Pokazywać złożoność świata muzułmańskiego. Rozmowa z Konradem Pędziwiatrem


„Banalizacja islamofobii jest niczym banalny nacjonalizm, czyli taki, który jest nieuświadomiony. Jest powietrzem, którym oddychamy. Językiem, banknotem, symbolem. Otacza nas wszędzie do tego stopnia, że nie zwracamy już na niego uwagi, wzmacniając naszą tożsamość etniczną. Tak samo funkcjonuje w Polsce islamofobia. Przestaliśmy już na nią reagować”.

Ewelina Kaczmarczyk: Kiedy Polak myśli – „muzułmanin” – jaki obraz pojawia się w jego wyobraźni? 

Konrad Pędziwiatr: Arab. W Polsce islam jest silnie utożsamiony z arabskością. Ma to swoje uzasadnienie związane z pochodzeniem tej religii czy chociażby z jej świętym językiem. Większość Polaków nie zdaje sobie sprawy z tego, że jedynie co piąty muzułmanin na świecie mieszka w świecie arabskim, a Arabowie stanowią mniejszość wśród muzułmanów na świecie. Badania CBOS-u na temat sympatii i niechęci do różnych narodów i społeczności pokazują, że Arabowie wraz z Romami są najbardziej negatywnie postrzeganymi przez polskie społeczeństwo grupami. Muzułmanom i muzułmankom są przypisywane wszelkie możliwe aberracje. Co ciekawe, równocześnie Polacy zazdroszczą bogactwa zamożnym krajom Zatoki Perskiej. 

Niechęć Polaków do muzułmanów i muzułmanek bardzo dobrze ukazały niezwykle ciekawe badania Pew Reaserch Centre z 2016 roku, w których respondenci w całej Europie, a w szczególności w Polsce i na Węgrzech znacznie przeszacowywali wielkość populacji muzułmańskiej w swoich krajach. Ludzie tak bali się rzekomego napływu muzułmanów, że mówili, że w Polsce mieszkają ich ponad 2 mln. Wskazali, że do 2020 roku w Polsce wyznawców islamu będzie aż 13%, co oznaczałoby de facto ich totalną  inwazję”, mówiąc językiem przestraszonych respondentów, i wzrost do 5 milionów. Oczywiście nie osiągnęliśmy takiej liczby.

W takim razie jak liczna jest społeczność muzułmańska w Polsce?

Zacznę od tego, że kiedy mówimy o muzułmanach, warto pamiętać o tym, że ich tożsamość religijna jest niezwykle zróżnicowana. Używanie kategorii islamu i muzułmańskości często ma aspekt totalizujący i stereotypizujący. Pamiętajmy, że tak samo, jak zróżnicowane jest chrześcijaństwo, różnorodny jest również islam. Są muzułmanie, którzy nie mają nic przeciwko temu, by iść na piwo, inni nie wezmą alkoholu do ust. Obie grupy to wyznawcy Boga, po arabsku Allaha. Istnieje mnóstwo typów religijności muzułmańskiej, chodzi mi nie tylko o formalne wersje islamu, ale o samą religijność zróżnicowaną w obrębie rozmaitych szkół.

Nie znamy dokładnej wielkości społeczności muzułmańskiej w Polsce. Szacunkowe wyliczenia dokonywane są najczęściej na bazie analiz etniczności, spisów osób uczęszczających do meczetów i sal modlitewnych określonych organizacji muzułmańskich w kraju oraz deklaracji tych organizacji. Przede wszystkim za sprawą rosnącej liczby imigrantów w Polsce ciągle powiększa się również zróżnicowana społeczność muzułmańska. Aktualnie szacuje się, iż w Polsce jest między 40-50 tysięcy wyznawców i wyznawczyń islamu.

W jakich polskich ośrodkach mieszka ich najwięcej?

