W „Pogrzebanej” przeszłość miesza się z teraźniejszością. Reportaż Petera Hesslera to też odległa historia Egiptu. Już sam tytuł, „Pogrzebana”, czyli al-Madfuna, to nazwa miasta, w którym znajdują się znane zabytki sprzed tysięcy lat. Dlaczego w reportażu pojawia się wątek handlu chińską bielizną? I kto przez pracę w tej branży stracił szansę na dobre małżeństwo?
Dokładnie 12 lat temu, 11 lutego 2011, wieloletni prezydent Egiptu Husni Mubarak ustąpił ze stanowiska. Arabska Wiosna na egipskich ulicach trwała już od 18 dni. Ludzie mieli dość. Korupcja, ubóstwo i brak perspektyw sprawiły, że tysiące osób, tak jak wcześniej w Tunezji, a następnie w wielu innych arabskich państwach, wyszły na ulice. W niektórych protestach, np. tym 1 lutego, uczestniczyło ponad milion osób. Arabska wiosna, choć jej skutki były różne, a w niektórych krajach (np. w Syrii) okazała się arabską zimą, stała się symbolem. Symbolem został też plac at-Tahrir. Plac Wyzwolenia, nazywany sercem Kairu, stał się sercem walki o wolność
Arabska zima
Od symbolicznych wydarzeń minęło 12 lat. W tym czasie kolejne osoby, w tym byli prezydenci trafiali przed sądy, Egipt przeszedł przez wiele zmian władz, odbywały się kolejne wybory. Dziś nazwisko prezydenta as-Sisiego regularnie pojawia się na czołówkach portali informacyjnych, a Egipcjanie i Egipcjanki wciąż mierzą się z kryzysem ekonomicznym i brakiem perspektyw. Wciąż walczą o lepszą przyszłość. „Wciąż kręcimy się w kółko, tak jak w styczniu” – powiedział Muhammad, w skrócie Manu, młody Egipcjanin.
To jeden z bohaterów „Pogrzebanej”. Peter Hessler, amerykański pisarz, dziennikarz i autor reportażu wydanego nakładem Wydawnictwa Czarne, wraz z żoną Chinką i dwiema rocznymi córkami, bliźniaczkami, wyjechał do Egiptu, gdzie spędził pięć lat. Rodzina przyjechała do Kairu pierwszej jesieni po tzw. Arabskiej Wiośnie.
„Dni były nadal upalne i zamglone, ale nocą często wiał przyjemny wiaterek z północy, stamtąd gdzie rzeka wpada do Morza Śródziemnego. W ciągu kilku tygodni powoli zmył z nieba jaskrawy blask lata i szczegóły miasta zarysowały się ostrzej. (…) Im bardziej zbliżała się zima, tym lepsza stawała się widoczność. Były momenty, kiedy z wyżej położonych miejsc – z mieszkania na górnym piętrze albo z estakady – wyraźnie dostrzegałem piramidy na płaskowyżu w Gizie”.
Hessler w swojej książce opisuje Egipt po wydarzeniach z początku 2011 roku. Wspomina, jak wzruszyły go uroczyste sceny towarzyszące rezygnacji Mubaraka i jak na pierwsze wyprawy na at-Tahrir ubierał się elegancko. Opisuje kolejne miesiące, dalszą walkę zwykłych ludzi. I jest wiele powodów, dla których warto jego relację przeczytać.
Historie jedyne w swoim rodzaju
Po pierwsze, ludzie. Ludzie, którzy uczestniczyli w styczniowych i lutowych demonstracjach, a później regularnie wracali na plac, aby upewnić się, że nie porzucono marzeń o demokracji. Wspomniany Manu współpracował z Hesslerem m.in. jako tłumacz. Manu jest gejem, a życie społeczności LGBT+ w Egipcie nie jest łatwe. „Nie mogę im powiedzieć” – odpowiedział Peterowi, gdy ten zapytał go o to, czy ma wsparcie bliskich.
