Nowa rzeczywistość na granicy z Ukrainą. Straż Graniczna przestaje wpuszczać uchodźców


„Białorusinów nie przyjmujemy” – Straż Graniczna odmawia ochrony osobom uciekającym przed prześladowaniem. „To co, wracacie na Ukrainę? Co robicie? Jaka jest wasza decyzja?” – takie pytania usłyszał od funkcjonariusza polskiej Straży Granicznej Dzianis Pylypiu, Białorusin szukający schronienia w Polsce. 

„Białorusinów i Moskali nie przyjmujemy”

„Chcę zgłosić się na granicę w celu złożenia wniosku o ochronę międzynarodową, na podstawach humanitarnych” – pomimo swoich doświadczeń w Białorusi, mężczyzna został trzykrotnie oddalony. Nakazano mu wracać do Ukrainy, gdzie mieszka od 4 lat u swojej cioci. Dzianis próbował ubiegać się o ukraińskie obywatelstwo, ale mógł to zrobić wyłącznie na podstawie specjalnych dokumentów, których białoruskie władze mu odmówiły, ponieważ nie stawił się na pobór wojskowy. Dzianis nie chce służyć w armii Łukaszenki, stąd schronił się u cioci w zachodniej Ukrainie. Niestety o tych doświadczeniach nikt na granicy polsko-ukraińskiej nie chciał słuchać. Rodzina Dzianisa jest prześladowana za działalność opozycyjną, a sytuacja Białorusinów i Białorusinek w Ukrainie jest coraz trudniejsza. Aktualnie grozi mu wydalenie do Białorusi oraz wcielenie do armii. 

Próby złożenia wniosku o ochronę międzynarodową 22 października na przejściu granicznym w Medyce powtarzał wielokrotnie w obecności kilku funkcjonariuszek i funkcjonariuszy. Próby te zignorowano. Podczas dwóch pierwszych razów Dzianisa wyprowadzono na ulicę i odmówiono mu wjazdu. „Białorusinów i Moskali nie przyjmujemy” – miał usłyszeć. 

Dopiero za czwartym razem, po interwencjach poselskich oraz przesłaniu sprawy do mediów, funkcjonariusze SG przyjęli deklarację Dzianisa.

Walka Jany

Jana Shostak, białoruska aktywistka z ruchu obywatelskiego „Partyzanka” dzwoniła w jego sprawie do Straży Granicznej 20-krotnie. Po wielu próbach dodzwonienia się, funkcjonariuszka potwierdziła, że „przyjmiemy zgłoszenie od każdego, kto powie: chcę ubiegać się o ochronę”. Sprawa jest dla Jany Shostak bardzo ważna. „Zawsze na jego miejscu mogłam stać ja, w sumie mało brakowało” – mówi.

Niestety w przypadku Dzianisa zgłoszenie początkowo nie zostało przyjęte. Podobnie jak z dwoma Białorusinami, którzy usiłowali w ostatnich dniach złożyć wnioski o ochronę międzynarodową w Medyce. 

Uzasadnienie decyzji? „Nie ma ważnego dokumentu podróży” – widnieje na dokumencie. „Straż Graniczna może być cięta na mężczyzn z Białorusi, bo ostatnio wydalono do Mińska potencjalnych agentów” – tłumaczy Jana Shostak. „Jest to jednak tylko hipoteza. Nie mam żadnych potwierdzonych informacji” – dodaje. W sprawę zaangażowała się też posłanka Urszula Zielińska.

Dzianis bezskutecznie przez prawie pół godziny prosił o pisemne potwierdzenie świadczące, że (oraz dlaczego) odmówiono mu ochrony międzynarodowej. „Trzeci raz czekam na decyzję na granicy. Czemu nie mogę złożyć dokumentów – wniosku o ochronę międzynarodową?” – pytał. Niestety nie było żadnej odpowiedzi ze strony służb, mężczyzna był właściwie ignorowany. Strażnik Graniczny odpowiedział jedynie: „czy wracacie na Ukrainę? Jaka jest wasza decyzja?”.

Pierwszy pushback na granicy ukraińsko-polskiej

Jana Shostak podkreśla: „to pierwszy pushback na granicy ukraińsko-polskiej”. Nawiązuje do sytuacji, która nadal ma miejsce na granicy polsko-białoruskiej w nasilonym stopniu od roku. Aktualnie kilkadziesiąt osób dziennie doświadcza wywózek na Białoruś; podobnie jak Dzianis, część z nich ucieka przed przymusową mobilizacją. Ta sytuacja ma miejsce od lat, przede wszystkim na przejściu granicznym w Terespolu. Dotykała głównie osoby pochodzenia czeczeńskiego uciekające z Federacji Rosyjskiej.

Pushbacki czy wywózki to uniemożliwienie osobom szukającym ochrony międzynarodowym złożenia wniosku o azyl poprzez zmuszenie do powrotu za granicę, zza której przybyli. Nie ma tu znaczenia sytuacja osoby, jej pochodzenie czy tożsamość; funkcjonariusze nie weryfikują zwykle takich osób. To podstawowa różnica między sytuacją Dzianisa a osób usiłujących przekroczyć granicę Polski z Białorusią. Dzianisa zidentyfikowano i, pomimo licznych próśb, nie uniemożliwiono mu ubiegania się o ochronę międzynarodową. Jest to niezgodne z prawem. Jak mówi Konstytucja RP (art. 56 ust. 2): „cudzoziemcowi, który w Rzeczypospolitej Polskiej poszukuje ochrony przed prześladowaniem, może być przyznany status uchodźcy zgodnie z wiążącymi Rzeczpospolitą Polską umowami międzynarodowymi”. 

