Siedząc ostatnio z nowo poznaną osobą, wymienialiśmy się uwagami na temat fajnych książek wydanych w Polsce w ostatnich latach. Szybko zeszło na temat nagród literackich i tego, że w sumie nie są one najlepszym wyznacznikiem tego, które książki są rzeczywiście najciekawsze. Rozmawialiśmy też – w kontekście głośnej kłótni środowisk literackich o jeden z reportaży dot. życia w Polsce – o tym, czy można „być głosem wykluczonych”. Nie jest to pierwsza dyskusja, którą miałem w życiu na ten temat
Uważam, że nie da się być niczyim głosem, w szczególności wykluczonych. Książka może im oddać przestrzeń, by sami zabrali głos. Być czyimś głosem czy oddać komuś głos? To niby niewielka, mało znacząca różnica. A jednak w większości tekstów czy filmów to autorzy i autorki stają się czyimś głosem. To też ważne, bo oddaje przestrzeń na dyskusje o niechcianych problemach, rzeczach o których nikt nie chce rozmawiać. Ostatecznie jednak, jak w przypadku wspomnianej kłótni o reportażu, to osoba autora lub autorki bądź spory polityczne większości stają się głównym przedmiotem dyskusji. A nie ci, których chciano być głosem.
Temat nam bliski
Zaczynam od tej teoretycznej dyskusji, bo niedawno wydawnictwo WAB wydało książkę, która nie otrzyma w Polsce ważnych nagród i prawdopodobnie nie stanie się przedmiotem sporów; dotyka sprawy, która wydaje się zbyt odległa i nie przenika do świadomości opinii publicznej. Odległa jednak nie jest. Przy każdym zakupie w sieciach takich jak Zara, Nike, Adidas, Samsung, Apple czy Amazon nie możemy być pewni, czy produkt, który właśnie trzymamy w ręku nie był wytworzony w jednym z obozów pracy dla Ujgurów tworzonych przez komunistyczny rząd Chińskiej Republiki Ludowej. Władze ChRL nasiliły w ostatnich latach prześladowania tej mniejszości.
„W areszcie, zanim nadejdą lekcje, które wtłacza się nam do głowy, groteskowe defilady wojskowe, noce spędzane na drewnianej lub betonowej pryczy, pozbawia się nas osobowości. Po włożeniu ohydnego kombinezonu i czarnych, płóciennych pantofli każda więźniarka upodabnia się do pozostałych. Od tej chwili nie nazywa się nas już imionami, tylko numerami. Nasze dusze się roztapiają. (…) Nie wolno nam mówić ani pisać tego, co kiedyś czyniło nas wyjątkowymi, tak jak nie wolno nam się wyróżniać rzeczami osobistymi i jedzeniem: śpimy na tych samych pryczach, jemy to samo podłe żarcie. Metodą kolejnych nakłuć system wysysa z nas temperament. Następni, gdy nasze umysły są już puste, nauczyciele ładują do nich czarne idee”.
Podobają Ci się nasze treści? Wesprzyj nas finansowo!
Po publikacji powyższego świadectwa Gulbahar Haitiwaji oraz raportów dotyczących skali prześladowań Ujgurów na terenie ChRL część marek, np. H&M, wycofała się z produkcji na terenie tego kraju. Apple, Adidas czy Zara kontynuują jednak praktykę „business as usual”.
Ocalała
„Wczoraj, 10 marca, nie było przesłuchania. Dzisiaj przyszli po mnie policjanci. Jak zawsze założyli mi łańcuchy, kajdanki i czarną kominiarkę na głowę. (…) Gdy szliśmy ciągiem korytarzy i schodów, przygotowywałam swoje ciało na tortury. Ze smutkiem pożegnałam się ze współwięźniarkami, ponieważ przeczuwałam, że już więcej ich nie zobaczę. Almira odwzajemniła mój blady uśmiech. Pomyślałam o ciosach, które jej zadano. Jakie to uczucie być torturowaną? Jakiego sprzętu używa policja? Czy będą mnie bić pięściami jak Almirę? Czy będą torturować którąś z moich sióstr, jak syna Zahidy? Mam nadzieję, że będą mnie bili po głowie, a oszczędzą ciało, bo została ze mnie tylko skóra i kości”.
Gulbahar Haitiwaji przeżyła. Książka, którą napisała, jest jednym z niewielu świadectw tych, którzy przetrwali. Autorka jest świadoma, że jej wydanie zagraża jej bliskim i przyjaciołom żyjącym na terenie Turkiestanu Wschodniego (w języku chińskim: Sincjangu).
Jej książka nie pozwala ze spokojem przyjmować do wiadomości, że osoby takie jak ona, skręcają właśnie najnowszego Iphone’a czy Samsunga. Sprzęt, który za kilka tygodni lub miesięcy trafi być może do mnie.
Książka Haitiwaji przypomina również, w jak bezwzględny sposób traktowani są niebiali uchodźcy na terenie Europy, gdzie dostała się cała jej rodzina. Zanim udało im się zbudować dom, jej mąż trafił na ulicę i błąkał się na mrozie całymi dniami, zanim ktoś podał mu pomocną dłoń.
Sytuacja Ujgurów w Chinach
Dziś co 10. dorosły Ujgur lub Ujgurka przebywa w tzw. obozach reedukacyjnych zbudowanych przez władze Chin. Dlaczego te władze tak postępują?
Haitiwaji wyjaśnia: „My, Ujgurzy, jesteśmy niczym kamień w bucie Państwa Środka. Sinciang stanowi strategiczny korytarz, zbyt bogaty, by Chiny mogły sobie pozwolić na jego utratę. Zainwestowały za wiele w Nowy Jedwabny Szlak, wielki projekt polityczno-gospodarczy, który ma połączyć Chiny i Europę, przecinając Azję Środkową, a jego kluczową osią jest nasz region. Bez niego zabrakłoby istotnego elementu polityki prezydenta Xi Jinpinga. On potrzebuje Sinciangu. Spokojnego i przyjaznego dla handlu Sinciangu, oczyszczonego z grup separatystycznych i napięć między społecznościami… Krótko mówiąc, chce Sinciangu bez Ujgurów”.
Książka Gulbahar Haitiwaji pokazuje, że nie żyjemy jeszcze w czasach, których z czystym sercem możemy handlować, uprawiać turystykę, budować relacje. Dyktatorzy na całym świecie realizujący swoje imperialistyczne zapędy nie dadzą nam bezrefleksyjnie konsumować. A jeśli pomimo to będziemy tak robić, to odpowiednią, prawdziwą cenę za nasze tanie ubrania czy telefony zapłacą niewinni ludzie.
G. Haitiwaji, R. Morgat, „Ocalała z chińskiego gułagu”, wyd. WAB.