Farid mieszka w Polsce od ponad dekady. W październiku zorganizował w Warszawie performens obrazujący cierpienie Iranek i Irańczyków. Dziś opowiada o protestach, swoim projekcie, irańskich cechach narodowych i o tym, co chciałby, byśmy wiedzieli o Irankach i Irańczykach.
Powiedz parę słów o swoim performensie.
To było na początku protestów, kiedy już kilka osób zostało zabitych. Wtedy naszym głównym powodem zmartwienia była sama Żina (Mahsa) Amini, czyli dziewczyna, która przyjechała do Teheranu, by zobaczyć miasto, a została pobita na śmierć. W apogeum samotności, gdy przebywała w obcym miejscu. Przez „niepoprawnie” założony hidżab. To bardzo trudne dla nas, Iranek i Irańczyków. Od tamtej pory nasze serca są pełne smutku. Czuliśmy w sobie gniew. Potem zaczęły się protesty na Uniwersytecie Szarif, a jego studentki i studenci to przecież oczko w głowie narodu, największy zasób naszego kraju.
Gdy je zobaczyłem, byłem pełen podziwu, że Iranki i Irańczycy są tak nieustraszeni, uparci, śmiali. Przyszli po swoje. Nie bali się. Tak jakby powiedzieli: „musimy iść, nawet jeśli nas zabiją”. Było jasne, że to, co mówili, wywoła ostrą reakcję ze strony irańskiego rządu. My, poza krajem, martwiliśmy się. Do rana zastanawialiśmy się, co stało się ekipie z Uniwersytetu Szarif. Dowiadywaliśmy się, że słychać strzały na uczelni, że zamknęli ich w środku. Tamtej nocy pomyślałem, że tak nie może być.
Jeśli ludzie w Iranie działają w taki sposób, my, którzy jesteśmy poza ojczyzną, jesteśmy im dużo winni, musimy ich koniecznie wspierać. Tamtej nocy zdecydowałem, że zorganizuję performens, by pokazać to cierpienie w Polsce. Zwłaszcza, że w tutejszych mediach nie było zbyt dużo wiadomości na temat Iranu, bardzo mało o tym mówiono i pokazywano. Pomyślałem, że wyjdę na zewnątrz, zdejmę ubrania, stanę na ulicy, powiem: „zimno mi, pomóżcie mi”. Zobaczcie na własne oczy to cierpienie. Ktoś jest torturowany, to wasz obowiązek, by pomóc.
Widziałeś wsparcie ze strony polskiego społeczeństwa?
Kilka osób przyszło, kilka oglądało live’a z performensu, kilka udostępniło go na swoich Instagramach, za co im podziękowałem. Myślę, że to tylko dlatego, że to był pierwszy raz i nie było aż tak zimno. Podczas performensu byłem pod wpływem takiego stresu, że nie przemyślałem tego, że ktoś przyjdzie i pomyśli: „ten jest nago, mówi, że mu zimno i żeby mu pomóc. I co ja mam niby zrobić, jak mam mu pomóc?”.
Więc zdecydowaliśmy, że musimy przygotować ulotki i przetłumaczyć je na polski, a potem rozdawać ludziom. Wyjaśnić, że pokazujemy cierpienie Iranek i Irańczyków. Po performensie miałem ogromną nadzieję, żeby zorganizować wszystko jeszcze raz. Jakoś w środku listopada, jeśli protesty będą trwać nadal, a myślę, że będą. Ludzie nieustannie wychodzą na irańskie ulice. Meritum performensu był przenikliwy smutek i zmartwienie ze względu na Mahsę, troska o studentki i studentów z Uniwersytetu Szarif i to, że jesteśmy bardzo zobowiązani w stosunku do Iranek i Irańczyków.
Czujesz, że społeczność Iranek i Irańczyków, którzy są poza krajem, jest coś winna pozostałym Irańczykom i Irankom? W jaki sposób obywatele i obywatelki Iranu poza krajem i cudzoziemcy mogą pomóc?
Hamed Esmailiun, bohater, zorganizował w Niemczech piękny gest. 80 tys. osób przyszło na organizowaną przez niego demonstrację. 80 tys. osób poza krajem to nie jest mało. To, że oddali w ten sposób głos Irankom i Irańczykom, jest bardzo ważne. To, co robi Esmailiun w celu nałożenia sankcji na przebywające w Kanadzie i Ameryce rodziny członków Korpusu Strażników Rewolucji, to bardzo piękne. Ale myślę, że nagłaśnianie słów Iranek i Irańczyków pośród tego wszystkiego jest najważniejsze. Pamiętam, że przez kilka dni przed performensem miałem bardzo wysokie tętno. Po wszystkim poczułem się lepiej. Jakby z moich ramion spadł ciężar. Miałem poczucie wykonanego obowiązku.
