„Barbarzyńca” o czułym sercu. O Kurdystanie, życiu w Polsce, marzeniach i przełamywaniu stereotypów rozmawiamy z Hezhą, prowadzącym na Tik Toku konto Ciapaty in Poland
Weronika Szczurko: Hezha, nazywasz sam siebie obywatelem bez kraju. Skąd w takim razie pochodzisz?
Hezha: Jestem Kurdem. Kiedy czasem słyszę komentarze „wracaj do siebie!”, odpowiadam: „dokąd? Mój kraj nie istnieje”. Kurdystan składa się z obszarów położonych w czterech państwach: Iraku, Iranie, Syriii i Turcji. Tylko iracka część, z której sam pochodzę, ma status regionu autonomicznego. Mamy własny rząd, parlament, prezydenta. Do uznania za państwo brakuje nam jedynie banku centralnego. Geopolitycznie to skomplikowany temat. Naszą sytuację najłatwiej porównać do hiszpańskiej Katalonii. Kurdowie i Kurdyjki stanowią największą na świecie populację kraju nieuznawanego na arenie międzynarodowej. Obecnie jest nas ponad 40 milionów.
Jak to się stało, że Kurd z Iraku trafił do Polski?
Zanim przyjechałem do Europy przez dwa lata studiowałem politologię. W 2016 roku jeden z moich bliskich przyjaciół wyjechał do Gdańska na studia medyczne. Spotkaliśmy się rok później, kiedy wrócił do Iraku. Wtedy opowiedział mi, jak bardzo mu się w Polsce podoba i zaprosił mnie w odwiedziny. Mniej więcej w tym samym czasie pewna dziewczyna złamała mi serce. Pomyślałem więc, że nie mam nic do stracenia. Postanowiłem zostawić tę historię za sobą i zacząć wszystko od początku. Przez trzy lata studiowałem w Trójmieście na Uniwersytecie Gdańskim i otrzymałem dyplom z ekonomii i biznesu. Kolejne trzy lata zajęły mi studia w Warszawie. W Polsce jestem już więc od sześciu lat.
Wesprzyj rodziny uchodźcze w Krakowie, wpłać na zrzutkę >>>
I jak Ci się tutaj żyje?
Kiedy przyjechałam tu po raz pierwszy, o Polsce wiedziałem tylko tyle, że to europejski kraj, którego stolicą jest Warszawa. Nie miałem pojęcia, co mnie tutaj czeka. Z dnia na dzień znalazłem się w zupełnie innym świecie. Nie byłem przygotowany na różnice kulturowe. Przeprowadzka okazała się naprawdę trudna. Muszę jednak przyznać, że nigdy nie czułem się do końca na miejscu we własnej kulturze, zawsze byłem outsiderem. Jestem dosyć towarzyską, ekstrawertyczną osobą. Być może dlatego stosunkowo łatwo zintegrowałem się z innymi w nowym miejscu. Do Polski przyjechałem z grupą znajomych. Część z nich wróciła już do Iraku. Nie potrafili się tutaj odnaleźć, różnice kulturowe okazały się dla nich zbyt znaczące.
Co było dla Ciebie największym wyzwaniem?
Niewątpliwie język. Bardzo trudno jest go opanować. Na co dzień – na studiach, w pracy, wśród znajomych – używam języka angielskiego. Nigdy nie zapisałem się na kurs języka polskiego, więc znam go tylko na tyle, żeby posługiwać się nim w codziennych sytuacjach.