Największa społeczność mieszka w Warszawie, gdzie znajduje się kilka meczetów, w tym zbudowany od podstaw meczet na Ochocie. Poza tym wiele muzułmanów i muzułmanek żyje przede wszystkim w polskich miastach: Poznaniu, Krakowie, Gdańsku, Białymstoku, Lublinie, Katowicach. Przykładowo w Krakowie jedną z najliczniejszych grup muzułmanów w mieście stanowią osoby przybyłe do Polski z Indii. Nie jest wykluczone, iż w przyszłości to Indusi i Induski będą stanowić również jedną z największych grup muzułmańskich w Polsce. Często słyszę pytanie: jak to, Hindusi to muzułmanie? Dla Polaków jest to niestety nadal niezrozumiałe, mimo że Indie mają jedną z liczniejszych populacji muzułmańskich na świecie. Dlatego też zawsze staram się poprawiać redaktorów i stosować nazwę Indusi zamiast Hindusi dla opisu obywateli Indii, która jest bardziej adekwatna dla opisu tej zróżnicowanej religijnie, etnicznie i językowo populacji. 

Jak dziś wygląda sytuacja muzułmanów i muzułmanek w Polsce? Z jakimi problemami mierzą się te społeczności?

Jest ich wiele, spróbuję więc wymienić te najważniejsze. Poza islamofobią, problemem są konflikty wewnętrzne, odtwarzanie religijnej tożsamości i negocjowanie tego, co w ogóle ma być odtwarzane. Co oznacza muzułmańskość w kontekście tak zróżnicowanej populacji, gdy już samo rozumienie pewnych rytuałów znacząco się różni? 

Kolejne wyzwania to organizacja edukacji religijnej, dostęp do miejsc kultu czy zdarzająca się dewastacja tych miejsc. Wiele meczetów w Polsce jako oficjalną nazwę przyjmuje np. centrum kultury muzułmańskiej, by nie mówić wprost o religii. Próby powiększania czy budowy meczetów kończyły się w Polsce źle, nawet przed dekadą. Problemem jest też ograniczony dostęp do żywności halalicznej. Polska jest jednym z największych jej producentów, więc teoretycznie powinno jej być w bród, tyle że nie trafia ona na rynek wewnętrzny, a jest eksportowana. 

Kiedy pojawił się termin islamofobia”?

Po raz pierwszy termin pojawia się w 1997 roku w raporcie fundacji Runnymede Trust. Co prawda słowo to funkcjonowało już wcześniej, pierwsze użycia odnotowano w literaturze francuskiej początku XX wieku w kontekście kolonii francuskich w Afryce Północnej. De facto jednak termin ten zostaje odkryty czy nawet wynaleziony całkiem na nowo. 

Raport fundacji pokazywał skalę islamofobii w końcówce lat 90. i to, jak pokłady niechęci wobec islamu zaczynały być wykorzystywane w nowych kontekstach. Wzmaga je chociażby pojawienie się nowych, sensacyjnych mediów i polityków szukających dodatkowych głosów dzięki popularyzacji haseł islamofobicznych. W późniejszych latach to zjawisko tylko się nasila. 

Jak to się stało, że zainteresował się Pan islamem? 

Jeszcze na studiach zajmowałem się problematyką mniejszości religijnych i kwestią obecności religii w sferze publicznej. Uczestniczyłem wówczas w grancie dotyczącym chrześcijan na tzw. Bliskim Wschodzie, prowadzonym przez śp. prof. Filsa i prof. Kowalską. Po tym projekcie, pod koniec lat 90., pojechałem do Anglii na rocznego Erasmusa. To tam zobaczyłem, że problemy, z jakimi zmagają się chrześcijanie na tzw. Bliskim Wschodzie są podobne do problemów muzułmanów i muzułmanek w Europie Zachodniej. W tych czasach nikt za bardzo nie interesował się tą tematyką, zwłaszcza w Polsce. 

