Reportaż niezwykły. Historia ludzi, nie tylko uchodźców i uchodźczyń, ale człowieka w ogóle. Wielokulturowej Sycylii od podszewki. Jej widoki, smaki i zapachy. Sentymentalny Mikołajewski i ironiczny Smoleński. Oto „Czerwony śnieg na Etnie”
Ahmed to młody Libijczyk, ma dwadzieścia parę lat. W swoim kraju nie miał życia. To ojciec kazał Ahmedowi uciekać. Chłopak naraził się władzom. Na nodze ma bliznę po tym, jak do niego strzelano. Nie miał wyjścia. Ojciec dał mu pieniądze, a syn pojechał na wybrzeże. Zapłacił i miał wyruszyć po lepsze życie. Gdy grupa odbiła od libijskiego brzegu, coś złego zaczęło się dziać z łodzią. Chłopak usłyszał polecenie, że ma zadzwonić po wsparcie, w końcu był stąd, miejscowy, a większość pochodziła z Syrii, krajów Afryki Subsaharyjskiej. Zadzwonił. Udało się znaleźć nową łódź, która dopłynęła do wybrzeża Sycylii.

Tam na grupę czekała jednak policja. Wszyscy współpasażerowie zgodnie wskazali, że to Ahmed działał w imieniu przemytników. Ahmed, który za ojcowskie oszczędności wsiadł na prowizoryczną łódź i ryzykował życie. Chłopak został skazany na 12 lat więzienia w Europie, w której miał znaleźć bezpieczne schronienie. Jest skryty, ale opowiada, że wychodzi na przepustki i uczęszcza na warsztaty z pisania i próby zespołu muzycznego. „Spisuje własną historię”. Ahmed to jedna z osób z doświadczeniem uchodźczym, które spotkali Jarosław Mikołajewski i Paweł Smoleński podczas wypraw na Sycylię. Podróży, która zaowocowała reportażem „Czerwony śnieg na Etnie”.
Historie o człowieku
Adama ma 25 lat, pochodzi z Mali. Gdy jego przyrodni brat zaginął, rodzina szukała go przez długi czas. Ciało chłopaka znaleziono w studni. Ojczym od razu oskarżył Adamę i wyrzucił go z domu. Piętnastoletni wówczas chłopak przeszedł przez pustynię aż do Algierii, tam próbował zacząć od nowa. Pracował. W Algierii nie było łatwo, następna była Libia. Wojna domowa sprawiła jednak, że chłopak wsiadł na pokład łodzi przemytników razem z 400 innymi osobami. Przeprawa trwała tydzień, Adama stracił przyjaciela. Jemu udało się dotrzeć na Lampedusę. Jako osoba niepełnoletnia trafił jednak do specjalnego ośrodka na kontynencie. Dziś pracuje w hotelu na Sycylii. To historia o względnie szczęśliwym zakończeniu.
Bo u brzegów najpiękniejszych plaż świata giną ludzie. Umierają anonimowo. „Tu spoczywają: mężczyzna około 20 lat, mężczyzna w wieku od 20 do 25 lat” i tak dalej. Są chowani na Lampedusie, na Sycylii. Jednak „Czerwony śnieg na Etnie” to nie tylko opowieść o uchodźcach i uchodźczyniach właśnie.
Dla tych, którzy utonęli u wybrzeży Sycylii
To także opowieść o ludziach po prostu. Tych wyjątkowych. W sycylijskim Mussomeli, gdzie między innymi spoczęły ciała osób uchodźczych, grupy lamentacyjne, konfraternie, spotykają się, by opłakiwać uchodźców i uchodźczynie, którzy stracili życie u wybrzeży Sycylii. Śpiewacy robią to w wolnym czasie, na życie zarabiają jako rolnicy i sklepikarze. Wszystko dla przyjaciół z Afryki, którzy utonęli przy Lampedusie. Członkowie chrześcijańskich bractw śpiewają przy kolejnych grobach. Nie ma na nich nazwisk, widać za to numery, pojedyncze fotografie. Czasem spotykają kogoś z rodziny zmarłego lub zmarłej. „Była młodziutka, powinna kochać, zamiast leżeć martwa w tej ścianie” – powiedziała spotkana na cmentarzu w Mussomeli siostra pochowanej tam uchodźczyni. Dziewczyna płacze, konfratrzy intonują pieśń, opłakując utraconą siostrę razem z nią.
