Dlaczego kobiety, które mają mężów muzułmanów, przechodzą na islam? Mówi się, że to z powodu osobistej wiary w Allaha, jednak myślę, że czasami nie jest to jedyny powód. O życiu w Egipcie opowiada Magda Fou
W Egipcie znalazłam się przez przypadek. Kiedy studiowałam w Warszawie na SGH, mieszkałam w domu studenckim Politechniki Warszawskiej. Mój przyszły mąż pracował wtedy dla UNESCO i był zaproszony właśnie przez Politechnikę Warszawską na szkolenie związane z systemami bibliotecznymi. Zaczepił mnie przy recepcji, zaprosił na kawę. Brakowało mi wtedy rozmów po angielsku, więc się zgodziłam. To było krótkie spotkanie, zostawił mi swoją wizytówkę. Tyle. Właściwie wtedy nic się nie wydarzyło. Jednak kiedy po dwóch miesiącach znalazłam karteczkę z jego danymi kontaktowymi, postanowiłam do niego napisać. Tak się zaczęło. Przez 6 lat nasz związek budowaliśmy na odległość, pobraliśmy się w Polsce, zamieszkaliśmy początkowo w Rzymie, bo tam mój mąż dostał pracę. W stolicy Włoch spędziliśmy cztery lata.
Dlaczego nie przeszła na islam
Od 2016 roku mieszkamy w okolicach Kairu, a dokładniej na obrzeżach Gizy. Dlaczego nie przeszłam na islam? Nie ma takiego obowiązku. Żona muzułmanina, która nie jest muzułmanką, nie musi przechodzić na islam. Muzułmanie mogą żenić się z wyznawczyniami innych religii monoteistycznych, czyli chrześcijankami oraz wyznawczyniami judaizmu. Nie wolno im też namawiać nikogo, również przyszłej żony, do konwersji na islam. To jest teoria, natomiast w praktyce, niestety oczywiście różnie bywa. Wiele zależy od rodziny, z której mężczyzna pochodzi, od tego gdzie i jak został wychowany, jakie ma wykształcenie. Muzułmanie są bardzo różni, jedni bardziej otwarci na świat i liberalni, inni konserwatywni i restrykcyjni w swoich poglądach.
Jeśli chodzi o mnie, mój mąż i jego rodzina nigdy nie namawiali mnie do konwersji. Rozmawialiśmy wiele o religii. Nie miałam też potrzeby takiej zmiany, jestem osobą, która nie czuje związku z katolicyzmem czy potrzeby przynależności do określonej religii. Jestem chrześcijanką, bo zostałam ochrzczona, gdyby była to moja decyzja, nie zdecydowałabym się na chrzest. Nie mogę jednak wystąpić z Kościoła katolickiego, gdyż jako żona muzułmanina muszę przynależeć do jakiejś religii.
Islamofobia – dziś gorzej niż kiedyś
Moja rodzina przyjęła mojego męża bardzo dobrze. Siedemnaście lat temu islamofobia w Polsce była zdecydowanie mniejsza. Mój mąż ma dar zjednywania sobie ludzi i nawet moja ciocia, która miała na początku wobec niego mieszane uczucia, ostatecznie była nim zachwycona. Wśród dalszych członków mojej rodziny i znajomych, którzy go nie poznali, pojawiały się oczywiście głosy, że zostanę zamknięta w piwnicy, nie będę mogła wyjść sama z domu i że zobaczę, że „oni się zmieniają po ślubie”. Starałam się po prostu nie brać tego do siebie. Jeżeli ktoś ocenia kogoś, kogo nigdy nie widział na oczy, to źle to świadczy przede wszystkim o nim. Moja rodzina zdążyła się przyzwyczaić do naszego związku, bo przez 6 lat był on związkiem na odległość, najpierw wyjeżdżałam do Rzymu, nie do Egiptu, a ślub wzięliśmy w Polsce. To dość wyjątkowa sytuacja, mój mąż nie miał problemu z wizą, gdyż już wtedy mieszkał w Rzymie.
Dlaczego kobiety, które mają mężów muzułmanów, przechodzą na islam? Mówi się, że to z powodu osobistej wiary w Allaha, jednak myślę, że czasami nie jest to jedyny powód. Po pierwsze, np. w Egipcie jeżeli mąż umrze, kobieta niemuzułmanka może stracić prawa do opieki nad dzieckiem, gdyż bliscy zmarłego mogą wystąpić o opiekę nad najmłodszym. Jest na pewno wiele kobiet, które przechodzą na islam z tego powodu, ale niekoniecznie o tym mówią. Po drugie, często pojawia się nacisk ze strony rodziny męża, aby zmienić religię. Dzieci z kolei zazwyczaj są wychowywane w wierze muzułmańskiej.
