Dlaczego łatwiej nam się dogadać z Ahmadem, niż z Widźajem? O Pakistanie, „złym bracie-bliźniaku Indii” rozmawiamy z dr. Jakubem Wilanowskim-Hilchenem, indologiem
Katarzyna Makarowicz: Dlaczego zajął się Pan akurat islamem w Azji Południowej, a nie dominującym w Indiach hinduizmem?
dr Jakub Wilanowski-Hilchen: Zaczęło się bardzo prozaicznie. Z muzułmanami po prostu łatwiej było mi się dogadać.
Ale jak to? Z muzułmanami, od których podobno wszystko nas dzieli?
A jednak. Współdzielimy pewne uniwersum symboliczne, to znaczy opisujemy i interpretujemy świat w podobny sposób, za pomocą zbliżonych skojarzeń. To ma swoje konsekwencje społeczne. W monoteistycznej religiach – islamie i chrześcijaństwie – znajdziemy też podobny sposób zarządzania emocjami. Na przykład uczuciem, które kontroluje w tych religiach niepożądane zachowania społeczne, jest poczucie winy. Występuje w nich kategoria grzechu, który pod różnymi warunkami może zostać odpuszczony, a za dobre życie obiecana jest nagroda w postaci życia wiecznego.
W hinduizmie z kolei zachowania społeczne kontroluje przede wszystkim wstyd. Kontrola ta obejmuje np. małżeństwo z odpowiednią osobą: podobną do nas lub lepiej urodzoną; czy to, z kim się zadawać.
Dlaczego?
Hinduizm jest religią opartą na systemie dharmicznym. To znaczy, że struktury społeczna i religijna jest połączona jednym elementem: dharmą. Dharma, mówiąc ogólnie, to zestaw zasad społecznych, które obowiązują każdą hinduistkę i każdego hinduistę. W dużym uproszczeniu, można powiedzieć, że to te reguły, które od dziecka wpaja nam rodzina. Zatem działania naruszające normy społeczne, czyli np. łamanie tabu, ubieranie się w niestosowny sposób, rozmawianie z nieodpowiednimi osobami, mają głębokie konsekwencje religijne i moralne. Niewypełnienie obowiązków, które narzuca nam dharma (jak założenie rodziny), zaburza porządek kosmiczny. Tak to działa.
W porządku muzułmańsko-chrześcijańskim za naruszanie pożądanych zasad społecznych grożą inne konsekwencje, mniej związane ze wspólnotą. Dzięki koncepcji odpuszczenia grzechów skutki nieodpowiednich działań będą dużo mniej bolesne niż naruszenie zasad dharmy w hinduizmie.
W hinduizmie bowiem naruszenie tych reguł oznacza jednocześnie sprzeciw wobec kolektywnie podejmowanych decyzji, których wyrazicielem jest zwykle ojciec, czyli „głowa rodziny”. Wraz z kontestacją zasad pojawia się wstyd – i u „naruszyciela” i w jego czy jej najbliższej społeczności.
Co jeszcze nas łączy z muzułmanami i muzułmankami?
Odpowiem, stawiając znów muzułmanów i chrześcijan w kontrze wobec hinduistów. Jednym z wyznaczników dorosłości jest u nas umiejętność podejmowania samodzielnie decyzji dotyczących naszego życia. Podobnie jest w kulturze islamu. U hinduistów i hinduistek będzie inaczej: ludzie stają się tam dorośli, kiedy są przyjmowani do wspólnoty i mogą uczestniczyć w rodzinnym, kolektywnym podejmowaniu decyzji. One nie są podejmowane indywidualnie.
Dlatego też, gdy przyjechałem po raz pierwszy do Indii, byłem zdziwiony, o ile łatwiej jest mi się porozumieć z kolegą, który nosi muzułmańskie imię Ahmad, niż z tym, który ma hinduistyczne imię Widźaj.
Zajmuje się Pan też badaniami nad Pakistanem.
Tak. Moje zainteresowanie Pakistanem zrodziło się zapewne z przekory. Gdy pojechałem na stypendium do Indii i doświadczyłem na własnej skórze, jaka panuje tam niechęć wobec Pakistańczyków i Pakistanek, nie mogłem nie sprawdzić, jak wygląda ten „zły brat-bliźniak Indii”. Pojechałem do Pakistanu. I przeżyłem jeden z największych szoków w moim życiu.
Co się stało?
Pierwszym miastem pakistańskim, które zwiedzałem, było Lahore. Islam, który tam dominuje, jest zupełnie inny od tego, z czym przeciętnemu Europejczykowi czy Europejce kojarzy się ta religia. To odłam bardzo „etniczny”, gdzie istnieje żywy kult świętych, którzy mediują między światem boskim a ludzkim. Wiedziałem więc, że islam, który tam spotkam, będzie inny niż ten obowiązujący np. w Arabii Saudyjskiej.
Jakie jednak było moje zdziwienie, gdy pierwszymi muzułmanami, którzy nawiązali ze mną i z moimi znajomymi kontakt, byli dość groźnie wyglądający, brodaci mułłowie z Kaszmiru, którzy przedstawili się jako „progresywni marksiści” i zaprosili nas na zakrapianą chińską wódką imprezę. Wpadliśmy na siebie w windzie. I poszliśmy razem na zabawę.
