Za wolność sióstr. Kobiety, które walczyły z ISIS


„Armia kobiet o ciemnych włosach splecionych w warkocze, z czarnymi cyfrowymi zegarkami i w czerwono-różowych skarpetach w roześmiane buźki. W kącie przy drzwiach stała w gotowości ich broń”. Reportaż Gayle Tzemach Lemmon „Za wolność moich sióstr. Walka o nasze jutro” to hołd dla kobiet, które walczyły z tzw. Państwem Islamskim w Syrii

Azima, Rożda, Nouruz, Znaryn, główne bohaterki reportażu i członkinie Kobiecych Jednostek Ochrony należących do sił kurdyjskich w Syrii, to tylko kilka dzielnych kobiet, które postanowiły chwycić za karabin i ruszyć na wojnę z ISIS.

Ale ich walka była nie tylko kampanią wojskowa, była także kampanią polityczną oraz społeczną. To walka o równouprawnienie, społeczeństwo wspólnotowe i kurdyjską tożsamość. To wreszcie walka o zmianę mentalności i losu kobiet.

Kurdowie to mniejszość etniczna, która zamieszkuje region pozdzielony pomiędzy cztery kraje: Turcję, Irak, Iran i Syrię. Każde z tych państw tłumiło kurdyjskie ambicje polityczne do posiadania własnego miejsca na ziemi i w różnym stopniu starało się zdusić kurdyjską tożsamość. Gdy więc w 2011 roku wybuchła wojna domowa w Syrii, na dyskryminowanych i prześladowanych, Kurdów i Kurdyjki padł strach. Szybko zrozumieli, że muszą bronić swoich ziem – zarówno przed siłami reżimu, jak i opozycji – oraz zawalczyć o to, by nie żyć w ciągłym lęku o swój los oraz móc uczyć się w szkole wreszcie we własnym języku.

Podobieństwo ambicji

W taki sposób powstały między innymi YPJ, Kobiece Jednostki Ochrony, należące do kurdyjskich sił, które weszły w koalicję z USA i pokonały ISIS. Kobiety w północno-wschodniej Syrii pokazały, że dobrze wiedzą, czego chcą. Pragną wolności. Chcą mieć wpływ na własną przyszłość. I potrafią walczyć do ostatniej kropli krwi. Jak pisze Gayle Tzemach Lemmon, „uderzyło mnie podobieństwo pomiędzy tymi kobietami, a ich przeciwnikami – nie w samej istocie, rzecz jasna, lecz podobieństwo motywacji i ambicji”. 

„Nie da się spać, kiedy masz wrażenie, że w każdej chwili na twoją linię frontu mogą spaść kule. Wyśpimy się, kiedy wojna dobiegnie końca” – mówi jedna z kurdyjskich bojowniczek. Walka o wolność rozumianą na wiele sposobów stała się ich jedynym celem.

Azima szukała zemsty za wszystkich przyjaciół, których odebrało jej ISIS. Chciała, żeby wróg przeżywał żałobę tak jak ona. Rożda zaś bardziej bała się latania samolotem niż bojowników tzw. Państwa Islamskiego. Każdy przeżyty dzień kobiety z YPJ świętowały ciesząc się muzyką graną na tradycyjnym tanburze. I to ta szczerość oraz siła bohaterek wręcz przebija się ze stron reportażu. Ale nocami, gdy świst kul ucicha, ich pewność siebie walczy z wewnętrznym przerażeniem. 

„W niektóre wieczory, kiedy gwiazdy migotały na niebie i w końcu zapadała cisza, Nouruz pozwalała sobie na rozmyślania. Pewnego dnia wojna dobiegnie końca. A wtedy ludzie dowiedzą się, że kobiety pokazały swoją siłę na linii frontu. Jednak pod koniec listopada, kiedy spacerowała po centrum dowodzenia, nie wiedziała nawet, czy front utrzyma się przez noc”. 

Głosy sióstr

Ogromnym plusem książki jest spora liczba feminatywów, jak choćby słowo „sekretarzyni”. To w końcu książka o kobietach-bohaterkach. To ważne, by oddać im honor także w języku.

Czy książka ma jakieś minusy? W „Za wolność moich sióstr” brakowało mi… sióstr. Pozycja to solidna dawka polityki i historii. Zastanawiam się, czy proporcje w reportażu o bohaterstwie kobiet nie powinny wyglądać inaczej. Głosy tytułowych sióstr giną wśród relacji na temat kroków kolejnych polityków i relacji potyczek. A to w końcu książka o dzielnych Kurdyjkach.

Z drugiej strony  w obliczu trwającej od 12 lat wojny w Syrii i pogłębiającego się kryzysu humanitarnego, warto przypomnieć niezrozumianą i zapomnianą część tej historii. A przecież za kolejnymi liczbami i statystykami kryją się ludzie. Autorka przywołuje opowieść z Kobani, oficjalnie Ajn al-Arab w prowincji Aleppo, gdzie jeden z trzech lekarzy, którzy pozostali w mieście, wybuchnął płaczem i krzyczał z radości na środku ulicy, gdy samoloty podczas nocnych zrzutów dostarczyły podstawowe środki medyczne do jego prowizorycznego szpitala. To realia, w jakich mieszkańcy i mieszkanki Syrii żyją od ponad dekady. 

Apel

Autorka reportażu przyznaje, że czuła się emocjonalnie wyczerpana próbami przekonania osób w USA, by zainteresowały się odległymi miejscami i ludźmi, którzy tak wiele dla niej znaczyli. Część rodziny ojca Gayle Tzemach Lemmon wywodzi się z kurdyjskiego regionu Iraku. On sam urodził się w Bagdadzie i został uchodźcą jeszcze jako dziecko. Dziś mówienie o tym głośno jest ważniejsze niż kiedykolwiek.

Książka ma wiele przesłań – jednym z najważniejszych jest to, że odwaga jest kobietą. Przede wszystkim jednak ten reportaż to apel. Apel, by otworzyć się na drugiego człowieka. By przypomnieć sobie o tych, którzy i które walczą o wolność. Czy warto sięgnąć po „Za wolność moich sióstr”?

Macie już odpowiedź.

Za egzemplarz książki dziękujemy Wydawnictwu Znak.



Najnowsze publikacje