„Przez ostatnie 43 lata kobiety w Iranie protestowały przeciwko obowiązkowi noszenia hidżabu. Niektóre po cichu, inne głośniej, ale ten opór był zawsze” – pisze w mailu Masih Alineżad, irańska dziennikarka i aktywistka, która kilka lat temu zainicjowała akcje „White Wednesdays” [białe środy] oraz „Stealthy Freedom” [ukradkowa wolność], wyrażające sprzeciw wobec nakazu zakrywania głowy. Wtedy Iranki publikowały na Facebooku swoje zdjęcia bez hidżabu i co środę zakładały białe ubrania. Dzisiaj opór wobec przymusowego noszenia chusty nabrał zupełnie innego wymiaru
„Nie wierzę, że ciągle muszę przeciwko temu protestować”
Slogan o zmęczeniu oprotestowywaniem dyskryminujących zapisów mógłby pojawić się właściwie na każdej feministycznej demonstracji. Ciągle nie jesteśmy w stanie uwierzyć, że w XXI wieku nasze prawa mogą nam zostać odebrane, mimo że na całym świecie udowadnia się nam raz po raz, że owszem, mogą. W Polsce walczymy o wolność reprodukcyjną. W Iranie – o wolność do wyrażania siebie poprzez ubiór.
Piszemy dla Ciebie, dzięki Tobie
W obliczu rosnącej migracji ludności spowodowanej zmianami klimatycznymi, konfliktami zbrojnymi i czystkami etnicznymi, zapewnienie dostępu do rzetelnych informacji jest teraz bardziej istotne niż kiedykolwiek wcześniej. Nasze dziennikarstwo w Salam Lab jest konstruktywne, inkluzywne i wolne od uprzedzeń. Dostarczamy różnorodne perspektywy, wykraczając poza główny nurt mediów, bez wpływu korporacji czy powiązań politycznych.
Jesteśmy całkowicie niezależną redakcją. Wasze wsparcie stanowi fundament naszej działalności. Każda wpłata pomaga nam kontynuować naszą misję dostarczania rzetelnych informacji. Dziękujemy za każdy wkład, który pomaga nam zachować niezależność.
Być może w Teheranie lub jednym z 15 innych irańskich miast, w których wybuchły protesty po śmierci 22-latki zatrzymanej przez policję ds. moralności za „nieskromny strój”, istotnie znalazłby się transparent „nie wierzę, że ciągle muszę przeciwko temu protestować”. Iranki bowiem wyrażają swój sprzeciw wobec obowiązku noszenia chusty od dekad. 8 marca 1979 roku, w Międzynarodowy Dzień Kobiet, demonstracja przeciwko przepisom wprowadzonym przez władze nowej Republiki Islamskiej liczyła ponad 100 tys. kobiet. Ostatecznie jednak Iranki od 43 lat nie mogą opuszczać domu bez hidżabu.
„Tragiczna śmierć Mahsy Amini, znanej również pod kurdyjskim imieniem Dżila, wstrząsnęła nami wszystkimi. Wiele kobiet mogło się z nią identyfikować. Mahsa została brutalnie zamordowana za to, że nosiła hidżab w nieodpowiedni sposób. Ale jej historia nie jest jedyna: każdego roku miliony kobiet są poddawane kontroli, aresztowane, więzione i bite za wykroczenia związane z hidżabem” – pisze do mnie w mailu Masih Alineżad, irańska aktywistka.
Policja utrzymuje, że zatrzymana kobieta zmarła w szpitalu w wyniku zawału serca. Jednak jej krewni zapewniają, że Mahsa Amini nie miała żadnych problemów ze zdrowiem, a na jej ciele widać było ślady pobicia. „Nie możemy odwrócić wzroku od tragedii, która rozgrywa się tuż pod naszym nosem. W Iranie panuje brutalna dyktatura religijna, która próbuje narzucić swoje barbarzyńskie prawa. Ludzie mają dość” – dodaje Masih Alineżad.
Feministyczna zgoda ponad podziałami
Internet zalały nagrania z ulic irańskich miast: kobieta stojąca na masce samochodu, wznosząca dłoń w geście zwycięstwa; kobieta tańcząca w kręgu i wrzucająca chustę w płonący na środku ogień; kobieta obcinająca publicznie włosy, wśród tłumu skandującego „śmierć dyktatorowi” i „sprawiedliwość, wolność, nie dla przymusowych hidżabów”.