Potem, w 2000 roku przebywałem na stypendium w oksfordzkim Instytucie Antropologii. W moich pierwszych badaniach starałem się odpowiedzieć na pytanie, dlaczego muzułmanie przyjeżdżający do Europy nie porzucili swojej religii, pokazując, jak migranci odtworzyli ją w nowej rzeczywistości, która funkcjonowała wcześniej bez zinstytucjonalizowanego islamu. 

Po atakach na World Trade Center islam w Europie stał się zauważalny, a ja miałem silniejszą potrzebę kontynuowania moich badań. Zająłem się różnicami w religijności imigrantów i kolejnego pokolenia, tego, które urodziło się w Europie. Badałem też tożsamość muzułmańską, przywiązanie do tej religii. Po licznych projektach w Wielkiej Brytanii i Belgii po powrocie do Polski zainteresowałem się kwestią imigracji i funkcjonowania społeczności muzułmańskiej w Polsce i tematyką islamofobii. Prowadziłem też badania o tym, jak islam był upolityczniany przez samych muzułmanów w kontekście ruchów islamistycznych w Egipcie i Tunezji, pokazując, jak te ruchy doszły do władzy i w jaki sposób ją straciły. 

Jednak z mojej perspektywy to 2005 rok i zamachy w Londynie były przełomowym wydarzeniem w kontekście narastania islamofobii.

Dlaczego? 

Wcześniejsze zamachy były na różne sposoby związane ze Starym Kontynentem. Ich wykonawcy się tutaj szkolili lub tu mieszkali, jak komando saudyjskie atakujące USA 11 września 2001 roku czy też zamachowcy madryccy. Natomiast zamachy na londyńskie metro i autobusy były pierwszymi, w których to obywatele europejscy postanowili zginąć w imię swojej wizji islamu. Testamenty wideo, które zostawił Mohammad Sidique Khan czy jego koledzy, wskazywały na uwikłanie Wielkiej Brytanii w wojnę w Iraku i pokazywały, że walka nie ogranicza się dla nich do samego Iraku, ale powinna też dotknąć terytorium brytyjskiego. 

Dużą rolę w szerzeniu islamofobii odegrały też media zagraniczne. Poszukiwały sensacyjnych opinii płynących ze świata muzułmańskiego. Docierały do największych radykałów jak Omar Bakri, założyciel organizacji al-Muhadżirun, która w 2005 roku organizowała w wielu miastach spotkania pt. „19 wspaniałych” gloryfikujące zamachowców z 11 września 2001. Oni mieli czas dla mediów, a media miały czas dla nich. 

Dopiero po 2005 roku dziennikarze zdali sobie sprawę, jak niebezpieczne jest nagłaśnianie radykalnych głosów. Narracjom na temat społeczności muzułmańskich i tychże społeczności zaczęły się też przyglądać instytucje, zwłaszcza w kontekście zamachów czy m.in. powstania tzw. Państwa Islamskiego. Warto jednak pamiętać, że islamofobia jest o wiele wcześniejsza niż radykalizm muzułmański w Europie.

Islamski radykalizm przyczynił się do wzmocnienia niektórych elementów islamofobii, ale jej nie stworzył. Jak mówił Sartre o antysemityzmie: on istnieje nie dlatego, że są Żydzi, ale dlatego, że są antysemici. To zjawisko funkcjonuje w abstrakcji, jest często, jak w Polsce, nienawiścią do osób, których prawie że „nie ma”, biorąc pod uwagę udział tej społeczności w populacji kraju.

Skala niechęci jest często odwrotnie proporcjonalna do wielkości populacji muzułmanów w kraju. Im jest ich mniej, tym często większa niechęć. Takie osoby po prostu łatwiej stereotypizować. 

Czym różni się religijność muzułmańskich imigrantów od religijności kolejnego pokolenia, urodzonego w Europie? 