Trudno było mi się też przyzwyczaić do polskiego pojmowania gościnności. Znacząco różni się ono od tego obecnego w moim kręgu kulturowym. Na tzw. Bliskim Wschodzie ludzie są niezwykle towarzyscy. Jest takie kurdyjskie powiedzenie, które w tłumaczeniu brzmi „krew nie zamienia się w wodę”. Dla nas bardzo ważne są więzy krwi i relacje rodzinne. Wy na pierwszym miejscu stawiacie siebie. Wydaje mi się, że w Polsce, szczególnie wśród młodszego pokolenia, dominuje postawa indywidualistyczna. Starsze osoby wciąż mają potrzebę podtrzymywania relacji rodzinnych, ale młodzi często nie pielęgnują już tych kontaktów. Żyją własnym życiem, odseparowani od spraw rodziny. To sprawia, że dużo łatwiej czuć się tutaj samotnym. Chociaż wcale nie uważam, że takie podejście jest gorsze. Może ostatecznie przynosi ono też coś dobrego.
Co masz na myśli?
Jestem jedynakiem, pierworodnym synem, pochodzącym z bardzo tradycyjnej rodziny. Od dziecka czułem na sobie ogromną presję ze strony rodziców.
Zrobiłem to, żeby uwolnić się od ich oczekiwań. Chciałem być wolny i sam decydować o tym, kim jestem i co chcę w życiu robić.
Czy zetknięcie z europejską kulturą miało wpływ na Twoje poglądy?
Duży wpływ na kulturę i tradycję na tzw. Bliskim Wschodzie ma religia, co sprawia, że dominuje konserwatywna mentalność. W Europie stałem się bardziej otwartą i tolerancyjną osobą. Tam, skąd pochodzę, społeczeństwo jest bardzo krytyczne. Tutaj nauczyłem się, że nie powinienem oceniać innych, bo to po prostu nie w porządku.
W mojej głowie ścierają się dwie mentalności. Kiedy mówię po kurdyjsku, staję się innym człowiekiem – jestem Kurdem wśród Kurdów. Rozmawiając po angielsku czy przebywając wśród Polaków i Polek, jestem spokojniejszy, bardziej otwarty, łatwiej mi wyrazić wiele kwestii. Staram się dystansować od tego, czego mnie uczono i zachowywać obiektywność. Wiem, że nie wszystko w mojej kulturze jest właściwe i są wartości, które mi wpojono, zupełnie niespójne z moimi poglądami. Kwestionowanie tego, czym przesiąknęło się jako dziecko wymaga jednak dużo odwagi i wysiłku.
Każdy z nas w pewnym wieku musi skonfrontować się z tym, że to, czego nas uczono, nie zawsze okazuje się słuszne.
Mam wrażenie, że ze względu na bardziej indywidualistyczną kulturę, wolność wyboru i możliwość swobodnej ekspresji Europejczycy i Europejki dużo szybciej dojrzewają jako jednostki. W mojej kulturze istnieje ogromna presja społeczna, także w przypadku mężczyzn. Do czasu ślubu powinieneś opiekować się swoją rodziną, ale nawet kiedy masz już żonę, zwykle nadal pozostajecie w domu rodzinnym. Mężczyźni niby stają się dorośli, ale tak naprawdę często pozostają dziećmi.
Ty dość szybko opuściłeś nie tylko dom i rodzinę, ale także kraj i kulturę, w której się wychowałeś.
Zawsze mówię, że do Europy przyjechałem będąc chłopcem i dopiero tutaj stałem się mężczyzną. Z dzisiejszej perspektywy myślę, że dobrze się stało. Życie składa się z pewnych etapów. Nie można po prostu zatrzymać się w rozwoju i być wiecznie dzieckiem. Dorosłość przychodzi wraz z odpowiedzialnością. Decydując się na migrację bardzo szybko musiałem się tego nauczyć.
Co masz na myśli mówiąc o odpowiedzialności?
Kiedy żyjesz w obcym kraju, nie przysługują Ci takie same prawa, jak innym. Jesteś w ciągłym stresie, czy sobie poradzisz. Nie masz sieci wsparcia, Twoi bliscy zostali po drugiej stronie świata. Jesteś zdany sam na siebie, a każde potknięcie może sprawić, że znajdziesz się w sytuacji bez wyjścia. Harujesz dniem i nocą, żeby się utrzymać, bo praca to Twoje jedyne zabezpieczenie finansowe. A i tak to, co zarobisz, starcza zaledwie na to, żeby wiązać koniec z końcem.
