Co dzieje się z ludźmi, którzy są świadkami i uczestnikami przemarszu imperiów? Uczestnikami mimo woli, bo nie wyrazili na to zgody ani nie mieli na to ochoty. O „Powróconych” Abdulrazaka Gurnaha pisze Aleksandra Łojek
Los umiejscowił ich w takiej, a nie innej szerokości geograficznej, niemal całkowicie pozbawiając wpływu na własne życie. Czasem mogą starać się je ratować, ale nie zawsze jest im dany taki luksus. Mogą próbować dostosować się do zmian, ale zwykle wielkim kosztem: oskarży się ich o zdradę, o nielojalność, oportunizm, jeśli nie w czasie ich życia, to z pewnością zrobi to historia, pisana przecież przez silniejszych.
Mogą z losem walczyć – ale i to często kończy się porażką. Cokolwiek by nie robili, znajdą się w sytuacji bez wyjścia.
Tak historia potraktowała Afrykę i o tym pisze z perspektywy tych właśnie ludzi noblista Abdulrazak Gurnah w książce „Powróceni” (Wydawnictwo Poznańskie 2022, tłum. Krzysztof Majer).
Deutsch OstAfrika
Deutsch OstAfrika, terytorium trzykrotnie większe od dzisiejszych Niemiec, obejmowało dzisiejszą Republikę Burundi, Rwandę, Tanzanię, Trójkąt Konga (włączony później do Mozambiku). Jeśli ktoś urodził się tam pod koniec XIX wieku, doświadczył niszczycielskiej i okrutnej obecności Niemców (a w 1905 sztucznie przez nich wywołanego głodu, wskutek którego zginęło 300 tysięcy Afrykańczyków), a potem równie bezwzględnych Brytyjczyków. Kolonizatorzy obu imperiów uważali, że (jak mówi jeden z nich w „Powróconych”) „wszyscy tutejsi mają pewną wspólną cechę, a mianowicie nie potrafią przez długi czas trzymać się jednej myśli”, charakteryzuje ich „brak powagi, niesolidność, niedostateczny wysiłek, dlatego tak ważne jest, by powtarzać instrukcje i by sprawować nadzór. Gdybyśmy stąd jutro wyjechali, oni wróciliby do wcześniejszych nawyków, jak busz”.
Ta „misja cywilizacyjna” Europejczyków wobec Afrykańczyków, którzy byli wielojęzyczni i wielokulturowi (i tacy są do dzisiaj) ukazana przez pryzmat indywidualnych losów, obnaża nie tylko arogancję i pogardę najeźdźców. Pokazuje też niezwykłą, uniwersalną ludzką umiejętność dostosowania się do zmian i próby wyciśnięcia z nich tego, co najlepsze, przy czym „najlepsze” oznacza po prostu możliwość kontynuacji życia, spożywania posiłków, prowadzenia biznesu, założenia rodziny i czasem zachowania własnej kultury i, jeśli się da, godności. My to znamy z historii Polski. Ale czy wiemy, że podobnie zachowywali się Afrykańczycy?
Czy można się dziwić temu, że ludzie chcą normalnie żyć? Że adaptują się do warunków, jakie panują wokół? A jednocześnie – jakie są granice tej adaptacji?
Pożarty
Jeden z bohaterów książki, Iljas, mówiący po niemiecku Afrykańczyk, w dzieciństwie trafia do pracy, a okupanci wysłają go do szkoły prowadzonej przez misjonarzy. Zgłasza się na ochotnika do oddziałów askarów, afrykańskich żołnierzy pod niemieckim dowództwem, którzy popełniają bratobójstwo, tłumiąc powstania swoich współbraci przeciwko kolonizatorom. Kiedy Iljas rozmawia z rodakami, wyraża podziw dla niemieckiego porządku i kultury. Gdy wygłasza tę opinię, zapada niezręczna cisza. „Oni cię pożarli” – mówi jeden z jego przyjaciół.
Hamza, inny bohater „Powróconych”, też został askarem. Szybko przyporządkowano go jako asystenta do jednego z niemieckich oficerów. Hamza nie zabijał swoich ludzi, bo też nie taka była jego rola. Miał sprzątać, podawać posiłki, czyścić buty, przygotowywać napoje. Znosił wyzwiska, kpiny, upokorzenia, pogardę. Dowódca odkrył jego talent do języków i zaczął go uczyć niemieckiego, owładnięty przedziwnym pragnieniem, by przedstawiciel „dzikusów” mógł kiedyś przeczytać Schillera w oryginale – w zamian za pomoc w nauce suahili. Stosunek Hamzy do pracodawcy to klasyczny przypadek syndromu sztokholmskiego. Bohater czuje równocześnie wdzięczność i wstyd, niechęć, strach, obrzydzenie i podziw.