Islam w Europie Zachodniej został stworzony od podstaw. Jego historyczne elementy przechowały się jedynie w architekturze czy języku, jednak w kontekście społecznym tak naprawdę nie istniały. Jego podwaliny usunęła z końcem XV wieku skuteczna rekonkwista w Hiszpanii. Migranci, którzy przybyli do Europy, zwłaszcza po II wojnie światowej, zaczęli tworzyć w tej przestrzeni islam na nowo.

Religia migrantów najpierw jest niewidoczna dla społeczeństwa, zakres integracji z przybyszami jest ograniczony. Mimo funkcjonowania obok osób wyznających islam Europejczycy przez wiele dekad ich nie zauważali. Muzułmanie zaczynają być bardziej widoczni dopiero po procesie reunifikacji rodzin, przyspieszonym po kryzysie paliwowym, kiedy to część krajów chciało się pozbyć sezonowych imigrantów i imigrantek, a ci z kolei zdecydowali się zaprosić tutaj swoje rodziny. W tym okresie najwięcej migrantów pochodziło z Afryki Północnej i Azji Południowej, wśród nich przeważali Marokańczycy, Turcy, Algierczycy, Tunezyjczycy. W Wielkiej Brytanii pojawia się wiele osób z Indii, Bangladeszu i Pakistanu. 

Jestem Polską Tatarką. I muzułmanką od urodzenia. Ale muszę być szczera i powiedzieć, że nie praktykowałam islamu przez całe moje życie. Droga do niego była długa i kręta. Byłam muzułmanką, która nie modliła się, wiedziała bardzo mało na temat swojej religii >>>

Islam migrantów zaznacza swoją obecność w sferze publicznej pod koniec lat 90. Natomiast pierwsze debaty o postulatach muzułmanów w Wielkiej Brytanii pojawiają się już w latach 80., jeszcze przed aferą Rushdiego. W pierwszej połowie lat 80. miała miejsce afera Raya Honeyforda, który kwestionował elementy polityki wielokulturowej, takie jak wprowadzanie do szkół żywności halalicznej czy języków migrantów. W populacji imigrantów religia jest bardzo silnie zespolona z etnicznością, bycie Pakistańczykiem czy Turkiem jest ex definitione powiązane z byciem muzułmaninem czy muzułmanką. Możemy to porównać do tradycyjnej polskiej tożsamości powojennej, która była ściśle zespolona z katolicyzmem. To często religia przez Gellnera określana mianem islamu ludowego, w której dominują elementy magiczności, a nie pogłębione analizy świętych ksiąg. Jest związana przede wszystkim ze sferą prywatną. To religia wyznawana tu i teraz, ale z silnym mitem powrotu, czyli myślą o powrocie do swojej ojczyzny. Większość z tego pokolenia jednak nie wraca. 

Jeśli chodzi o potomków migrantów, wprowadzają oni islam do sfery publicznej. Dużą rolę w tym procesie odgrywają Europejczycy, którzy przechodzą na islam to oni stają się nawigatorami kulturowymi i domagają się tych samych praw dla muzułmanów. Nowe pokolenie jest o wiele lepiej wyedukowane religijnie, często czyta Koran, i posiada lepszą znajomość  języka arabskiego. Religia zmienia swój charakter, jest mniej powiązana z etnicznością, elementy pewnych rytuałów są kwestionowane, czasami, ale nie zawsze, oznacza ona też większy konserwatyzm. Znika chęć powrotu do kraju pochodzenia rodziców. 

Czy mógłby Pan obalić stereotypy, przez jakie często są postrzegane muzułmańskie wspólnoty w Europie?

