Jej narzeczony uciekł do Europy przez morze na pontonie przemytników. Poznała go w Austrii, kiedy odwiedzała znajomych, dzięki czemu stała się jego korepetytorką angielskiego. Jak się okazało, przez język do serca. Dla rodziny narzeczonego sama nauczyła się perskiego. Dziś dzięki znajomości tego języka pomaga dzieciom z Iranu w lekcjach.
Szukałam miejsca, gdzie mogłabym działać w ramach wolontariatu. Właśnie przeprowadziłam się do Warszawy i na Facebooku przeczytałam post organizacji Chlebem i Solą z informacją, że poszukują korepetytorów i korepetytorek języka polskiego i osób, które będą pomagać w lekcjach dzieciom z doświadczeniem uchodźstwa. Zgłosiłam się. Udzielanie korepetycji to coś, czym zajmuję się zawodowo od ponad 10 lat. Propozycja brzmiała idealnie. W związku z tym, że znam język perski, przydzielono mi dzieci z Iranu. Znajomość perskiego znacznie ułatwiła naszą komunikację i pomogła w zbudowaniu więzi pomiędzy nami. Było łatwiej i im, i mnie.
Oprócz udzielania indywidualnych lekcji języków obcych, jestem w trakcie doktoratu dotyczącego żywienia człowieka. Co zatem mają ze sobą wspólnego perski i odżywianie? Jak ten język pojawił się w moim życiu? Mój narzeczony jest Afgańczykiem, jego rodzina mieszka w Iranie. Jego bliscy nie znają żadnych języków obcych, więc aby się z nimi porozumieć, jedyną opcją była nauka perskiego. Nie spodziewałam się, że ten język przyda mi się również w Polsce w komunikacji z dzieciakami z Iranu.
Anioł stróż
Organizacja Chlebem i Solą zajmuje się wspieraniem dzieci osób z doświadczeniem uchodźstwa oraz migrantów i migrantek, którzy mieszkają w Polsce. Każdy korepetytor lub korepetytorka bierze pod swoje skrzydła zazwyczaj jedno dziecko. Ja uczę dwójkę, to rodzeństwo. Spotykamy się dwa razy w tygodniu. Osoby udzielające korepetycji są niejako aniołami stróżami, które wspierają dzieci z doświadczeniem uchodźstwa lub migracji w kwestii szkoły, kultury polskiej i życia w Polsce. Są przewodnikami i przyjaciółmi.
Rodzina z Iranu, której pomagam, jest bardzo ciepła. Widać, że bardzo zależy im na zbudowania nowego życia w Polsce, z dala od reżimu. Są aktywni, szukają rozwiązań i wsparcia na własną rękę, są też niesamowicie wdzięczni. Dzieci bardzo chętnie się uczą. Mają ogromne wsparcie od rodziców. Miło jest patrzeć na to, jak rodzina układa swoje życie na nowo.
Pewną przeszkodą jest czasem jednak bariera językowa. Im dziecko jest młodsze, tym zazwyczaj łatwiej przychodzi mu nauka języka. Dziewczynka, którą uczę, lepiej radzi sobie z językiem polskim w szkole niż jej troszkę starszy brat. Bariera kulturowa, o której tak wiele się mówi, nie jest problemem w przypadku tej rodziny.
Przez morze do Europy
W Polsce generalizowanie jest dość powszechne. Ja sama bałam się kiedyś islamu i pewien lęk do teraz pozostał. Będąc w Iranie poznałam kobietę, która w wieku trzynastu lat została zmuszona do małżeństwa. Jej starsi bracia zrobili nawet kilkudniowy strajk głodowy, mówiąc ojcu, że siostra jest zbyt młoda do tego, żeby brać ślub. Ojciec powiedział jednak, że to jego córka i on zdecyduje, kiedy i za kogo wyjdzie. Bo gdy ojciec mówi, że tak ma być, to tak ma być. W międzyczasie lepiej poznałam islam. Zrozumiałam, że należy oddzielić religię jako całokształt od lokalnej kultury. Jednak tego typu historie nadal mnie przerażają, bez względu na to, w jakim miejscu na ziemi się zdarzają, bez względu na religię i kulturę.
Wesprzyj rodziny uchodźcze w Krakowie, wpłać na zrzutkę >>>
Jeśli chodzi o mojego narzeczonego, to na pierwszy rzut oka ludzie dostrzegają, że jest obcokrajowcem. Mieszka w Austrii, ale często bywa w Polsce. Co ciekawe, powiedział jednak, że to w Warszawie czuje na sobie mniej spojrzeń niż w Austrii, która wydaje się przecież bardziej wielokulturowa i w której żyje więcej migrantów, migrantek, uchodźców i uchodźczyń.