Podobnie też mówią międzynarodowe Konwencje i dokumenty podpisane przez Polskę, np. art. 14 Powszechnej deklaracji praw człowieka: „w razie prześladowania, każda osoba jest uprawniona do ubiegania się o azyl i korzystania z niego w innych krajach” (por. także art. 33 Konwencji genewskiej z 28 lipca 1951 roku czy art. 18 Karty Praw Podstawowych Unii Europejskiej).

Kilka dni temu wzięłam na stopa dwóch chłopców. No dobra, młodych mężczyzn, mają po 19 lat. Jeden z nich był z Wojsk Obrony Terytorialnej. Nigdy nie widział uchodźcy. Nie uczestniczył w wywózkach, pushbackach. Na pytanie „co zrobisz, kiedy zobaczysz w lesie rodzinę uchodźczą?”, odparł „zadzwonię po Straż Graniczną”. Lekarka, która pomaga uchodźcom i uchodźczyniom na polsko-białoruskiej granicy, tłumaczy żołnierzom WOT, czym są pushbacki. 

Prawo po stronie osób uchodźczych

„Nie rozumiem, dlaczego pomimo istniejących procedur SG odmawia Dzianisowi wjazdu. Przecież ucieka z kraju, gdzie trwa wojna” – tłumaczy Jana Shostak. „Ponadto wprost wyraża obawę o powrót do Białorusi. Nie chce być w reżimowym wojsku albo co gorsza w rosyjskim lub trafić do więzienia za działalność opozycyjną. Dzianis ma do tego prawo, by ubiegać się o ochronę w Polsce, niezależnie czy jego paszport jest ważny, czy nie” – mówi aktywistka. 

Zgodnie z obowiązującym prawem, Dzianis powinien mieć możliwość złożenia deklaracji o objęcie ochroną międzynarodową. Wniosek powinien zostać przyjęty i przekazany do analizy. Na podstawie badań, wywiadów i procedury, Dzianis może ją uzyskać lub nie. W pierwszym przypadku dostaje pozwolenie na pobyt w Polsce, w drugim – zostaje deportowany. To prawo dotyczy nie tylko osób, które pojawiają się na przejściach granicznych (jak Dzianis), ale również tych, którzy przekraczają granicę w sposób nieuregulowany. 

„Tego rodzaju działania Straży Granicznej łamią szereg praw człowieka oraz Konstytucję RP i narażają uchodźców i uchodźczynie na niebezpieczeństwo” – twierdzą liczne organizacje, np. Fundacja Ocalenie czy Grupa Granica, zajmujące się prawami człowieka. Tego typu sytuacja ma miejsce od lat, szczególnie na przejściu granicznym w Terespolu. Tam funkcjonariusze polskiej SG nie dopuszczają czeczeńskich uchodźczyń z rodzinami do złożenia wniosku o azyl. 

To nie migracja jest nielegalna, tylko pushbacki

Według polskich władz zatrzymujących Czeczenki od 2016 roku, w „Czeczenii nie ma wojny”. Ubieganie się o azyl na granicy w Terespolu zaś to „próba stworzenia nowego szlaku napływu muzułmanów do Europy”. Jednak podobnie jak w przypadku Dzianisa, podstawą do ubiegania się o azyl nie musi być wojna. „Każdy rodzaj prześladowania ze względu na rasę, religię, narodowość, przekonania polityczne lub przynależność do określonej grupy społecznej może być powodem do udzielenia statusu uchodźcy w Polsce, jeśli tylko ze względu na swą istotę lub powtarzalność stanowi poważne naruszenie praw człowieka” – czytamy w ustawie z dnia 13 czerwca 2003 o udzielaniu cudzoziemcom ochrony na terytorium RP (Dz.U. 2003, nr 128 poz. 1176) art. 13 ust. 1 i 3.

Niestety tych nielegalnych praktyk od 2016 roku – nazywanych „przeciwdziałaniem nielegalnej migracji” – polscy funkcjonariusze SG uczą się bezkrytycznie na misjach w Macedonii Północnej (czym często chwalą się np. na Twitterze). Tym razem sprawę Dzianisa rozpatrzono pozytywnie – pozwolono mu złożyć deklarację – ale pytanie, czy za każdym razem osoba ubiegająca się ochronę międzynarodową będzie musiała angażować polskie posłanki, aktywistki i media.

***

Osoby takie jak Dzianis otrzymują pomoc od „Partyzanki”, która jest ruchem obywatelskim. Wesprzeć tę grupę możecie poprzez wpłaty na zrzutkę. Tutaj znajdziecie ich kanał na telegramie.

Karol Wilczyński – dziennikarz, nauczyciel, aktywista. Współtwórca SalamLab.pl. 

***

Tekst powstał dzięki grantowi otrzymanemu w ramach projektu „I am European: Historie i fakty o migracjach na XXI wiek”, który jest realizowany przez Centrum Edukacji Obywatelskiej (CEO) i finansowany ze środków Unii Europejskiej.

#



Najnowsze publikacje