Przyzwyczailiśmy się, że to biali ratują osoby uciekające przed wojną czy prześladowaniami. Nie zawsze tak było.
Jeśli znacie dobrze Warszawę, być może wiecie też, że na Ochocie znajduje się skwer nazwany tajemniczo Skwerem Dobrego Maharadży*. Choć nazwa brzmi, jakby chodziło o bohatera baśni, Dobry Maharadża istniał naprawdę i miał bardzo bliskie relacje z Polską.
Chodzi o dźam saheba [tytuł dynastyczny – przyp. red.] Digwidźajsinhadźi, maharadżę księstwa Nawanagaru w Indiach, który w latach 40. zapewnił polskim dzieciom-uchodźcom dom w swoim kraju. Jak to się stało?
Odrobina historii
Digwidźajsinh bywał w Europie jeszcze przed wojną. Miał okazję poznać tam Ignacego Paderewskiego, a później także prezydenta Polski, Władysława Sikorskiego. Jako indyjski delegat gabinetu wojennego Wielkiej Brytanii, maharadża był dobrze zorientowany w ówczesnej sytuacji międzynarodowej i wiedział o sytuacji Polski.
Podczas II wojny światowej tysiące Polek i Polaków zostały wywiezione wgłąb Związku Radzieckiego, do obozów i sierocińców, gdzie panowały głód i choroby. „Na nieludzkiej ziemi” wiele dzieci zostało osieroconych albo oddzielonych od rodziców. W 1941 roku ogłoszono amnestię pozwalającą pozbawionym środków do życia uchodźcom i uchodźczyniom opuścić Związek Radziecki. Setki polskich dzieci bez rodziców stały się nagle wolne, ale nie miały żadnej odpowiedniej opieki.
Sytuacja małych uchodźców i uchodźczyń zwróciła uwagę Kiry Banasińskiej, przedstawicielki Polskiego Czerwonego Krzyża w Indiach. Banasińska pomagała w zakwaterowaniu polskich obywateli i obywatelek uciekających z ZSRR i prowadziła w Indiach kampanie informacyjne i zbiórki pieniędzy. To między innymi dzięki jej zaangażowaniu, sytuacja młodych uchodźców i uchodźczyń z Polski zainteresowała maharadżę Digwidźajsinha.
Maharadża i kujawiak
Dźam saheb postanowił zbudować specjalne osiedle dla dzieci w Balaćadi, niedaleko od swojego letniego pałacu w indyjskim stanie Gudźarat. Witając dzieci, miał ponoć mówić „nie uważajcie się za sieroty. Jesteście teraz Nawanagaryjczykami, ja jestem Bapu, ojciec wszystkich mieszkańców i mieszkanek Nawanagaru, a więc także i wasz”.
Maharadża zapewnił swoim podopiecznym opiekę medyczną, zakwaterowanie i edukację. Zwracał uwagę, żeby dzieci zażywały dużo ruchu. Dbał, żeby nie dystansowały się od polskiej kultury, zakładając zespół taneczny, w którym uczyły się polskich tańców ludowych: kujawiaka, krakowiaka czy poloneza.
„Żeby uzmysłowić skalę tego przedsięwzięcia, powiem, że z łazienek, pryszniców i sanitariatów mogło korzystać w jednym czasie 80 dzieci” – opisuje na antenie Polskiego Radia Joanna Puchalska, autorka książki „Wszystkie dzieci maharadży”. „Każde dziecko miało własne łóżko z czystą pościelą, a każdy barak własną opiekunkę. Na stołówce starsze dziewczynki karmiły młodsze dzieci i nawet dostawały za to drobne wynagrodzenie” – dodaje.
Osiedle w Balaćadi nie było zresztą jedynym miejscem w Indiach, gdzie uchodźcy wojenni z Polski mogli zwrócić się po pomoc.
Największym z nich był obóz w Waliwade w środkowoindyjskim stanie Maharasztra, przez który w latach 1942-1948 przeszło od 5 do 6 tys. Polaków i Polek.
Wanda w Mumbaju
Jedną z nich była Wanda Nowicka, która w 1942 roku jako 12-letnia dziewczynka została razem z matką, trójką braci i siostrą wywieziona z terenów dzisiejszej Ukrainy na Syberię. „Babcia przeżyła straszną podróż w nieogrzewanym wagonie. Bez jedzenia, bez picia” – opowiada Apeksza Nirandźan Mundargi, wnuczka Wandy i tancerka tradycyjnych tańców indyjskich, mieszkająca dzisiaj w Mumbaju. Rozmawiamy po angielsku, ale Apeksza wita się ze mną radosnym „dzień dobry, co słychać?”. Mówi, że liznęła kiedyś języka i teraz umie czytać po polsku.