Wiem, że miałeś też bardzo przykre doświadczenia z polską biurokracją.
Tak, to była kolejna gorzka pigułka do przełknięcia. Zrozumiałem, że niezależnie od tego, jak długo będę tu mieszkał, nigdy nie będę traktowany na równi z Polakami i Polkami. Pracowałem dla kilku największych banków na świecie. Ale w zeszłym roku, kiedy zmieniałem pracę, ktoś namieszał w dokumentach i moja nowa umowa miała rozpocząć się miesiąc później, niż ustalaliśmy. Przez prawie dwa miesiące byłem bez pracy. Nie miałem pieniędzy i potrzebowałem pożyczki.
Mój pobyt w Polsce jest całkowicie uregulowany, mam wyrobioną tymczasową kartę pobytu i wszystkie niezbędne dokumenty. Mimo to bank odrzucił mój wniosek, nie wchodząc nawet w szczegóły mojej sytuacji. Powiedziano mi, że tylko ze względu na mój paszport, moje nazwisko widnieje na liście cudzoziemców z krajów wysokiego ryzyka. Mimo że nie mam nic wspólnego z praniem brudnych pieniędzy ani z żadną inną podejrzaną działalnością, mój wniosek został automatycznie odrzucony.
Co wtedy zrobiłeś?
Nie miałem z czego żyć. Co mogłem zrobić? Wyjechałem do Szwecji, dostałem pracę w warsztacie samochodowym i przez trzy tygodnie sprzątałem garaż, dźwigałem opony i myłem ciężarówki. To była praca przez 12-14 godzin dziennie, sześć dni w tygodniu. Tylko tak mogłem opłacić wynajem i się utrzymać. Czy to nie jest absurd? Pojechałem pracować na czarno w Szwecji, za stawkę mniejszą niż oficjalna minimalna, bo w Polsce nie mogłem dostać pożyczki ze względu na mój paszport. Taka sytuacja nie powinna mieć miejsca. Jak można nazwać to inaczej niż systemową dyskryminacją?
Podobnie było z moją kartą pobytu. Kiedy przyjechałam do Polski po raz pierwszy, otrzymałem pozwolenie na pobyt tymczasowy związany z podjęciem studiów. Po ich ukończeniu zatrudniono mnie na podstawie umowy o pracę, więc mogłem zalegalizować swój pobyt już jako pracownik. Na decyzję czekałem rok i osiem miesięcy. Przez ten czas nie wolno mi było opuszczać kraju, byłem też pozbawiony wielu innych praw. Kiedy w końcu otrzymałem odpowiedź, okazało się, że mój wniosek został odrzucony. Powód? Dostarczyłem kopię zaświadczenia podatkowego z ZUS-u, a nie niezbędny oryginał. To przedłużyło całe postępowanie o kolejne cztery miesiące.
Zatrudniłem prawniczkę, żeby odwołać się od decyzji. Kiedy zobaczyła uzasadnienie, parsknęła śmiechem. Zrobiłem o tym filmik na Tik Toku. Jeden z komentujących okazał się być pracownikiem Urzędu ds. Cudzoziemców. W prywatnej rozmowie wytłumaczył mi, że urzędnicy i urzędniczki są zmuszeni do odrzucenia wielu wniosków, tylko ze względu na obowiązujące statystyki. Nie ma znaczenia, jak dobrze przygotujesz swoje dokumenty, bo istnieje odgórne zarządzenie, jaka liczba wniosków musi zostać oddalona. To szczyt biurokracji i zinstytucjonalizowanej dyskryminacji.
Zamiast wsparcia, państwo rzuca kłody pod nogi.
