Setki kobiet zgromadziło się na ulicach stolicy Sudanu, Chartumu, aby zaprotestować przeciwko przemocy ze względu na płeć. “Ulica jest naszym prawem” – skandowały demonstrantki.
W czwartek, 8 kwietnia, ulice sudańskiej stolicy zajęły kobiety. “To nie tylko nasze prawo, ale prawo każdej kobiety, która przyjdzie po nas” oraz “Nie dla praw dyskryminujących kobiety”. To treść haseł, które pojawiały się na transparentach wznoszonych podczas marszu przeciwko przemocy wobec kobiet oraz ich nierównemu traktowaniu.
Sudanki, które nie mogły uczestniczyć w marszu kobiety na żywo obserwowały go i wspierały w internecie, pisały: “Jesteśmy z wami”. Informacja o demonstracjach w Sudanie wraz z hasztagiem #WomensParade została udostępniona na Twitterze 17 tysięcy razy.
Kobiety walczą o sprawiedliwość
Kobiety przygotowały listę żądań pod adresem władz kraju, z których nie zamierzają się wycofać dopóki postulaty nie zostaną zrealizowane.
„Domagamy się konsekwencji dla podżegaczy do nękania, gwałtu, napaści i przemocy wobec kobiet w mediach społecznościowych. Chcemy nowych i jasnych przepisów, które chronią kobiety w każdym wieku w ich domach i poza nimi” – piszą autorki manifestu.
Kobiety żądają także obowiązkowych szkoleń antydyskryminacyjnych i z zakresu przeciwdziałania przemocy dla urzędników państwowych. W szkoleniach miałyby wziąć udział także firmy i instytucje współpracujące z rządem. Sudanki dopominają się także o akt oskarżenia dla komendanta rejonowego policji w Chartumie za nawoływanie do dyskryminacji kobiet.
Aktywiści i aktywistki skrytykowali komendanta Eisa Ismaila po tym, jak wzywał do przywrócenia w Sudanie ustanowionego przez Omara al-Baszira prawa o porządku publicznym „w celu zwalczania przestępczości”. W listopadzie 2019 ustawę uchylono z powodu zawartych w niej dyskryminujących kobiety zapisów. Prawo zabraniało kobietom noszenia spodni, tańca, wypowiadania się w mediach społecznościowych czy przebywania z mężczyznami spoza rodziny.
Protestujące dostarczyły listę postulatów ministrom sprawiedliwości, spraw wewnętrznych oraz prokuratorowi generalnemu. Wezwały również urzędników państwowych do przyjęcia międzynarodowych traktatów dotyczących równości płci. Chodzi zwłaszcza Protokołu z Maputo i Konwencji ONZ o likwidacji wszelkich form dyskryminacji kobiet (CEDAW). Chcą, aby konwencje przyjęto w ramach reform, które rząd chce przeprowadzić w kraju na skutek zmiany rządów w 2019 roku.
Demonstrantki nie zostały ciepło przyjęte przez przechodniów w Chartumie. Jedna z kobiet została ciężko ranna po tym, jak celowo przejechał ją mężczyzna obserwujący protest. Protestujące były zaczepiane, popychane, mężczyźni wykrzykiwali w ich stronę wyzwiska i groźby. Prokurator generalny poinformował, że po marszu sześć protestujących kobiet wniosło pozew o napaść.
Bez prawa to walka skazana na porażkę
Przez 30 lat rządów byłego prezydenta Sudanu, Omara al-Baszira w kraju nie powstała ani jedna ustawa, która chroniłaby kobiety i dziewczęta przed przemocą domową czy wykorzystywaniem. Niestety również po obaleniu dyktatora w kwietniu 2019 roku problem przemocy wobec kobiet również nie awansował na listę priorytetów rządzących.
Kwestię podniesiono dopiero po wybuchu pandemii koronawirusa. Wtedy w Sudanie – podobnie jak niemal we wszystkich krajach, gdzie do tej pory przeprowadzono na ten temat badania – skala przemocy domowej i wykorzystywania kobiet znacznie wzrosła.
Jeszcze u początków pandemii, w roku 2020, w przeciągu miesiąca w samym Chartumie zarejestrowano ponad 40 przypadków przemocy wobec kobiet i dziewczynek [1]. Nie ma wątpliwości jednak, że te dane, które podają rządowe agendy, są mocno niedoszacowane.
Doraźnie troską o bezpieczeństwo kobiet i dziewczynek zajęło się Ministerstwo Opieki Społecznej. W kraju uruchomiono bezpłatną infolinię dla ofiar przemocy. Jednak brak przepisów uznających przemoc fizyczną wobec kobiet za przestępstwo sprawia, że realna walka z tym procederem jest skazana na porażkę.