Iranka protestująca w Isfahanie mówiła BBC, że gdy wymachiwała chustą nad swoją odsłoniętą głową, czuła emocjonalne wsparcie od mężczyzn wokół niej. „To wspaniałe uczucie widzieć tę jedność. Mam nadzieję, że świat nas wspiera” – dodała.
Obecni na demonstracjach podkreślają też solidarność kobiet, które chcą zakładać na co dzień hidżab, z tymi, które widzą w nim symbol opresji. Jedna z uczestniczek protestów w Teheranie, Farah, z własnej woli nosi czador, czyli zakrywa całe ciało, oprócz twarzy, luźnym materiałem. Kobieta twierdzi jednak, że nakaz wprowadzony przez Republikę Islamską „niszczy cały islam”. W wypowiedzi dla Middle East Eye przyznała, że sama nie może czuć się teraz bezpiecznie, bo wie, że dobrowolnie nosząc zasłonę, jest brana przez „młodych, gniewnych mężczyzn” za przeciwniczkę protestów.
A strach towarzyszy uczestnikom i uczestniczkom demonstracji cały czas. „Cała zadrżałam, gdy usłyszałam tę wiadomość [o śmierci Mahsy Amini – przyp. K.M.]” – mówi na nagraniu dla Reuters młoda kobieta, która zasłania twarz maseczką. „Myślałam, co by czuli moi rodzice, gdyby to przydarzyło się mnie? (…) Nie ma potrzeby stosować takiej przemocy ani wzniecać strachu w ludziach”.
Władze ogłosiły też, że wprowadzą rozwiązania technologiczne w transporcie publicznym, które pozwolą rozpoznawać twarze kobiet. W ten sposób będą śledzić, które z nich nie stosują się do nakazu noszenia hidżabu.
Iranki palą chusty, mężczyźni wiwatują
Miałam wrażenie, że to właśnie ze względu na świadomość ryzyka i obawę przed ujawnieniem swoich personaliów, osoby, które mogły być świadkiniami i świadkami irańskich protestów, niechętnie odpowiadały mi, gdy próbowałam się z nimi skontaktować.
Wreszcie na moje wiadomości odpisała Iranka, która od lat nie mieszka w swoim kraju. Uprzedziła mnie smsowo, że przekazywanie informacji w formie tekstowej jest teraz zbyt ryzykowne i woli rozmowę telefoniczną. Gdy udało nam się w końcu zdzwonić, późnym wieczorem, okazało się, że właśnie czeka na lotnisku na samolot, by wrócić do Iranu. Spytałam, dlaczego leci tam akurat teraz. W słuchawce zapadła długa cisza.
„Myślę, że moje życie nie jest ważniejsze od życia innych. Muszę być w tych dniach przy mojej rodzinie, chociaż mówią mi, że to szaleństwo, żeby teraz przyjeżdżać”.
„Kobiety, które wyszły na ulice, są niezwykle odważne. To dlatego władza odcina Internet w niektórych regionach: bo się boją tych kobiet i ich odwagi. Boją się, że dzięki szybkiej komunikacji może się ich zebrać jeszcze więcej. Iran już widział duże protesty, ale w tych demonstracjach jest coś nowego: ludzie wspierają się nawzajem. Na ulice Teheranu wyszły i kobiety, i mężczyźni, którzy się z nimi solidaryzują. Widziałaś te nagrania w Internecie? Iranki palą swoje chusty, a wokół nich skupiają się wiwatujący i klaszczący mężczyźni.
Ale w ludziach jest też wielki strach. Służby biją kobiety, dzieci, a nawet przechodniów, którzy nie biorą udziału w protestach. Osoba z mojej rodziny pisała mi, że nawet w mniejszych miejscowościach dzieją się takie rzeczy. Że widziała, jak pobito starszego pana, tak, że nie mógł wstać. Robi mi się niedobrze, jak widzę te nagrania z ulic. Dodatkowo wszystkie informacje o protestujących są zbierane. Więc nie dziw się, że Irańczycy i Iranki nie chcą z Tobą rozmawiać, że Ci nie odpisują. Wszyscy się boją”.
„Jesteś bardzo odważna, że wracasz do Iranu” – powiedziałam.
„Odważna albo bardzo głupia” – zaśmiała się nerwowo. „Wiem, że mogą mnie spotkać kłopoty. Ale życie daleko od własnego domu odciska piętno. A teraz mój dom płonie, więc muszę wrócić”.