Historia jego rodziny jest bardzo ciekawa, ale i niezwykle trudna. Jego bliscy uciekli z Afganistanu, kiedy zaatakował Związek Radziecki. Mój narzeczony urodził się w Iranie i nigdy nie udało mu się odwiedzić ojczyzny. Przeżył za to jedną z najbardziej niebezpiecznych podróży – uciekł do Europy przez morze. Afgańczycy i Afganki w Iranie spotykają się z dużą dyskryminacją i wykluczeniem. Wytyka się ich palcami na ulicy. Nie mogą liczyć na pełnię praw obywatelskich – nie są uprawnieni na przykład do posiadania prawa jazdy lub kupna mieszkania, mają co najwyżej możliwość wynajmu. Są kozłami ofiarnymi i oskarża się ich o problemy w kraju. W 87-milionowym Iranie około 3 mln to osoby z Afganistanu.
Uczeń, a potem narzeczony
Mój narzeczony, tak jak wielu jego znajomych, zdecydował, że nie może tak dalej żyć. Postanowił uciec do Europy. Najpierw niebezpieczna przeprawa przez góry, ukrywanie się przy pomocy przemytników, a na koniec śmiercionośna wyprawa pontonem przez morze z Turcji do Grecji. Od 2014 roku na tej trasie życie straciło co najmniej 2269 osób. Jemu się udało. Siedem lat temu zaczął nowe życie w Europie.
Poznałam go 2,5 roku temu. W połowie jestem Austriaczką, więc regularnie odwiedzam swoją rodzinę w tym kraju. Podczas jednej z wizyt mój tata zabrał mnie na garden party u znajomych. Na tym przyjęciu był też on, mój przyszły mąż. Zaczęliśmy rozmawiać i okazało się, że „przez język do serca”.
Opowiadał mi o tym, że chciałby podszlifować swój angielski. Odparłam, że ja uczę tego języka zawodowo. Spotykaliśmy się na lekcjach online. Zajęcia na odległość przerodziły się w związek na odległość. Niedługo bierzemy ślub. W związku z tym, w jaki sposób mój narzeczony dotarł do Europy, brakuje nam kilku dokumentów. W krajach tzw. Zachodu są one bardzo ważne, w Iranie to tylko papierek. Tam akt urodzenia nie jest kluczowy w załatwieniu formalności. Z kolei w Polsce ścieżka postępowania w przypadku zawierania związku z obcokrajowcem jest bardzo klarowna. Można łatwo sprawdzić, z czym i gdzie pójść, jaki wniosek wypełnić. Jesteśmy pełni optymizmu.
Czy nasz związek budzi negatywne reakcje? Na początku rodzice i znajomi byli zdziwieni. Afganistan, Iran, islam – wiadomo, jakie mogą budzić skojarzenia. Jednak kiedy tylko moi bliscy poznali mojego wybranka, bardzo go polubili. Poza tym od zawsze obracam się w kręgach międzynarodowych. Wiele koleżanek również jest w związkach z obcokrajowcami. Sama nie doświadczyłam nieprzyjemnych komentarzy ze strony innych osób odnośnie mojej decyzji. Nikt nie pytał mnie, czy „postradałam zmysły”. Gdy razem z narzeczonym idziemy ulicą, również nie słyszymy nieprzyjemnych tekstów.
Na własne oczy
Niedawno wzięliśmy udział w kursie przedmałżeńskim dla par z różnych religii w Austrii. Kilka osób dziwiło się, że przyszli tam też muzułmanie. Widać było lekki strach. Pod koniec kursu przyznali jednak, że fakt, że wzięli w nim udział także wyznawcy islamu był dodatkową wartością, że bardzo się z tego powodu cieszą. Na własne oczy mogli zobaczyć ludzi, których w telewizji przedstawia się jako terrorystów i tych, którzy chcą zniewalać kobiety. I mogli te oczy otworzyć. Bo boimy się tego, czego nie znamy.
A jaki stosunek do religii ma mój narzeczony? Jest muzułmaninem, wierzy w Boga. Nie jest jednak zbyt religijny. W wierze ważne jest dla niego czynienie dobra. Wierzy, że Bóg stworzył świat i wciąż działa w życiu ludzi – te przekonania są dla nas obojga najważniejsze.
***
Jako Salam Lab jesteśmy częścią wyjątkowego grantu i projektu edukacyjnego EMPATHY (Let’s Empower, Participate and Teach Each Other to Hype Empathy. Challenging discourse about Islam and Muslims in Poland), który zakłada kompleksowe i intersekcjonalne podejście do przeciwdziałania islamofobii w Polsce. Więcej na jego temat przeczytasz na naszej stronie salamlab.pl/empathy.
Projekt jest dofinansowany przez Unię Europejską. Wyrażone poglądy i opinie są jednak wyłącznie poglądami autora_ki lub autorów i nie muszą odzwierciedlać tych zamieszczonych w przepisach Unii Europejskiej lub Komisji Europejskiej. Unia Europejska oraz organ udzielający wsparcia nie mogą ponosić za nie odpowiedzialności.