nigdy nie były zależne od żadnego mężczyzny, żebyśmy walczyły o siebie. I to właśnie robimy.

Z Sarą rozmawiała Julia Parkot.

***

Jako Salam Lab jesteśmy częścią wyjątkowego grantu i projektu edukacyjnego EMPATHY (Let’s Empower, Participate and Teach Each Other to Hype Empathy. Challenging discourse about Islam and Muslims in Poland), który zakłada kompleksowe i intersekcjonalne podejście do przeciwdziałania islamofobii w Polsce. Więcej na jego temat przeczytasz na naszej stronie salamlab.pl/empathy.

Projekt jest dofinansowany przez Unię Europejską. Wyrażone poglądy i opinie są jednak wyłącznie poglądami autora_ki lub autorów i nie muszą odzwierciedlać tych zamieszczonych w przepisach Unii Europejskiej lub Komisji Europejskiej. Unia Europejska oraz organ udzielający wsparcia nie mogą ponosić za nie odpowiedzialności.



Najnowsze publikacje