W samym Urzędzie ds. Cudzoziemców nie ma ani jednej osoby, która mówiłaby po angielsku. Urzędnicy i urzędniczki traktują osoby, które tam przychodzą, tak, jakby po prostu chcieli się ich pozbyć. Obcokrajowcy nie są mile widziani tylko ze względu na swoje pochodzenie, kolor skóry czy religię. Nie ma znaczenia, że przebywają w Polsce w pełni legalnie. Cały system jest tak zorganizowany, żeby maksymalnie utrudnić im życie.
Oprócz systemowej przemocy doświadczasz też dyskryminacji w życiu codziennym?
Dziś mogę powiedzieć, że otaczają mnie wspaniali, nieoceniający i wykształceni ludzie, którzy nie dają mi odczuć, że jestem „inny”. Mam wielu bliskich przyjaciół i przyjaciółek z Polski. Ale oczywiście spotkały mnie też przykre sytuacje związane z uprzedzeniami na tle rasowym.
Jakieś pięć lat temu w Krakowie razem z grupą znajomych wyszliśmy na miasto. Kiedy paliłem papierosa przed barem, podeszła do mnie banda chuliganów. Zaczęli mnie wyzywać i chociaż niewiele wtedy rozumiałem po polsku, słyszałem jak w kółko powtarzają „ciapaty”. W którymś momencie pojawili się moi znajomi i próbowali z nimi rozmawiać. Następną rzeczą, jaką pamiętam, były chmury gazu, którym nas potraktowali. Pobili wszystkich poza mną, łącznie z moimi koleżankami. Moja przyjaciółka dostała pięścią w twarz, tylko dlatego, że stanęła w mojej obronie. Uważam się za osobę silną psychicznie. Ale nawet ja stałem się po tym zdarzeniu ostrożniejszy.
Jak sobie z tym radzisz?
Teraz, po sześciu latach spędzonych w Polsce, nie przejmuję się już takimi sytuacjami. Kiedy spotykam się z rasistowskimi komentarzami, po prostu uśmiecham się, mówię „dziękuję” i idę w swoją stronę. Zakładam, że jeśli ktoś zachowuje wobec mnie w ten sposób, to chce mnie obrazić i oczekuje reakcji. Kiedy nie daję się sprowokować i odpowiadam uśmiechem, wtedy to jemu jest głupio, nie mnie.
To dlatego nazwałeś swój profil na Tik Toku „Ciapaty in Poland”?
Kontrowersyjnie, wiem. Ale jeśli ja pierwszy tak siebie nazwę, wtedy odbieram władzę tym, którzy chcieliby mnie w ten sposób obrazić.
Masz do tego dystans. Wielokrotnie żartujesz na przykład z sytuacji, w których ktoś traktuje Cię jak terrorystę.
Zacząłem nagrywać filmiki na Tik Toku po to, żeby przełamywać pewne stereotypy. Chciałem pokazać, że naprawdę nie wszyscy o ciemniejszej karnacji są bandytami. Początkowo sprawiało mi to wiele frajdy, ale ostatnio przestałem publikować, bo dorosłość trochę mnie przytłoczyła. Jestem tutaj zupełnie sam, wszystko jest na moich barkach, do tego dochodzi kryzys gospodarczy. To bardzo obciążające i niestety odbija się na moim zdrowiu psychicznym.
Problemy ze zdrowiem psychicznym to coś, z czym boryka się wielu migrantów i migrantek.
Świat zmienia się w zbyt szybkim tempie, żeby ludzie mogli za tym nadążyć. Stąd tak częste występowanie zaburzeń psychicznych. Od lat zmagam się z depresją i ADHD. Jestem pod opieką dwóch specjalistów, jednego w Polsce, drugiego w Iraku. Ale pracując na pełny etat, nadal nie nie stać mnie na opłacenie terapii. Trudno jest normalnie funkcjonować w społeczeństwie, które daje ci do zrozumienia, że nie do końca jesteś mile widziany. To samo dotyczy osób nastoletnich, które też mierzą się z wieloma kryzysami. One też mają problemy z poczuciem przynależności, czują się inne, niedopasowane, nie mają do kogo zwrócić się o pomoc.