Jakie czynniki wpłynęły na tok wydarzeń po zabójstwie Mahsy?
Jednym z pierwszych wydarzeń, które były istotne dla toku rzeczy, było kłamstwo rządu, który wszystkiego się wyparł. Oni nigdy nie biorą odpowiedzialności za swoje czyny. Pod tym względem są bardzo podobni do ZSRR, gdzie kiedy ktoś popełniał błąd, mówili, że wszystko jest zupełnie w porządku, by tylko nie zaszkodzić wizerunkowi państwa.
Warunki życia stają się z dnia na dzień gorsze. Protestów w Iranie było dużo w ciągu ostatnich czterech, pięciu lat. Jeden z nich był spowodowany ceną jajek, która znacznie poszła w górę. Inny ceną benzyny, która bardzo podrożała. Ludzie z tego żartują, ale nacisk ekonomiczny jest ogromny. Nie dotyczy tylko ceny jednego towaru. To sytuacja, o której mówi się, że kropla przelała czarę goryczy. Ale tym razem to nawet nie były warunki ekonomiczne. Chodzi o prawa człowieka, obronę praw kobiet w Iranie.
Myślę, że to, że była obcą dziewczyna i nie było tam jej rodziny było dla nas ważne. Brata pobili, a siostrę zabrali i zabili. Gdybym został złapany na swojej własnej ulicy, moi rodzice natychmiast poszliby na komisariat i zapytali: „co się stało, gdzie zabraliście nasze dziecko?”. Podjęliby jakieś kroki. Ale jak nie ma rodziny, jesteś obcy, nikogo nie masz i cię zabiorą, umierasz ze strachu. Ludzie z Sanandadżu, stolicy prowincji Kurdystan, z której pochodziła Żina, powiedzieli: „gdzie zabraliście naszą dziewczynę? Mieliście się nią opiekować”. Może gdyby była z Teheranu, gdyby złapano ją na jej własnej ulicy, żadne z tych wydarzeń nie miałoby miejsca.
Czy widzisz zmiany w podejściu Polek i Polaków do Irańczyków?
Gdy przyjechałem tu 11 lat temu i mówiłem, że jestem z Iranu, ludzie pytali, gdzie jest Iran. Teraz mówią, że mają stamtąd przyjaciół. Albo, że sami chcieliby się tam wybrać. Myślę, że to przez liczbę ludzi, jaka przyjechała do Polski. I przez wiele protestów, które miały miejsce w Iranie. Moim zdaniem, wiadomości, które przyszły z Iranu o tym, że ludzie protestują, są bardzo przeciwni władzy, zmieniły zdanie Polek i Polaków na nasz temat. Teraz ludzie widzą Iranki i Irańczyków: kobiety, w hidżabie lub bez; ludzi, którzy chodzą pić alkohol ze swoimi znajomymi; osoby, które lubią ubierać się kolorowo. Widzą Polki czy Polaków, którzy mają partnerów i partnerki z Iranu. Widzą, że różnią się bardzo od tych, których widzieli w wiadomościach.
Co chciałbyś, żeby Polacy i Polki wiedzieli w kontekście Iranu?
To, że Irańczycy i Iranki już od bardzo dawna walczą z tym, że państwo irańskie jest tak antykobiece. Z tym, że warunki ekonomiczne są z dnia na dzień coraz gorsze, że z dnia na dzień ludzie są coraz bardziej głodni, że walczą, ale rząd tego nie rozumie. Jak wyjdziesz na ulicę w Iranie, zabiją cię i dalej będą robić swoje. Tak jakby państwo było właścicielem ludu. Dlatego tak bardzo różni się wyjście na ulice tutaj, w Polsce, i wyjście na ulice w Iranie.
W Warszawie nie ryzykujesz swoim zdrowiem. W Teheranie igrasz ze swoim życiem. Powiemy: „Irańczycy i Iranki wyszli na ulicę i protestują”. Ale protest protestowi nierówny. Tu, gdy protestujesz, policjant stoi obok, żeby upewnić się, że niczyje bezpieczeństwo nie jest zagrożone, ale w Iranie jest zupełnie inaczej. Jak idziesz protestować, łapią cię i zamykają w więzieniu na dziesięć, piętnaście lat, a jak ludzie stracą cierpliwość i zaczną niszczyć miasto, to zaczynają skazywać ich na śmierć. A na końcu mówią: „wy jesteście przeciwko państwu”. Chciałbym, by Polki i Polacy o tym wiedzieli.
Z Faridem rozmawiał Elias Smurzyński.
Elias Smurzyński – student iranistyki i prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim. Fan prawa karnego, boksu tajskiego i dziennikarstwa gonzo.