Młody Egipcjanin chodził do meczetu co najwyżej, żeby się zdrzemnąć, nie lubił mięsa, ale lubił piwo. Gdy trafił do więzienia, miał myśli samobójcze, bo myślał, że jako gej z egipskiego więzienia nie wyjdzie żywy. Przemoc była jego codziennością. Po jednym z brutalniejszych ataków Manu wiedział, że musi wyjechać. I udało mu się. Trafił do Niemiec, do obozu dla osób uchodźczych. Dzięki swojej determinacji znalazł pracę i jest szczęśliwy w małej kawalerce na obrzeżach Kolonii. Może być sobą. Szczerość, upór, determinacja i ciepło Egipcjan i Egipcjanek, których spotkał Hessler, to znak rozpoznawczy tej książki.
Chińska bielizna
Sajjid, zabbal, czyli zbieracz śmieci, szybko stał się stałym bywalcem mieszkania Hesslera i przyjacielem rodziny. Sajjida nie obchodziło to, co dzieje się w kraju. Interesowały go rzeczy, które znalazł w śmieciach klientów i klientek: od pełnych butelek alkoholu, paszportów i telefonów, po gadżety erotyczne. Zabbal zawsze na bieżąco relacjonował Hesslerowi, co udało mu się znaleźć, zwierzał się z problemów, także małżeńskich. Peter często towarzyszył Sajjidowi podczas porannych obchodów, a ten przedstawiał go jako swojego stażystę. Choć Egipcjanin był analfabetą i klasycznym przedstawicielem patriarchalnego podejścia do kobiet, to między nim, jego żoną i dziećmi a rodziną Petera wytworzyła się więź jedyna w swoim rodzaju.
Z kolei Rasza Abd ar-Rahman pojawiła się na drodze Hesslera w… chińskim sklepie z bielizną, Chinese Lingerie Corner. Kobieta zatrudniła się u chińskiego handlarza bielizną, a praca ta przekreśliła jej szansę na małżeństwo w konserwatywnym społeczeństwe. Nie miała jednak wyboru. Matka Raszy zmarła, ojciec zginął w wypadku, a Egipcjanka musiała wziąć odpowiedzialność za wychowanie czterech sióstr. To dla nich się poświęciła. A skąd w ogóle w Egipcie wzięło się tak wielu chińskich handlarzy bielizną? Tego również dowiecie się z „Pogrzebanej”!
Klucz do zrozumienia Egiptu
Jest też Rif’at, nauczyciel języka arabskiego, który uważał się za dobrego muzułmanina i twierdził, że religijność człowieka wyraża się w stosunku do innych, a nie w tym, jak się modli. Mówił, że po śmierci na pewno pójdzie do raju. Miał jednak szczególną wizję tego miejsca. Jego ganna (w dialekcie egipskim raj) nie była rajskim ogrodem z siedemdziesięcioma dziewicami. „Będzie tam duży balkon. Stoję na nim z Naserem, popijamy zimne piwo i spoglądamy w dół na Mubaraka i Sadata płonących w ogniu piekielnym. Bo to oni narobili tego bajzlu z Bractwem Muzułmańskim” – opowiadał Rif’at.
„Pogrzebana” to przede wszystkim klucz do zrozumienia tego, co dzieje się w Egipcie.
Reportaż Hesslera to kawał historii. Współczesne wybory i kolejne ugrupowania u władzy. Opis tego, jak powstało miasto śmieci, podkairskie slumsy, skąd w Egipcie wzięło się tak dużo Chińczyków, czy w tym kraju mieszkają jeszcze jacyś Żydzi i dlaczego urzędnicy nie zauważyli budowy dwóch nielegalnych wjazdów na autostradę. Jak w każdej szanującej się książce o kraju nad Nilem pada też nazwisko Umm Kulsum.