Niby dlaczego kobieta powinna być skromna?
Jeśli chodzi o hidżab, wydaje mi się, i jest to moje osobiste zdanie, że wiele muzułmanek nie zakłada hidżabu dlatego, że tego właśnie chce. Oczywiście zapewne część z nich podejmuje taką decyzję świadomie i niezależnie od nikogo, ale wiele jednak nie. Po pierwsze, niektóre z nich są przymuszane przez rodzinę. Po drugie, jeżeli ktoś wychowywany jest w rodzinie, gdzie hidżab jest naturalny i wmawia się mu, że kobieta powinna być skromna, posłuszna, nie może prowokować: czy to jest wybór i wolność? Dla mnie nie za bardzo. Niby dlaczego kobieta powinna być skromna? Nie oceniam tych kobiet, wiem, że są tak wychowywane i nie widzą innej możliwości. To nie jest ich wina, że poznają taką wizję rzeczywistości.
Inna kwestia to nacisk społeczny. W Kairze są dzielnice, w których nie wychodzi się niezakrytym. Jeśli kobieta musi wychodzić z domu w hidżabie, a nawet w nikabie, tylko dlatego, że w przeciwnym razie naraża się na przemoc, nie widzę w tym żadnej wolności.
Natomiast w rodzinie mojego męża niewiele osób się zakrywa. Również w mojej dzielnicy wiele kobiet nie chodzi w hidżabie. Kiedyś w Egipcie powszechne było bardziej liberalne podejście do chusty. Większość kobiet w Egipcie jeszcze w latach 70. XX wieku nie zakrywała się. Restrykcyjniejsze podejście zaczęło się w latach 80., gdy Egipcjanie zaczęli wyjeżdżać do pracy do krajów Zatoki Perskiej. Zobaczyli tam inne wzorce i chcieli je u siebie zaadaptować. Wiele kobiet właśnie wtedy zaczęło się zakrywać.
Martwy sezon
Jako żona muzułmanina muszę przyznać, że nie przepadam za Ramadanem. To dla mnie martwy sezon, życie toczy się wieczorem, a z racji tego, że mam małe dziecko, nie uczestniczę w wielu wydarzeniach. Ale lubię w tym czasie to, że nie muszę wtedy gotować aż do wieczora. Nie poszczę, ale razem z mężem spożywamy iftar. W tym okresie staram się nie pić wody na ulicy, aby okazać szacunek do tutejszej kultury. Ostatnio mąż mojej koleżanki, który jest bardzo wierzącym i tradycyjnym muzułmaninem, stwierdził, że takiej atmosfery jak chrześcijańskie Boże Narodzenie nie mają żadne muzułmańskie święta. Trudno się z nim nie zgodzić.
Nasza dzielnica powstała ok. 30 lat temu i pierwotnie była tu pustynia. Jest bardzo nowoczesna, mniej zatłoczona i jak na Egipt – całkiem czysta. W samym Kairze mieszkaliśmy przez pierwszy rok, w typowo kairskiej dzielnicy. Są rzeczy w Egipcie, które mnie męczą: chaos i duża ilość śmieci na ulicy. Przerażają mnie bezdomne, wychudzone a nawet martwe zwierzęta, dzieci żebrzące na ulicy. Kiedyś jechaliśmy około 6 godzin do Szarm el-Szejk przez pustynię i na drodze spotkaliśmy nieżywego wielbłąda. Z mojego małego miasteczka wyjeżdżam więc rzadko, wtedy, kiedy muszę. Z mojej perspektywy życie w Egipcie bywa trudne.
Czas płynie własnym tempem
Egipcjanie przy pierwszym poznaniu są cudowni, bardzo przyjaźni i pomocni. Mają słabość do obcokrajowców i traktują ich lepiej. Gdy mój mąż kupuje dla mnie ser, ekspedient kroi plasterki zawsze bardzo cieniutko, bo wie, że ja bardzo to lubię. Natomiast jeśli chodzi o egipskich fachowców, nie pracują zbyt profesjonalnie. Często oszukują i pracują byle jak, o czym mówią nawet sami Egipcjanie, więc moja ocena nie będzie to dla nich obraźliwa. Poza tym, tutaj wszystko jest „inszallah”, czyli jak Bóg pozwoli. Czas w Egipcie płynie własnym tempem i najlepiej od razu uzbroić się w cierpliwość. Egipcjanie są bardzo dumni z czasów faraonów i ze swojej przeszłości, np. z czasów monarchii. Ale w tym ostatnim temacie nie są zgodni. Niektórzy uważają, że to były lepsze czasy, inni sądzą, że to dopiero rewolucja Nasera uporządkowała państwo.