Trauma na zawsze
Po powrocie do domu Hamza cierpi na syndrom stresu pourazowego. Nie on jeden. Całe pokolenia nań cierpią. Gurnah wyraźnie to sugeruje nie tylko w tej książce, ale i wywiadach, jakich udzielił po otrzymaniu Nagrody Nobla w 2021 roku. Nic dziwnego. Historie cierpienia Afrykańczyków, których kraje przechodziły z rąk do rąk (same niemieckie kolonie obejmowały przecież m.in. Namibię, Kamerun, Togo, Tanzanię, Kenię, Rwandę), historie przecież często niespisane, traumatyczne, przekazywane niewerbalnie z pokolenia na pokolenie, ukształtowały umysły mieszkańców dzisiejszej Afryki.
Gurnah wyjechał z Zanzibaru (dzisiejsza Tanzania) w latach sześćdziesiątych w czasie rewolucji, kiedy miał osiemnaście lat. Ale – jak podkreśla w wywiadach – Tanzania w nim została: „jestem stamtąd. W moich myślach, wciąż tam mieszkam” – powiedział dla The Guardian. Jego pierwszy język to suahili, ale mówi jeszcze po arabsku, niemiecku i angielsku. Przygarnęli go byli kolonizatorzy – jaka ironia losu – czyli Wielka Brytania, gdzie uzyskał doktorat i gdzie jego powieści były nominowane do wielu nagród, w tym do prestiżowego Bookera przeznaczonego dla wybitnych autorów i autorek ze Zjednoczonego Królestwa i Republiki Irlandii.
Czytelnicy „Powróconych” mogą zwrócić uwagę na tę ironię, śledząc losy Iljasa.
Wielojęzyczność Gurnaha, ale przede wszystkim umiejętność posługiwania się arabskim i suahili pokazują ważny nurt współczesnej literatury anglosaskiej: wpływ języków nieindoeuropejskich na jej rozwój. Nie chodzi tylko o zapożyczenia, ale i o sposób pisania o pewnych sprawach, o optykę; obecność migracji afrykańskiej i azjatyckiej wzbogaca narracje, rzuca światło na rzekomo świetnie opisane wydarzenia historyczne z zupełnie innej perspektywy.
Uczucia w języku „Powróconych”
Wielojęzyczni pisarze i pisarki, którzy byli zanurzeni w innych kulturach, mogą znacznie więcej przekazać. Stają się poniekąd pomostami pomiędzy kulturami, tłumaczami zjawisk, stanów, do czego mechaniczna znajomość innego języka nie wystarcza.
Sam Gurnah to zauważył, opisując w „Powróconych” niemieckiego oficera, który uczył się języka tubylców: „oficer uważnie dobierał suahilijskie słowa, ale brzmiało to tak, jakby ten język recytował, zupełnie nad nim nie panując, jak gdyby nie znał związanych z nimi uczuć – jak gdyby chciał, by mówiły w sposób, do którego są nienawykłe”.
Dodać tu trzeba, że tłumaczenie „Powróconych” nie mogło być łatwe, wymagało ogromnej pracy kulturoznawczej. Z zadania tego Krzysztof Majer wyszedł obronną ręką. Czytałam „Powróconych” najpierw w oryginale i wielokrotnie zastanawiałam się, jak sobie kiedyś poradzi z nimi polski tłumacz. Czy słowa będą mówić w sposób, do którego są nienawykłe, jak te wypowiadane przez niemieckiego oficera w poznawanym przez niego języku? Niepotrzebnie się bałam. To translatorski sukces.
Aleksandra Łojek – pisarka, autorka „Belfast. 99 ścian pokoju” (wyd. Czarne). Skończyła iranistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim i cztery lata studiów doktoranckich na socjologii UJ. Prowadziła na UJ autorskie zajęcia z ideologii dżihadu i sztuki islamu. Pracowała w Belfaście jako mediatorka, osoba wspierająca ofiary rasizmu, osoby w kryzysie bezdomności.