Bo w „Pogrzebanej” przeszłość miesza się z teraźniejszością. Reportaż ten to też odległa historia Egiptu. Już sam tytuł, „Pogrzebana”, czyli al-Madfuna, to nazwa miasta, w którym znajdują się znane zabytki sprzed tysięcy lat. Książka Hesslera to dzieje starożytnego Egiptu, a do tego przedstawione w bardzo przystępny i ciekawy sposób. Nie znajdziecie tu nudnego historycznego bełkotu. Autor zabiera nas także na wykopaliska, gdzie upływa życie wielu egiptologów i egiptolożek, a wycięcia w ich koszulach zostawiają na ich szyjach i piersiach „wypalony przez słońce ślad w kształcie litery V – hieroglif oznaczający egiptologa”. „Pogrzebana” to hołd ku geniuszowi Egipcjan, ich budowli, systemów i wyobraźni. Bo, jak pisze Hessler, to im zawdzięczamy ogólne pojęcia czasu, kosmosu i władzy politycznej.
Arabski sentyment
Muszę wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy. Mam też ogromny arabistyczny sentyment do tej książki. Podczas lektury w mojej głowie pojawiło się wiele przyjemnych flashbacków ze studiów. Dziesiątki wykładów na temat historii Egiptu, liczne prace o Arabskiej Wiośnie, zajęcia z gramatyki. W książce nie brakuje odniesień do języka arabskiego, jego struktury i historii, a ja wiele razy łapałam się na tym, że z sentymentem uśmiecham się do stron. W kolejnych fragmentach Hessler umieszczał nawet krótkie słowniczki arabskich wyrazów, których akurat uczył się w szkole językowej Kalimat (po arabsku słowa) założonej przez Rif’ata, nauczyciela arabskiego, a później jego przyjaciela. Inqilab, zamach stanu, dimuqrati, demokratyczny, azma, kryzys.
„W styczniu 2013 roku, wkrótce po tym, jak Bractwo Muzułmańskie przepchnęło w referendum swoją konstytucję, nauczyłem się słów takich jak: chciwy, żądny władzy, konfrontacja i frustracja. W tym samym miesiącu Rif’at zapoznał nas ze słowem miskin, żałosny – tak określał Mursiego [Muhammad Mursi to obalony prezydent i członek islamskiej organizacji religijno-politycznej Bracia Muzułmańscy, który sprawował urząd przez rok i zmarł w więzieniu – dop. red.]”. To, jakich wyrazów uczono się na lekcjach, zależało w dużej mierze od tego, co działo się w Egipcie.
Jeżeli chcecie dowiedzieć się, jak to jest z tym arabskim i czy to możliwe, że jeden język jest używany w tak wielu krajach od Oceanu Atlantyckiego po Zatokę Perską, będziecie zachwyceni(one) „Pogrzebaną”. „Rif’at lubił specyficzne cechy dialektu egipskiego. Jest to język, w którym znajduje odbicie upodobanie Egipcjan do sprzeczności: tradycji i nowinek, porządku i chaosu. Znawcy fushy, klasycznej formy arabskiego, zawsze byli dumni z czystości tego języka, a dialekt egipski to rzeka, którą zmąciło wiele dopływów. Są w nim słowa z języka koptyjskiego, który wywodzi się od egipskiego z czasów faraonów, ale o wiele więcej znajdzie się zapożyczenia z greckiego, perskiego, tureckiego, francuskiego i angielskiego”. „Pogrzebana” to miód na językoznawcze i arabistyczne serce!
Pozycja obowiązkowa
Ale „Pogrzebana” to nie jest książka idealna. W o 100 stron za długiej i zbyt rozciągniętej pozycji autor wielokrotnie nawiązywał (często bez związku) do swoich doświadczeń z Chin. Po co? Chciałabym się tego dowiedzieć! Miejscami widać też zachodnie niezrozumienie egipskiej rzeczywistości i po części orientalizację miejsc czy ludzi. Niemniej trzy zastrzeżenia do Petera Hesslera nie zmienią tego, że mam o „Pogrzebanej” bardzo dobre zdanie.
To pozycja obowiązkowa dla tych, którzy wielbią Egipt. Tych, którzy interesują się jego historią, tą dawną i tą najnowszą. Dla osób, które interesują się światem arabskim. Dla tych, którzy chcą zrozumieć współczesną sytuację w świecie arabskim oraz to, dlaczego ludzie decydują się na ucieczkę z kraju nawet, gdy nie ma w nim wojny.
Za egzemplarz „Pogrzebanej” dziękujemy Wydawnictwu Czarne.