Kocha muzykę, taniec i Gruzję, choć jest to miłość trudna, jak ta do zdezorientowanego nastolatka. Tęskni za młodością, a pytana o swoją tożsamość mówi, że pochodzi z rodziny polsko-rosyjskiej, ale mentalność ma gruzińską. Jak kropla słowiańskiej krwi w gruzińskim winie. Rozmawiamy z urodzoną w Tbilisi Mariną Belokonevą-Shiukashvili
Za czym Pani najbardziej tęskni?
Za młodością! Wtedy wszystko było inaczej. Teraz tej „mojej” Gruzji już nie ma. To nie jest ten kraj, który lata temu opuściłam. Tbilisi nie ma już tego rytmu i charakteru, który pamiętam. Miasto rozwija się w nowym kierunku, urbaniści nie myślą o tradycjach, eksperymentują.
Co zostało z Gruzji sprzed lat?
Kraj nadal ma w sobie tajemniczość i poczucie swobody. Kiedy byłam w Stanach Zjednoczonych na wymianie zawodowej, ludzie cały czas się uśmiechali, ale w tym uśmiechu nie dostrzegłam takiej naturalności, wolności, którą można znaleźć u Gruzinów. Kto raz pojedzie do Gruzji, musi wracać już przez całe życie. I koniec. Trudno to wyjaśnić. Jest taki średniowieczny epos narodowy, Rycerz w tygrysiej skórze, napisany w oryginale po gruzińsku. Świetnie przedstawia on naszą narodową filozofię. Opowiada między innymi o życiu, o tym, kim jest człowiek. Gruzini tę książkę znają na pamięć. A nie jest to krótka historia.
W jakich momentach go przytaczają?
Wiesz, jak wygląda klasyczna gruzińska uczta? To cały rytuał. Jest tamada, mistrz ceremonii, i on tę ucztę prowadzi. Moderuje spotkanie, w czasie którego ma miejsce kilka obowiązkowych toastów, to bardzo ważne. Za Boga, za Gruzję, za pokój, za rodzinę. A potem przychodzi czas na improwizację, każdy musi coś powiedzieć. Dlatego te uczty trwają godzinami. Wyobraź sobie, że przy stole jest 50 osób i każdy zaczyna swój wywód, w międzyczasie są rozmowy, leje się wino. Wtedy właśnie zaczyna się cytowanie strof tego poematu z pamięci.
[Rycerz w tygrysiej skórze to XII poemat epicki, którego akcja rozgrywa się w świecie arabskim, w Persji i Indiach, choć nawiązuje do ówczesnych gruzińskich realiów – przyp. red.]
Jak określiłaby Pani swoją tożsamość?
Kiedy mnie pytają, kim się czuję, mówię, że kroplą słowiańskiej krwi w gruzińskim winie.
W czasach radzieckich, kiedy byłam młoda i wyjeżdżałam do Rosji, nie czułam, że jestem w stu procentach Rosjanką. Tak, jestem częścią rosyjskiej kultury, pochodzę z rosyjsko-polskiej rodziny, ale to nie jest cała moja tożsamość. Pamiętam, że w szkole miałam problemy z nauczycielką języka gruzińskiego. Źle mnie oceniła i powiedziała mi prosto w oczy, że to dlatego, że nie jestem tamtejsza. Dla mnie to była niesprawiedliwa ocena. Zaczęłam się buntować.
Moi rodzice to wojskowi, a oficerowie zwykle nie zostawali w jednym miejscu na długo, więc nie musiałam uczyć się lokalnego języka. Oznajmiłam więc, że rezygnuję z lekcji gruzińskiego. Zebrała się cała rodzina i wtedy usłyszałam, że pochodzę z rodziny kulturalnej i nieważne, w jakim kraju będę, nieważne jak długo — mam obowiązek poznać język i ludzi, wśród których żyję, mam obowiązek szanować ich kulturę i zwyczaje. Pamiętam te słowa do dziś.
Język wpływa na postrzeganie świata?
Gruzini mówią, że im więcej języków znasz, tym większym człowiekiem jesteś, tym więcej bogactwa jest w Tobie. Dopóki jednak nie zrozumiesz, jak ten drugi człowiek myśli i jak widzi świat, nie będziesz wiedzieć, dlaczego ten język funkcjonuje tak, a nie inaczej. O! Przypomniała mi się pewna anegdota, mogę?
Jasne.
Wysoko w górach turysta jechał mercedesem. Koła jego samochodu ugrzęzły w błocie, miał problem. Na szczęście zobaczył dom, z którego wyszedł starszy mężczyzna. Turysta podszedł do niego i pyta: czy rozmawiasz po rosyjsku? Mężczyzna nic. Do you speak English? Nic. Parlez-vous français? Nic. Sprechen Sie Deutsch? Nic. Turysta mruknął coś pod nosem i pojechał dalej. Z domu wyszła starsza kobieta, pyta, kto to był. Dziadek odpowiada, że nie wie, nic nie zrozumiał. Babka na to, że powinien znać chociaż jeden język obcy, mógłby wtedy człowiekowi pomóc w kłopocie. Dziadek odparł: a widzisz, a turysta znał sześć języków i co? Pomogło mu?
Cóż za ironia. A co język gruziński mówi o Gruzinach i Gruzinkach?
