„Białorusinów nie przyjmujemy” – Straż Graniczna odmawia ochrony osobom uciekającym przed prześladowaniem. „To co, wracacie na Ukrainę? Co robicie? Jaka jest wasza decyzja?” – takie pytania usłyszał od funkcjonariusza polskiej Straży Granicznej Dzianis Pylypiu, Białorusin szukający schronienia w Polsce.
Dopiero gdy siedziała w łodzi, zorientowała się, że straciła torbę z jedzeniem i piciem. Sadia ucieka z Burkina Faso.
Jeśli znacie dobrze Warszawę, być może wiecie też, że na Ochocie znajduje się skwer nazwany tajemniczo Skwerem Dobrego Maharadży*. Choć nazwa brzmi, jakby chodziło o bohatera baśni, Dobry Maharadża istniał naprawdę i miał bardzo bliskie relacje z Polską.
„Winter is coming”. Idzie zima. To chyba najczęstsze ostrzeżenie, jakie słyszę na różnych forach polskich NGOsów. Idzie zima, a wraz z nią nadejdą setki tysięcy osób, które by przeżyć zimowe miesiące, opuszczą pozbawione ogrzewania i dostępu do mediów domy w Ukrainie (i nie tylko). Być może wrócą do domu w kwietniu lub maju. Być może zostaną. Człowiek zrobi wiele, by przeżyć.
„To nie jest tak, że człowiek ucieka przed wojną, represjami politycznymi, czy innym rodzajem zagrożenia i kiedy dociera do w miarę bezpiecznego miejsca, wszystko jest znów w porządku. Powrót do zdrowia psychicznego to często bardzo długi proces”. Rozmowa z dr Joanną Wróblewską, artystką i terapeutką sztuk ekspresywnych o tym, jak lepiej zrozumieć osoby z doświadczeniem uchodźstwa i migracji.
„Ostatnim razem wsadzili go do bagażnika samochodu, a następnie zabrali na plażę i umieścili na pokładzie łodzi wypełnionej ludźmi. «Jeśli zawrócisz, zastrzelimy cię» – zagrozili. Nawet po latach Saidu nadal cierpi na traumę z powodu swoich doświadczeń. «Nie mogę spać, mój mózg ciągle myśli o tym, co się [wtedy] stało»”.
Za oknem coraz chłodniej, ale nasz zapał nie ostygł. We wrześniu robiliśmy warsztaty, przeprowadzaliśmy rozmowy i, jak zawsze, pokazywaliśmy, że świat nie jest czarno-biały
Uśmiechy na twarzy dorosłych osób z trudną historią, poczucie chwilowego zapomnienia o codziennych problemach, karmienie alpak i pingwinów oraz spojrzenia dzieci pełne radości. Mowa o wspólnym integracyjnym wyjściu do zoo rodzin, które biorą udział w programie długoterminowym Salam Lab „Żyj w Krakowie”.
Dokumentuję niebezpieczne szlaki migracyjne. Niebezpieczne nie dla mnie. Grecja, hiszpańsko-marokańskie pogranicze, Wyspy Kanaryjskie, Bałkany. Nie spodziewałem się, że przyjdzie mi dokumentować ludzkie dramaty na polsko-białoruskiej granicy. To dla mnie najtrudniejsze.
Irak: Amal, która nie traci nadziei. Widziała znęcanie się nad zwierzętami, uciekła przed wojną w Syrii. Dziś walczy o prawa zwierząt w Iraku i zakłada hotel dla psów i kotów.
Ci, którzy tam trafiają, nigdy niepowinni się tam znaleźć. Poznajcie polskie Guantanamo.
Nie planowałem tego, że będę fotografem, dokumentalistą. Zawsze marzyłem o tym, by zajmować się prawami człowieka. Byłem dziwnym nastolatkiem, wychowanym na filmach i telewizji. Doskonale pamiętam moment w liceum, gdy nauczyciel na korepetycjach z WOS-u pokazał mi jeden z raportów Amnesty International.
Reportaż niezwykły. Historia ludzi, nie tylko uchodźców i uchodźczyń, ale człowieka w ogóle. Wielokulturowej Sycylii od podszewki. Jej widoki, smaki i zapachy. Sentymentalny Mikołajewski i ironiczny Smoleński. Oto „Czerwony śnieg na Etnie”.
Litwa dostała 43 miliony euro z Unii Europejskiej, żeby utrzymać w swoim kraju uchodźców i uchodźczynie w ośrodkach zamkniętych. Czyli otrzymała pieniądze, żeby móc w obozach łamać prawa człowieka
Odcinki granicy polsko-białoruskiej, wzdłuż których stoi mur, nie są tak pilnie strzeżone. Sama zapora budzi śmiech mieszkańców: – To niepotrzebne jest! – mówi mieszkanka Wojnówki – Oni i tak przechodzą. Dopytuję ją, czy boi się tych „onych” – uchodźców. – Na początku wszyscy się bali, ale potem się przyzwyczailiśmy. Okazało się, że nie ma się co ich bać. Oni nikomu krzywdy nie zrobią.
Nazywam się Nasratullah Taban. Zanim talibowie przejęli władzę w Afganistanie, przez sześć lat pracowałem w Kabulu jako dziennikarz, relacjonując wiadomości z Azji Centralnej, Afganistanu i Rosji. Teraz próbuję odnaleźć swoją drogę w Polsce. W końcu życie w Europie jest trochę inne niż życie w Afganistanie
Dla osób, które wyruszają w najtrudniejszą, bo przymusową podróż, telefon to często najważniejszy przedmiot, a możliwość kontaktu z osobami bliskimi i tymi, które mogą im pomóc, to najważniejsza rzecz, która umożliwia przetrwanie.
Kilka dni temu wzięłam na stopa dwóch chłopców. No dobra, młodych mężczyzn, mają po 19 lat. Jeden z nich był z Wojsk Obrony Terytorialnej. Nigdy nie widział uchodźcy. Nie uczestniczył w wywózkach, pushbackach. Na pytanie „co zrobisz, kiedy zobaczysz w lesie rodzinę uchodźczą?”, odparł „zadzwonię po Straż Graniczną”.