Parę dni później udaliśmy się z kolei na urs, czyli rocznicę śmierci świętego. Chodziło o Śach Dźamala − patrona wykluczonych: m.in. pracownic seksualnych i osób transpłciowych. Wyobrażaliśmy sobie, że idziemy na poważną uroczystość religijną. Gdy dotarliśmy na wzgórze, gdzie znajdowała się wielokondygnacyjna świątynia, okazało się, że nasze religijne święto jest właściwie czymś, co dwudziestoparoletniemu mnie kojarzyło się raczej z ravem. Na każdym piętrze świątyni byli bębniarze i tłum klaszczących i tańczących ludzi, którzy bawili się do świtu. Jak na weselu: urs to rocznica śmierci, ale dosłowne znaczenie terminu to „zaślubiny” duszy świętego z Bogiem.
Pakistańczycy i Pakistanki kochają się bawić i bawią się na całego. Na takich imprezach, jak w Pakistanie, nie byłem w Indiach. W Polsce − rzadko.
Mam nadzieję, że wybaczy mi Pani perspektywę ówczesnego młodego profana, który jest totalnie oszołomiony pierwszą podróżą do Pakistanu.
Ja wybaczę, ale czy muzułmanie i muzułmanki wybaczą?
Tamci na ursie w Pakistanie wybaczyli. Jako Europejczycy wzbudzaliśmy ogromne zainteresowanie. Wszyscy chcieli się z nami zaprzyjaźnić i objaśnić znaczenie wydarzenia, w którym bierzemy udział.
Który to mógł być rok? Na pewno działo się to w czasie amerykańskiej okupacji Afganistanu. W Europie huczało od stereotypów związanych z islamem. Mylono „islam” talibów z islamem Afgańczyków i Afganek. Dominował przekaz o pozakrywanych, stłamszonych kobietach. W przekazie medialnym wróciły z całą mocą wszystkie orientalistyczne tropy.
A my w Pakistanie przeżywaliśmy spotkanie z islamem przyjmującym, gościnnym, serdecznym. To było wejście w islam, który zupełnie nie odpowiada europejskim wyobrażeniom o srogiej religii obwarowanej zasadami.
A skoro o kobietach mowa, jaka jest ich sytuacja w islamie praktykowanym w Azji Południowej? Czy różni się ona od tej w islamie z tzw. Bliskiego Wschodu?
Tak, bywa, że pozycja kobiet w islamie „południowoazjatyckim” i ich relacja z mężczyznami różni się od tego, z czym sobie ją zwykle kojarzymy. W niektórych społecznościach górskich w Kaszmirze nie ma na przykład zasady rozdzielenia płci, mimo że dominuje tam islam sunnicki. Czasem kobiety się też zupełnie nie zasłaniają, a ich pozycja społeczna jest bliska pozycji mężczyzn.
Spędziłem kiedyś dużo czasu w Kaszmirze, gdzie pracowałem. Dzięki tej pracy miałem okazję bywać we wsiach, mniejszych miejscowościach, poza utartymi turystycznymi szlakami. Nieraz zdarzały mi się sytuacje, gdy przyjeżdżałem w sprawach zawodowych do jakiegoś mężczyzny na rozmowę i nie było go akurat w domu. Często otwierały mi wtedy kobiety, zapraszały do środka, częstowały herbatą, i zapewniały, że „brat wróci do domu za pół godziny”. Kobieta i mężczyzna, niebędący rodziną, sami w domu? Sytuacja nie do pomyślenia w wielu społecznościach na tzw. Bliskim Wschodzie.
Kiedyś z kolei wybrałem się na trekking w pakistańskiej części Kaszmiru. Był ze mną przewodnik, Pakistańczyk. Na szlaku spotkaliśmy kobietę, muzułmankę, która nie czekając na jakąś reakcję z mojej strony, podała mi rękę na powitanie, i zaczęła mnie zagadywać, skąd jesteśmy, dokąd chcemy dojść. Według mojego przewodnika, jej zachowanie w ogóle nie odbiegało od normy.
W Pakistanie rzeczy po prostu nie są tym, czym się zdają. A może po prostu pora porzucić stereotypy o państwach z dominującym islamem?
dr Jakub Wilanowski-Hilchen − adiunkt w Katedrze Azji Południowej Wydziału Orientalistycznego UW. Autor książki Witnessing Karachi. Urdu Literature as Testimony to Urban Upheavals (2015). W przeszłości tłumacz z hindi i urdu w Międzynarodowym Komitecie Czerwonego Krzyża w Pakistanie i w Indiach.
***
Jako Salam Lab jesteśmy częścią wyjątkowego grantu i projektu edukacyjnego EMPATHY (Let’s Empower, Participate and Teach Each Other to Hype Empathy. Challenging discourse about Islam and Muslims in Poland), który zakłada kompleksowe i intersekcjonalne podejście do przeciwdziałania islamofobii w Polsce. Więcej na jego temat przeczytasz na naszej stronie salamlab.pl/empathy.
Projekt jest dofinansowany przez Unię Europejską. Wyrażone poglądy i opinie są jednak wyłącznie poglądami autora_ki lub autorów i nie muszą odzwierciedlać tych zamieszczonych w przepisach Unii Europejskiej lub Komisji Europejskiej. Unia Europejska oraz organ udzielający wsparcia nie mogą ponosić za nie odpowiedzialności.