Od połowy lat 80. w Europie narastają obawy i niechęć wobec coraz liczniejszych wspólnot muzułmańskich. W pewnym sensie jest to naturalne: w przestrzeniach, które dobrze znano, nagle pojawiła się inna kultura. Kluczowe w tej sytuacji były protesty wokół wydania „Szatańskich wersetów” Salmana Rushdiego. W Anglii pojawiają się głosy, że królowa powinna chronić też religię muzułmańską, nie tylko anglikanizm, rozciągając również na islam prawo dotyczące bluźnierstwa. We Francji dyskutowano wtedy o upolitycznieniu chusty, która do dziś w tym kraju jest silnie upolityczniona, a jej założenie jest często odbierane jako manifestacja islamu politycznego. Kobieta zakładająca chustę często jest postrzegana przez Europejczyków jako ta, która się radykalizuje i promuje islam w przestrzeni publicznej. Tymczasem wiele z nich robi to, by pokazać swoim rodzicom, że są przykładnymi córkami i dzięki temu zyskać więcej wolności. Stereotyp na temat chusty jest chyba najpopularniejszym.

Stereotypy wokół wyznawców islamu są też obecne w popkulturze. Przykładowo serial Netflixa „Fauda” to majstersztyk, ale ukazuje on Palestyńczyków wyłącznie jako terrorystów. Po stronie palestyńskiej nie ma tam prawie żadnych pozytywnych postaci. Przypomnę, że kiedyś postrzegaliśmy Palestyńczyków głównie jako bojowników w walce o wolność swojego własnego kraju. 

Jak dzisiaj wygląda stosunek Polaków do muzułmanów i muzułmanek w kraju?

W Polsce od 2015 roku mamy do czynienia z banalizacją zjawiska islamofobii. Przeszliśmy do porządku dziennego w temacie wszelkich uprzedzeń związanych z islamem. Efektem tej banalizacji jest to, że w Polsce można przy stole powiedzieć cokolwiek na temat islamu, i to po prostu „przejdzie”. Nikt nie zaprotestuje. Odwrotna sytuacja, czyli kiedy ktoś ma inne poglądy, stara się być wyważony, jest postrzegana jako aberracja. Banalizacja islamofobii jest niczym banalny nacjonalizm, czyli taki, który jest nieuświadomiony. Jest powietrzem, którym oddychamy. Językiem, banknotem, symbolem. Otacza nas wszędzie do tego stopnia, że nie zwracamy już na niego uwagi, wzmacniając naszą tożsamość etniczną. Tak samo funkcjonuje u nas islamofobia. Przestaliśmy już na nią reagować.

Najnowsza odsłona podsycania niechęci do cudzoziemców ma miejsce przy okazji kryzysu humanitarnego na polsko-białoruskim pograniczu przedstawianego jako obrona przedmurza chrześcijaństwa. Na granicę docierają nie tylko muzułmanie, ale chociażby i chrześcijanie z tzw. Bliskiego Wschodu. Mimo to kryzys jest kolejną okazją do tego, by pokazywać taki, a nie inny islam.

Czy uważa Pan, że kryzys humanitarny na polsko-białoruskim pograniczu stanowi pewną cezurę?

Dla mnie to raczej kontynuacja upolityczniania niechęci do muzułmanów, procesu, który wzmocniony został w 2015 roku, kiedy to m.in. w wyniku wojny w Syrii zwiększyła się ilość osób napływających do Europy. Wcześniejsze próby upolitycznienia islamofobii pojawiały się raczej na poziomie polityki lokalnej i nie trafiały do mainstreamu. Pamiętna jest chociażby wypowiedź ówczesnego ministra Gowina o barbarzyńcach. Granica to dobre alibi, by wzmacniać narrację nienawiści. Świetny prezent dla populistów, którzy wykorzystują niechęć do muzułmanów, by budować swoją pozycję polityczną. Tymczasem ludzi, którzy tam trafiają, spotyka wielkie nieszczęście. Mimo wszystko nasz szlak jest bezpieczniejszy niż inne, prowadzące np. przez morze, nie dziwi więc to, że pomimo trudności nadal jest wybierany. Obawiam się, że kryzys humanitarny stanie się wyborczym paliwem przy zbliżającej się kampanii. Poziom budowania paniki moralnej wokół tej sprawy będzie niestety narastał. 