Dam Ci przykład. W wielu językach występują małe i duże litery. W gruzińskim alfabecie ich nie ma i to jest symbolem tego, że wszyscy jesteśmy równi.
Co jeszcze o równości mówi nam gruzińska kultura?
Świetnie opowiada o tym fresk w klasztorze Gelati, położonym na wschód od miasta Kutaisi. Na tym fresku przedstawiony jest car kachetyjski, David IV Budowniczy [Kachetia – region Gruzji, przyp. red.], namalowany z rodziną i bliskimi. Car (1089-1125) był bardzo wysoki, miał prawie dwa metry wzrostu, ale jego zdaniem na malowidle wszyscy musieli być równi, więc głowy postaci są przedstawione na tym samym poziomie. I wszystko wydaje się w porządku, dopóki człowiek nie spojrzy w dół, a tam — wokół cara postacie mają nogi w powietrzu, bo są od niego znacznie niższe, ale jednak artysta musiał podkreślić, że wszyscy są równi. Zresztą grób cara leży przy samym wejściu do klasztoru, wierni mogą chodzić po mogile. Nie jest wyeksponowany na żadnym podwyższeniu. To jest właśnie gruzińska filozofia, system myślenia, sposób postrzegania świata.
Mówimy o sposobie postrzegania świata. Jaką rolę pełni w nim gruzińska muzyka?
Ogromną. Na zajęcia taneczne dzieci zaczynają chodzić, jak tylko przestają raczkować. I w takiej atmosferze dorastają. Wszystkie uroczystości: śluby, spotkania, urodziny wypełnia muzyka. No jak na nich nie potańczyć? Zajęcia muzyczne są bardzo powszechne, dawniej były też tanie. Jak zabrzmi polifonia gruzińska… Ach, to jest jak oczyszczenie. Każde takie małe wspomnienie można rozwinąć w osobną historię.
A dużo można by mówić choćby o powiązaniach między Polską a Gruzją, których jest mnóstwo.
I ile romantycznych historii tam się przewinęło! W samym Tbilisi jest wiele miejsc zaprojektowanych przez polskiego architekta, Aleksandra Szymkiewicza. Na każdym kroku można znaleźć jakiś polski akcent. Zresztą pierwsze próby polsko-gruzińskich kontaktów dyplomatycznych sięgają aż XVI wieku. Wiesz, że w Gruzji Polonia powstała pod koniec XVIII wieku? To jedna z najstarszych Polonii na świecie.
Losy Polski i Gruzji splatają się już od dawna i to na wielu płaszczyznach. Jest taki ważny malarz, porównywany do naszego Nikifora.
Niko Pirosmani. W ich życiorysach pojawia się dużo zbieżności, jakby Nikifor powtarzał los Pirosmaniego. Urodzili się i zmarli w podobnym czasie, rozwijali się w podobny sposób jako malarze, obaj byli prymitywistami, i do tego podobnie swoje życie zakończyli. Co prawda Pirosmani, w przeciwieństwie do Nikifora był znany w Europie i miał pieniądze, ale zmarł w małym mieszkanku z przydziału, bez przyjaciół, samotny. Zapomniany.
Opuściła Pani Gruzję, mieszkasz w Polsce obok córki i wnuczek. Czym dla Ciebie jest dzisiaj Gruzja?
Miłością…, ale miłość do Gruzji to trudna miłość. W latach 90. i na początku XXI wieku pracowałam z dyplomatami i obcokrajowcami. Często opowiadałam o Gruzji, zdarzało mi się na ten mój kraj narzekać. „Mari, my już nie rozumiemy, to ty tę Gruzję kochasz czy nienawidzisz? Niby kochasz, ale burczysz” – mówili mi wtedy. Pytałam ich wtedy, czy mają dzieci, a oni mi na to, że tak. Dopytuję więc, czy te dzieci kochają, oni odpowiadają, że oczywiście, że tak. „A nie macie ich czasami dość, bo tak się, cholera, zachowują, że ma człowiek dość?” – puentowałam. Gruzja jest dla mnie jak moje dziecko. Mój los. Całe życie spędziłam między Gruzinami i kocham ich, szczególnie to, że są jak wieczne nastolatki — szczerzy, odważni, otwarci na innych. Kochający życie, swój kraj i tożsamość. No ale czasami gdy widzę, jak się zachowują, burczę.
Promienie słońca padają na róże jak i na chwasty.
Nie żałuj szczodrych darowizn dla możnych i z niższej warstwy.
Hojnością z wrogów bez trudu przyjaciół czyni się własnych.
Przypływ z odpływem się wiąże, niech morza prawd uczą nas tych.
Rycerz w tygrysiej skórze, Szota Rustaweli, przeł. Jerzy Zagórski, strofa 49.
Marina Belokoneva-Shiukashvili była jedną z osób prowadzących nasz Wieczór Kultury Gruzińskiej, współorganizowany z Muzeum Narodowym w Krakowie wokół wystawy „Złote runo. Sztuka Gruzji”.
Marina Belokoneva-Shiukashvili – urodzona w Tbilisi, absolwentka studiów doktoranckich na Wydziale Humanistycznym UMCS w Lublinie. Ma polskie korzenie. Jest zaangażowana w działalność Związku kulturalno-oświatowego Polaków w Gruzji „Polonia” od chwili jego powstania w 1995 roku. Jest inicjatorką wznowienia kursów języka, historii i kultury polskiej przy Związku.