Czasami naprawdę niewiele potrzeba. Wystarczy ktoś, kto Cię wysłucha i powie „wspieram Cię, cieszę się, że tak świetnie sobie dzisiaj radzisz”. Nie każdy ma jednak w swoim otoczeniu takie osoby. Mam wrażenie, że te problemy dopiero zaczynają docierać do świadomości społecznej. Natomiast na poziomie polityki zdrowotnej ten temat jest wciąż kompletnie nieobecny. Mówię o tym z bólem serca, bo wiem, że o ile ja jestem na tyle silny psychicznie, że przez jakiś czas mogę poradzić sobie sam ze swoimi problemami, to jest mnóstwo ludzi, którzy są pozostawieni bez jakiejkolwiek pomocy.
Rozważałeś przeprowadzkę do innego kraju?
Może wydać Ci się to zaskakujące, ale mimo wszystko zamierzam zostać w Polsce. Lubię swoje życie tutaj. Polska była pierwszym europejskim krajem, do którego przyjechałem i traktuję ją jak swój drugi dom. Nawet jeśli czasami czuję się tutaj niemile widziany, to naprawdę doceniam polski sposób życia. Odwiedziłem wiele innych krajów, miałem możliwość przeprowadzić się w związku z moją pracą do Norwegii, Szwecji, Niemiec. A jednak nie chciałem opuszczać Polski. Może powinienem był to zrobić ze względu na lepsze warunki ekonomiczne, ale tutaj otaczają mnie wspaniali ludzie. To było dla mnie ważniejsze.
Często wracasz do Kurdystanu?
W zeszłym roku spędziłem tam 10 dni. Wróciłem do kraju po raz pierwszy od trzech lat. Z kolei w tym roku musiałem tam pojechać, żeby odnowić paszport. Rzadko wracam w rodzinne strony, bo bilety z Polski do Iraku są bardzo drogie. Z powodu inflacji i rosnących kosztów życia nawet pracując cały rok, trudno jest odłożyć pieniądze na taki wyjazd. Poza tym, to wycieńczające emocjonalnie.
Niemniej przez te sześć lat od czasu, kiedy wyjechałem, w Kurdystanie wiele się zmieniło. Społeczeństwo staje się bardziej otwarte, internet sprawił, że ludzie są ciekawi świata. W porównaniu z południem Iraku Kurdystan jest znacznie bardziej zwesternizowany. Tam, skąd pochodzę, kobiet nie zmusza się do noszenia hidżabu, w mieście z łatwością można kupić alkohol, otworzyło się wiele barów i klubów.
A jakie jest Twoje podejście do wiary, w której Cię wychowano?
Głęboko wierzę w istnienie Boga i jestem muzułmaninem. Podzielam pewne wartości, które są obecne w islamie, ale religia sama w sobie ma dla mnie wymiar bardziej duchowy niż praktyczny. Dlatego też moja wiara nie przekłada się na praktyki religijne. Islam to dla mnie religia pokoju, która ma jasny przekaz. Bądź dobry. Nie krzywdź innych, nie zabijaj, nie kłam. Troszcz się o ludzi i środowisko. Staraj się być przyzwoitym człowiekiem.
Co to dla Ciebie oznacza?
Zawsze mówię moim przyjaciołom, że jeśli rzeczywiście zostanę w Polsce na dłużej, marzy mi się start w wyborach parlamentarnych. Fascynuje mnie polityka, moi rodzice zawsze byli politycznie zaangażowani, taki też był mój kierunek studiów. Traktuję Polskę jako swój kraj, bo tutaj żyję. Czuję się częścią tego państwa. Zdaję sobie też sprawę, jak ogromny wpływ na społeczeństwo mają politycy i polityczki.