Kiedy słyszę, że ktoś obraża wyznawców islamu i generalizuje, pytam, czy zna jakiegoś muzułmanina lub muzułmankę. To pytanie nie sprawia, że ta osoba zmienia swoje podejście, ale przynajmniej na chwilę zostaje zmuszona do refleksji. Oczywiście najczęściej pada odpowiedź, że nie, nie zna. Jak jeszcze przeciwstawiać się dyskryminacji muzułmanów i muzułmanek?

Przede wszystkim trzeba stawiać na dialog i spotkanie. Wszystko to, co robicie w Salam Labie, ma sens.

Warto edukować, próbować tłumaczyć ludziom, że to, co myślą o rzeczywistości jest z nią totalnie niewspółmierne. Pokazywać złożoność świata i złożoność tożsamości muzułmańskiej.

Jak wcześniej mówiłem, część społeczności muzułmańskiej w Polsce już się poddała. Było kilka odezw, większość z nich spełzła na niczym. Są zbyt słabo zorganizowane i nie potrafią pozyskać środków, by reagować na islamofobiczne treści.

Niestety również media mają swój wkład w pogłębianie islamofobii. W PRLu sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Po pierwsze funkcjonowało socjalistyczne przymierze z wieloma krajami arabskimi w imię walki z kolonializmem Zachodu. Po drugie, działała cenzura i w pełni kontrolowane media, które nie wypowiadały się krytycznie o muzułmanach. Musimy też pamiętać, że w okresie socjalizmu w Polsce media były mniej sensacyjne, nie musiały konkurować z innymi dostarczycielami treści. W momencie gdy pojawia się walka o widza, pojawia się więcej kontrowersyjnych narracji.

Sam pamiętam, że też podejmowałem interwencje obywatelskie odnośnie treści, jakie pojawiały się w gazetach, np. mówiących o tym, że wszyscy muzułmanie w Wielkiej Brytanii to radykałowie, którzy robią straszne rzeczy. W Polsce w przeciwieństwie do mediów zachodnich, brakuje głosu krytycznego potomków migrantów z drugiego czy trzeciego pokolenia, którzy mogliby wskazać, że jakiś materiał jest skrajnie islamofobiczny. Niestety dziennikarze często szukają tzw. efektu potwierdzenia, czyli wybierają jako rozmówców takich ekspertów, których postrzeganie świata będzie zgodne z ich światopoglądem. Jak wskazują liczne badania, wiedza Polaków o islamie jest niewielka, więc nie mają oni zasobów, by krytycznie analizować przekazy medialne. Jeśli więc widzimy islamofobiczne treści, reagujmy i próbujmy je weryfikować.

***

Konrad Pędziwiatr socjolog i migrantolog. Profesor w Katedrze Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, vice-dyrektor Centrum Zaawansowanych Badań Ludnościowych i Religijnych (CASPAR), pomysłodawca-koordynator Obserwatorium Wielokulturowości i Migracji (OWIM) i współpracownik Ośrodka Badań nad Migracjami Uniwersytetu Warszawskiego. Autor licznych publikacji na temat religii i etniczności w procesach migracyjnych, islamu i muzułmanów w Europie oraz polityzacji islamu w Europie oraz na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej.

Jako Salam Lab jesteśmy częścią wyjątkowego grantu i projektu edukacyjnego EMPATHY (Let’s Empower, Participate and Teach Each Other to Hype Empathy. Challenging discourse about Islam and Muslims in Poland), który zakłada kompleksowe i intersekcjonalne podejście do przeciwdziałania islamofobii w Polsce. Więcej na jego temat przeczytasz na naszej stronie salamlab.pl/empathy.

Projekt jest dofinansowany przez Unię Europejską. Wyrażone poglądy i opinie są jednak wyłącznie poglądami autora_ki lub autorów i nie muszą odzwierciedlać tych zamieszczonych w przepisach Unii Europejskiej lub Komisji Europejskiej. Unia Europejska oraz organ udzielający wsparcia nie mogą ponosić za nie odpowiedzialności.



Najnowsze publikacje