„Nie mamy prawa zwracającego uwagę na płeć, które kryminalizuje przemoc domową. Dlatego pracujemy z ofiarami przemocy, działamy na rzecz ich praw i wspieramy je naszą obecnością. Robimy to zwłaszcza w przypadkach związanych z małżeństwami osób bardzo młodych. To właśnie w przypadkach osób wcześnie wychodzących za mąż dochodzi często do przemocy domowej” – powiedziała Sulaim Al Khalifa, szefowa Departamentu ds. Płci w sudańskim Ministerstwie Opieki Społecznej [2].
Jeszcze rok temu Al Khalifa deklarowała, że pracuje nad projektem ustawy kryminalizującej przemoc domową. Ustawa jednocześnie nakładałaby na rząd obowiązek stworzenia odrębnej jednostki sądowniczej na potrzeby spraw związanych z przemocą ze względu na płeć, zbudowania sieci miejsc schronienia dla ofiar oraz odpowiedniego wyszkolenia policji. Póki co jednak niezbędnych zapisów prawa jak nie było, tak nie ma.
Zmiany są, ale powolne
Zmiany w kontekście ochrony praw kobiet w porewolucyjnym Sudanie zachodzą. Jednak aktywistki na rzecz praw kobiet nie mają złudzeń. Jest to proces powolny, a ustanowienie potrzebnych regulacji prawnych nie idzie w parze z realnymi zmianami mentalności.
Dopiero w ubiegłym roku w Sudanie oficjalnie zakazano obrzezania żeńskich narządów płciowych (FGM). Dokonującym tego procederu dziś grozi kara trzech lat pozbawienia wolności. Był to długo oczekiwany przepis w kraju, gdzie według danych ONZ ponad 90% kobiet zostało okaleczonych. Jednak w niektórych rejonach kraju obrzezanie wciąż uznaje się za warunek wstępny zawarcia małżeństwa przez kobietę. Legislację od realnej zmiany dzieli daleka droga.
Kluczowe jest jednak to, że demonstracje w Chartumie to nie pierwszy raz, gdy Sudanki podnoszą głos. Kobiety nie tylko aktywnie upominają się o swoje prawa, ale udowadniają, że są główną siłą napędzającą zmiany w kraju. Są także doskonale świadome, że bez ich udziału, Sudan nie byłoby w stanie przeprowadzić reformy rządów w 2019 roku. Dziś natomiast bez nich nie sprosta ani pandemii ani planowanym przemianom.
Na dowód istotnej roli kobiet w obaleniu władzy Omara al-Baszira w 2019 roku wystarczy wspomnieć ikonę tych przemian. Stała stała się nią 22-letnia studentka z Chartumu, Alaa Salah. Filmy przedstawiające dziewczynę w bieli stojącą na dachu samochodu i intonującą rewolucyjne sudańskie pieśni obiegły świat.
Salah wielokrotnie podkreślała, że pomimo tego, iż kobiety przez dziesięciolecia stanowiły trzon antykolonialnego oporu i składały się na 70% demonstrantów w 2019 roku, wciąż były i są „na uboczu w formalnym procesie politycznym” tworzenia instytucji przejściowych w nowym sudańskim państwie [3].
“Po dziesięcioleciach walki i wszystkim, co ryzykowałyśmy, aby pokojowo zakończyć dyktaturę al-Baszira, nierówność płci nie jest i nigdy nie zostanie do zaakceptowania przez kobiety i dziewczęta w Sudanie” – mówiła Salah na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa ONZ w 2019 roku [4].
Dziś zarówno ona, jak i demonstrantki 8 kwietnia, zapowiadają że nie spoczną, dopóki ich zasługi nie zostaną uznane, a ich prawa zabezpieczone.
Anna Wilczyńska – arabistka, publicystka, aktywistka, założycielka Salam Lab. Zajmuje się islamem i działaniami na rzecz integracji cudzoziemców w Polsce. Współprowadzi Centrum Wielokulturowe w Krakowie.
[1] Nadda Osman, Sudan: Hundreds of women rally against gender-based violence, Middle East Eye.
[2] Michael Atit, Reports of Gender-Based Violence Increase in Sudan During COVID Lockdown, Voa News.
[3, 4] Rada Bezpieczeństwa ONZ, Security Council Urges Recommitment to Women, Peace, Security Agenda, Unanimously Adopting Resolution 2493 (2019).
Na zdjęciu tytułowym: kobieta na demonstracji przeciw rządom Omara al-Baszira w 2019 roku. Fot. Ola A .Alsheikh via Wikipedia.org.