„Babcia i reszta rodziny brali lód z dachów wagonów, czekali, aż się roztopi, i tak pozyskiwali wodę do picia” – ciągnie swoją opowieść. Na Syberii spędzili kilka trudnych miesięcy. Po ogłoszeniu amnestii wyjechali do Iranu, gdzie się rozdzielili. „Nie jestem pewna, co się wtedy stało” – kręci głową Apeksza. „Wiem, że moja babcia z siostrą dotarły do Karaczi w dzisiejszym Pakistanie, później do Mumbaju, a stamtąd do obozu Waliwade. Po jakimś czasie postanowiła zostać pielęgniarką i przyuczała się do tego zawodu w Indiach. Ona, Polka, pracowała w szpitalu w Mumbaju! Jeszcze będąc w obozie w Waliwade, poznała mojego dziadka, który kończył studia medyczne i przyjechał pomagać polskim uchodźcom i uchodźczyniom. Tak zaczęła się ich miłość. Nie mieli łatwo, bo dziadek pochodził z rodziny bramińskiej” – Apeksza zawiesza na chwilę głos.
Wiem, dlaczego. Mimo oficjalnego zakazu dyskryminacji ze względu na kastę, nierówności społeczne do dzisiaj są olbrzymie. Tradycyjnie w Indiach można było zaobserwować dwa porządki społeczne: kastowy i warnowy, czyli stanowy. Bramini, członkowie najwyższej warny – kapłańskiej, są obwarowani największą liczbą nakazów i zakazów dotyczących ich codziennego życia. Dla kogoś z tej warstwy społecznej ożenek z kobietą spoza indyjskiego społeczeństwa, niewyznającej hinduizmu i w dodatku będącej uchodźczynią, nie wchodził raczej w grę.
Maharadża i jego spuścizna
„Dziadkowie przezwyciężyli jednak wiele trudności, poczekali na zgodę niechętnej związkowi rodziny i w końcu pobrali się. Babcia w późniejszych czasach odwiedzała kilkukrotnie Polskę, ale czuła się Induską i całe życie spędziła w Indiach”.
Pytam Apekszę, czy Wanda Nowicka była w stanie opowiadać o tym, co przeżyła na Syberii. „To było dla niej traumatyczne przeżycie. Babcia i jej rodzina doświadczała regularnej przemocy ze strony radzieckich żołnierzy. Nie lubiła za bardzo o tym mówić. Po koszmarze Syberii Indie były dla niej rajskim krajem” – wzdycha Apeksza.
Na początku marca tego roku, krótko po rosyjskiej inwazji na Ukrainę, do Polski wjechało ok. 2 tys. obywateli i obywatelek Indii, głównie studentów i studentek, którzy uciekali przed wojną. Indyjskie dzienniki podkreślały wówczas, że Indusi i Induski mogą przekraczać ukraińsko-polską granicę bez wizy, a polski ambasador w Indiach, Adam Burakowski, zapowiedział sprawne uruchomienie lotów do Indii. Portal opIndia zawyrokował wtedy o „trwającej spuściźnie maharadży”, sugerując, że Polska godnie odwdzięcza się za dobroczynność dźam saheba Digwidźajsinhadźi.
„Przyjeżdżam na taneczne tournée do Polski na początku listopada” – mówi wesoło Apeksza. „Będę tańczyć tańce Kathak i Bharatanatjam w Warszawie, w Gliwicach…” – nazwy polskich miast brzmią jej w ustach bardzo naturalnie. „To co, przyjdziesz mnie obejrzeć?”.
Źródła: Culture.pl, Times of India, The First News, The Indian Express, First Post.
Zdjęcie: Wikimedia Commons.
*W tekście zastosowano zasady polskiej transkrypcji języków indyjskich. Wyjątek stanowią słowa, które mają utartą formę w języku polskim, np. ‘maharadża’.
***
Tekst powstał dzięki grantowi otrzymanemu w ramach projektu „I am European: Historie i fakty o migracjach na XXI wiek”, który jest realizowany przez Centrum Edukacji Obywatelskiej (CEO) i finansowany ze środków Unii Europejskiej.