Nie interesują mnie partyjne przepychanki. Polityka to dla mnie troska o dobro wspólne. Są pewne bardzo proste do wprowadzenia zmiany, które mogłyby realnie ułatwić życie milionom ludzi. Politycy i polityczki blokują dzisiaj reformy ze względu na własne interesy i przestarzałe poglądy. Tkwią w przeszłości, mimo że świat idzie do przodu. Myślę, że potrzebni są młodzi ludzie, którzy wniosą do parlamentu nowe spojrzenie, świeże pomysły.
Wierzę, że to kwestia jednego, dwóch pokoleń i Polska też stanie się dużo bardziej otwartym i różnorodnym krajem. Taka zmiana jest nieuchronna także dlatego, że w ostatnich latach liczba cudzoziemców i cudzoziemek w polskim społeczeństwie znacząco wzrosła.
Mimo to narracja antyimigracyjna nadal się utrzymuje.
Cała narracja o migrantach i migrantkach zbudowana jest w oparciu o ludzkie lęki. Podam prosty przykład. Od kiedy mam psa, ludzie postrzegają mnie w zupełnie inny sposób. Kiedy wychodzę z nim na spacer, widzę, że przestają się mnie bać. Patrzą na mnie już nie z lękiem, ale z życzliwością. Sądzę, że myślą sobie: „ok, może i wygląda podejrzanie, ale przecież ma psa, więc nie może być złą osobą”. Niesamowite, jak bardzo opieka nad zwierzęciem zmienia ich nastawienie.
Czyli już bardziej „czuły”, niż „barbarzyńca”.
Dokładnie. Może nie wyglądam, ale jestem bardzo emocjonalny i mam w sobie dużo empatii. Od dziecka marzyłem, żeby pracować w organizacjach pozarządowych. Chciałem mieć realny wpływ na sytuację osób w potrzebie. Kontaktowałem się z paroma NGO’sami w Polsce, ale ze względu na to, że jestem cudzoziemcem, zawsze spotykałem się z odmową. Uważam, że to duży błąd.
Mam w sobie ogromną chęć i zapał, żeby pracować na rzecz innych, ale z powodu mojego pochodzenia na wstępie nie mam szans. A przecież czerpiąc z własnego doświadczenia, mógłbym pomóc chociażby osobom, które przechodzą przez podobne problemy związane z migracją. Kiedy rozpoczęła się rosyjska inwazja na Ukrainę, nie mogłem siedzieć bezczynnie. Natychmiast pojechałem na granicę do Przemyśla.
Co tam robiłeś?
Już pierwszej nocy za własne pieniądze wynająłem busa. Razem z kilkorgiem przyjaciół zaczęliśmy organizować uchodźcom i uchodźczyniom transport do wyznaczonych miejsc w całej Polsce. Mieliśmy cztery samochody i autokar, który prowadziłem. Nie mogłem wtedy przejść obojętnie wobec takiego cierpienia. Sam pochodzę z kraju ogarniętego wojną. Zabierałem kobiety i dzieci, bo na własnej skórze doświadczyłem ich bólu i tragedii. Nadal pamiętam ten dzień, kiedy nie śpiąc, paląc jedynie papierosy i popijając Red Bulla, przejechałem 1,5 tysiąca kilometrów w 23 godziny. Na pamiątkę zrobiłem sobie screenshota z przebiegu tej podróży. Czułem, że udało mi się dokonać czegoś niemożliwego.
Niesamowite, że być może będąc ostatnią osobą, która powinna czuć się zobowiązana do pomocy, to właśnie Ty wyruszyłeś, żeby pomagać na polsko-ukraińskiej granicy.
Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że będąc tam sam doświadczyłem rasizmu ze strony polskiej Straży Granicznej. Wystarczyło, że na mnie spojrzeli, by stwierdzili, że jestem „podejrzany”. Próbowałem im tłumaczyć, że przyjechałem tu tylko, żeby pomóc. W pewnym momencie po ukraińskiej stronie zauważyliśmy rodzinę. Kobieta z dwójką dzieci wołała do nas o pomoc. Razem z moim przyjacielem ruszyliśmy w ich stronę. Czułem, że mogę mieć z tego powodu problemy, ale w tamtym momencie stwierdziłem, że pomoc jest ważniejsza niż ryzyko, które podejmuję.
Minąłem polski posterunek, ale ze względu na to, że mam tylko polską kartę pobytu, nie wpuszczono mnie za ukraińską granicę. Przez trzy godziny, podczas których ukraińska Straż Graniczna sprawdzała moje dokumenty, utknąłem w pasie granicznym. Po tym czasie strażnicy rzucili mi tylko pogardliwe spojrzenie i odesłali do polskiej stróżówki. Tam sytuacja się powtórzyła. Godzinami sprawdzali moje dokumenty, kazali mi wielokrotnie powtarzać te same informacje, przekonywać ich, że mieszkam w Polsce legalnie. Tak jakby nie wiedzieli, że kilka godzin wcześniej sami przepuścili mnie przez polską granicę.
Utrudniali Ci niesienie pomocy.
Tak, ale nie zniechęciło mnie to do dalszych działań. Kiedy wróciłem z granicy, zacząłem co weekend odwiedzać tymczasowe obozy dla uchodźców i uchodźczyń. Dostarczałem im ubrania, jedzenie, lekarstwa. Potem zaangażowałem się w przewóz elementów uzbrojenia dla ukraińskiej armii. Dowoziłem je na polską granicę, a stamtąd odbierał je mój przyjaciel. Za każdym razem strażnicy byli wobec mnie nieufni.
Trudno to zrozumieć.
Ludzie, tak jak Ty teraz, słuchają tych historii z niedowierzaniem. To oczywiste, że jako „typowa biała Polka” nigdy nie spotkałabyś się z takim traktowaniem. Dlatego każdy Europejczyk i Europejka powinien zrozumieć, że nikt, kto decyduje się na migrację, nie robi tego z błahych powodów. Zarówno ci, którzy wyjeżdżają na studia, jak i ci płacący przemytnikowi, żeby przewiózł ich przez granicę. Komu chciałoby się dla przygody popadać w długi, zostawiać rodzinę, ryzykować życie? 99,9% osób decydujących się na migrację robi to w nadziei na godne życie.
Mój przypadek i tak jest wyjątkowy. Choć mam najgorszy na świecie paszport, od dzieciństwa uczyłem się w języku angielskim, miałem wiele przywilejów, których inni nie posiadali. Decydując się na migrację wiele osób ryzykuje własnym życiem, bo w ich kraju czeka ich śmierć.
Naprawdę nie trzeba wiele więcej niż zwykłego człowieczeństwa, żeby to zrozumieć.
***
Jako Salam Lab jesteśmy częścią wyjątkowego grantu i projektu edukacyjnego EMPATHY (Let’s Empower, Participate and Teach Each Other to Hype Empathy. Challenging discourse about Islam and Muslims in Poland), który zakłada kompleksowe i intersekcjonalne podejście do przeciwdziałania islamofobii w Polsce. Więcej na jego temat przeczytasz na naszej stronie salamlab.pl/empathy.
Projekt jest dofinansowany przez Unię Europejską. Wyrażone poglądy i opinie są jednak wyłącznie poglądami autora_ki lub autorów i nie muszą odzwierciedlać tych zamieszczonych w przepisach Unii Europejskiej lub Komisji Europejskiej. Unia Europejska oraz organ udzielający wsparcia nie mogą ponosić za nie odpowiedzialności.