Jest też dobry Emilio, który „w swoje DNA ma wpisany nakaz pomagania innym”, to takie jego uzależnienie. Tata Cateriny, który bardzo przejmował się losem osób pracujących w tradycyjnych, zapomnianych zawodach. Walczył o prawa kobiet, które zarabiały na życie na uprawach jaśminu. Jaśminiarki musiały zbierać kwiaty w nocy, aby wytwarzana z nich esencja do perfum była możliwie jak najlepsza. Zabierały na plantacje dzieci, pracowały boso w błocie, później chorowały. Jest też „lekarz uchodźców”, doktor Pietro Bartolo, który gdy człowiek staje się liczbą, upomina się o każdą z nich z osobna.
Właśnie tym urzekła mnie książka „Czerwony śnieg na Etnie”. Historiami ludzi, głosami wykluczonych oraz tych, którzy z tym wykluczeniem walczą. To nie tylko opowieść o migracji i uchodźstwie, ale także podróż po Sycylii, która od wieków jest niczym mozaika wielu kultur, religii. Mało kto wie, że ponad tysiąc lat temu na wyspie powstał Emirat Sycylii, muzułmańskie państwo.
Lekcja wielokulturowości
„Na Sycylii mamy to w DNA” – mówi jeden z bohaterów książki. Sycylia jest wielokulturowa, łączy różne religie i narody. Razem z Mikołajewskim i Smoleńskim odwiedzamy Palermo. Poznajemy wieloletniego burmistrza tego miasta, który chce, aby każdy Sycylijczyk i Sycylijka, uchodźca z Syrii lub Afganistanu, katolik, muzułmanin i Żyd, ateista, czuł się dobrze w tym mieście, stał się palermianinem. „Taka mieszanka jest absolutnie zgodna z sycylijską tradycją: wystarczy popatrzeć na najznamienitsze kościoły Palermo, które były kiedyś meczetami, na arabeski i bizantyjskie mozaiki zdobiące sklepienia katolickich świątyń, na stare zapisy miejskich praw po łacinie, alfabetem greckim, arabskim i hebrajskim. Tylko wtedy, gdy miasto wymiesza ten różnorodny koktajl, wszyscy będą tu u siebie”.
Wraz z autorami odwiedzamy kolejne miejsca. Na przykład Cantieri Culturali alla Zisa w Palermo i wystawę sztuki. Stoi tam łódź. Jest drewniana, biało-niebieska, dziurawa, ma napis po arabsku. Na takie łodzie wsiadają dziesiątki ludzi. Jedyne, czego chcą to bezpiecznego i godnego życia. Kończą pozostawieni sami sobie na środku morza, często nie docierają do brzegu. Morze Śródziemne zamieniło się w wielki cmentarz, ciągle pełen wolnych kwater. Łódź, dzieło, symbol.
Tamilowie w Palermo
To książka momentami trudna i poruszająca, niesamowicie szczera, ale też przyjemna. Autorzy zabierają nas w końcu na samą Sycylię. Są wąskie uliczki, drzewa cytrynowe, literatura, sztuka, słońce i wino. „Gdzieś pod gzymsem litościwa dusza wystawiła sadzonki ziół w przeciętych w połowie wysokości plastikowych butelkach po coli”. Opisy Jarosława Mikołajewskiego zachwycają.
Zachwyca kościół w Palermo, gdzie spotykają się pochodzący z południowych Indii albo Sri Lanki Tamilowie. „Nie boczy się na to ani Rozalia, ubrana na tę okazję w sari i okadzana zapachami Cejlonu, ani Chrystus przybity do krzyża. Z obrazów nie schodzą pomstujący święci, nie biją gromy, nie kruszą się w niemym gniewie starodawne freski”. Sycylia, pomimo antyuchodźczych nastrojów we Włoszech, świeci przykładem. Podróż tam jest jak lekcja wielokulturowości. Sycylia Jarosława Mikołajewskiego i Pawła Smoleńskiego jest autentyczna i szczera. Dziękuję autorom za nią.
„Europa albo się stanie gościnna, albo utonie. (…) To nie jest tak, że poślemy Asada do diabła, problemy się skończą, a świat stanie się lepszy, Trzeba więc przyjąć postawę gościnności i zmienić się w tym cał-ko-wi-cie” – mówi Andrea, jeden z bohaterów reportażu.
Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Czarnego, które przekazało nam dwa egzemplarze reportażu Jarosława Mikołajewskiego i Pawła Smoleńskiego. Ty także możesz zgarnąć swój „Czerwony śnieg na Etnie”. Wystarczy, że w komentarzu w poście na Facebooku napiszesz, jaki reportaż jest dla Ciebie ważny i pozostanie z Tobą na długo. Zwycięzcę lub zwyciężczynię wybierzemy 5 września.