Na co dzień zajmuję się nauczaniem angielskiego dzieci oraz prowadzeniem portalu Polki na Obczyźnie. Jestem autorką Kalendarza Polki, wydałyśmy też z dziewczynami klubową książkę, od lat tworzymy mnóstwo wspólnych projektów. Klub Polki na Obczyźnie powstał po mojej przeprowadzce do Rzymu w 2012 roku. Miałam wtedy dużo czasu, bo nie pracowałam, postanowiłam więc założyć bloga. Pisałam tam o moim życiu w słonecznej Italii. Wtedy blogi były bardzo popularne, pojawiało się wiele komentarzy, blogerzy i blogerki odwiedzali się w tych przestrzeniach. Okazało się, że wiele Polek mieszkających zagranicą prowadzi swoje blogi. Pomyślałam, że fajnie by było, gdybyśmy stworzyły coś razem. Przyświecała nam idea pokazywania życia na emigracji od kuchni oraz opowiadania o krajach, w których mieszkałyśmy od innej strony, nie tej popularnej czy turystycznej.
Kobieca solidarność
Teraz staramy się pisać o kobiecości i problemach emigracyjnych, które dzielimy. Wspieramy się. Pokazujemy tradycje i kultury naszych krajów, podkreślając, że jesteśmy otwarte na wszystkich. W naszym klubie są zarówno Żydówki, muzułmanki, ateistki, agnostyczki, chrześcijanki, osoby LGBT+. Jesteśmy otwarte na wszystkich. Naszym hasłem przewodnim jest równość.
Oprócz portalu i mediów społecznościowych, mamy zamkniętą grupę na Facebooku, gdzie omawiamy nasze sprawy organizacyjne. Spotykamy się też na żywo, w różnych miejscach na świecie. Jeśli tylko jakaś członkini gdzieś jedzie, daje znać i kto może, spotyka się z nią. Były też większe zjazdy, przed pandemią w Warszawie i we Francji, gdzie spotkało się ok. 20 osób. Te spotkania są cudowne. Czuję wtedy, jakbym spotkała kogoś, kogo znam już od bardzo dawna, choć zazwyczaj wcześniej nie widziałam na żywo tej osoby. Nasz klub to społeczność wspierających się kobiet, które przekazują sobie nawzajem wiele pozytywnej energii. A problemy są przeróżne. Na emigracji wyjeżdżający często odczuwają samotność. Przez te 10 lat przez nasz klub przewinęły się setki kobiet, niektóre zostają z nami na dłużej, inne są członkiniami przez jakiś czas. Ostatnio dołączyło do nas 20 nowych osób. Polek na obczyźnie są tysiące i to naprawdę niesamowite dziewczyny.
Nie wiem, jak długo będę w Egipcie, ale nie czuję się tu do końca u siebie. Pewnie w Polsce też nie czułabym się już jak w domu. Dom odnajduję we Włoszech, choć być może wyidealizowałam sobie to miejsce, jednak kiedyś chciałabym tam wrócić.
Z Magdą Fou rozmawiała Ewelina Kaczmarczyk.
***
Jako Salam Lab jesteśmy częścią wyjątkowego grantu i projektu edukacyjnego EMPATHY (Let’s Empower, Participate and Teach Each Other to Hype Empathy. Challenging discourse about Islam and Muslims in Poland), który zakłada kompleksowe i intersekcjonalne podejście do przeciwdziałania islamofobii w Polsce. Więcej na jego temat przeczytasz na naszej stronie salamlab.pl/empathy.
Projekt jest dofinansowany przez Unię Europejską. Wyrażone poglądy i opinie są jednak wyłącznie poglądami autora_ki lub autorów i nie muszą odzwierciedlać tych zamieszczonych w przepisach Unii Europejskiej lub Komisji Europejskiej. Unia Europejska oraz organ udzielający wsparcia nie mogą ponosić za nie odpowiedzialności.
Ewelina Kaczmarczyk – redaktorka Salam Lab i autorka tekstów, ukończyła filologię polską antropologiczno-kulturową na UJ. Zainteresowana współczesną literaturą migracyjną.