Nadzieja i jej dwie córki
Nie zadawałam jej nawet wielu pytań, po prostu pozwoliłam jej mówić. „Od dłuższego czasu czuję się jak płatek śniegu. Wiatr zabiera mnie tu i tam, ale nigdzie nie czuję się jak u siebie” – jej głos zanikał wśród lotniskowych komunikatów, które rozlegały się raz po raz w słuchawce. „Omijają mnie najważniejsze wydarzenia w życiu mojej rodziny. Śmierci, śluby, narodziny dzieci. Ani oni nie mogą mnie odwiedzić, ani ja ich. To nie ma znaczenia, ile lat minęło, odkąd opuściłam Iran. Jestem płatkiem śniegu, a chciałabym być drzewem z sięgającymi głęboko korzeniami.
Nie mogę się teraz przestraszyć, chociaż czuję, jakbym skakała prosto w ogień. Czy mam się odwrócić i zrezygnować z tej podróży? Nie. Wykluczone.
Cieszę się, że ze mną rozmawiasz. Polka, Iranka, to nie ma znaczenia. Wszystkie potrzebujemy sprawiedliwości społecznej. Gdyby moje prawa były w Iranie przestrzegane, nigdy bym nie wyjechała. Nigdy w życiu”.
Czułam, że kobieta jest bardzo spięta. Spytałam, czy czuje się teraz bezpieczna. Przytaknęła z westchnieniem. „Staram się jednak nie myśleć o tym, co będzie dalej” – powiedziała. Po dłuższej pauzie dodała: „dobrze, że chcecie w Polsce być świadomi tego, co się dzieje teraz w Iranie. Gdy takie informacje są łatwo dostępne, ludzie przynajmniej nie mogą twierdzić, że nie wiedzieli”.
„Podzielę się z tobą czymś, co kiedyś powiedziała mi osoba, którą bardzo cenię. Nadzieja ma dwie córki: jedna z nich to złość, a druga – odwaga. Wierzę, że te dwie córki poprowadzą nas do czegoś większego”.
Usłyszałam w słuchawce sygnał na lotnisku. „To teraz ty użyj swojej złości i odwagi, żeby opowiedzieć tę historię. A ja użyję mojej złości i odwagi, by przekroczyć granicę” – zakończyła lekko.
Spytałam, jak będziemy mogły zautoryzować naszą rozmowę. Kobieta zaśmiała się. „Nie możemy, o to właśnie chodzi. Nie sądzę, żebym miała dostęp do Internetu. Po prostu spraw, żebym pozostała anonimowa”.
Czas na autorefleksję?
Ostatnie słowa, które wysłała do mnie w mailu aktywistka, Masih Alineżad, trafiły w sedno wątpliwości, które od kilku dni kłębiły się w mojej głowie: „niektórzy komentatorzy i komentatorki na Zachodzie od lat powtarzali kłamstwa Republiki Islamskiej, że nakaz zakrywania głowy jest częścią naszej kultury”.
Europejska debata publiczna o hidżabach i zasłanianiu ciała przez muzułmanki pozostawia wiele do życzenia. Z jednej strony kolejne państwa w Europie wprowadzają zakaz zakrywania głowy w różnych miejscach publicznych; z drugiej, polityczki z tzw. świata zachodniego przychodzą na spotkania z muzułmańskimi przywódcami owinięte w chusty. Robimy to bezmyślnie, nie widząc różnic kulturowych i politycznych, które dzielą kraje z większością muzułmańską. Nie chcemy ich widzieć, bo traktowanie Arabii Saudyjskiej, Afganistanu, czy Pakistanu – państw radykalnie od siebie różnych – jak monolit, jest dla nas wygodne. Nie potrzebujemy zastanawiać się nad tym, jakie są konsekwencje akceptacji lub odrzucenia przez nas hidżabu. Gdy Francja zabrania dziewczynkom przychodzić do szkoły w chuście, nie widzimy, że ogranicza ich prawa, a gdy europejscy przywódcy nie traktują poważnie oporu Iranek wobec obowiązku jej zakładania, legitymizują ich opresję.
Nie wiem, czy to chwila na autorefleksję dla Europy, ale morał płynący z tego wszystkiego jest nam doskonale znany. Powinniśmy pamiętać, że decyzja o zasłonięciu lub odsłonięciu swojego ciała powinna należeć wyłącznie do kobiety.
Źródła: The Guardian, BBC, Reuters, Middle East Eye.