Mniej więcej godzinę jazdy na południe od stolicy prowincji Balch, Mazar-i-Sharif, leży dystrykt Charkint. Od trzech i pół roku przewodzi mu Salima Mazari sprawująca funkcję gubernatorki. Jest jedną z niewielu kobiet w historii, którym udało się objąć to stanowisko w zdominowanym przez mężczyzn krajobrazie politycznym Afganistanu [1]
Salima Mazari ma 40 lat. Na świat przyszła w Iranie, po tym jak jej rodzina uciekła z kraju przed wojną z sowietami rozgrywającą się na przełomie lat 80 i 90. Jest jedną z przedstawicielek mniejszości Hazarów. Większość z nich to szyici, których sunniccy talibowie uważają za sektę heretycką [2]. Społeczność ta jest celem regularnych ataków ze strony talibskich bojowników oraz Państwa Islamskiego.
Studia skończyła w stolicy Iranu, Teheranie. Zanim zdecydowała się na powrót do kraju pełniła różne funkcje na irańskich uniwersytetach. Działała także w Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji. Odpowiednie kwalifikacje oraz doświadczenie sprawiły, że w momencie aplikacji na stanowisko była czołową kandydatką. Dzięki determinacji oraz wsparciu najbliższych osiągnęła swój cel i została zwierzchniczką dysktryktu.
Kobieta z bronią w ręku
Praca Mazari nie ogranicza się do obowiązków administracyjnych, które da się rozwiązać w przestrzeni biurowej. Przeciwnie. Choć na co dzień musi się mierzyć z korupcją i biurokracją, częściej stawia czoła fundamentalistycznym bojownikom w terenie. Od czasu objęcia urzędu około 80 procent swojego czasu spędziła podejmując czynną walkę, gdy talibowie próbowali wypędzić 32 tysiące Hazarów i Uzbeków zamieszkujących Charkint [3]. Z bronią w ręku Mazari zapewnia ochronę regionu przewodnicząc licznym operacjom wojskowym.
Charkint jest jedynym dystryktem pod przewodnictwem kobiety, który nie uległ jak dotąd wpływom żadnej grupie terrorystycznej. W zeszłym roku z powodzeniem wynegocjowała kapitulację ponad 100 talibskich bojowników.
– Wiele razy wysyłaliśmy delegację w imieniu naszych ludzi, aby negocjować z talibami. Odbyliśmy ponad 10 spotkań, aby poprosić ich o ochronę życia, zbiorów i własności ludzi. Nasi ludzie są rolnikami, więc w miesiącach zimowych są od nich zależni. Niemniej za każdym razem [talibowie] odrzucali prośbę o porozumienie – mówiła Mazari.
Wdzięczni Salimie Mazari
To, za co mieszkańcy mogą być szczególnie wdzięczni Mazari, to realny udział w życiu dystryktu. Gubernatorka dała głos tym, którzy się go domagali. Do swojego biura regularnie zaprasza obywateli z każdej części dzielnicy. Ci zaś mogą podzielić się swoją opinią na temat dotychczas przeprowadzonych zmian oraz przedstawić swoje zdanie czy propozycje dotyczące jej rozwoju i funkcjonowania. W Charkint liczy się głos każdego, bez wyjątku. Takie podejście buduje poczucie wspólnoty oraz zaangażowania.
Na listę sukcesów można również wpisać stworzenie Komisji Powstańczej, do której rekrutuje sama Mazari. Zespół ok. 700 Afgańczyków tworzy lokalną milicję, która ma zapewnić ochronę okolicy. Talibowie nie od dziś ją atakują. To, że obecnie zajmują kolejne prowincje i miasta w Afganistanie, to wynik zeszłorocznej decyzji rządu USA o wycofaniu swoich wojsk z kraju. Umowa mająca zakończyć trwającą 20 lat wojnę jedynie dolała oliwy do ognia. W obliczu wzmożonej przemocy ze strony ugrupowania, Mazari zmobilizowała ochotników otaczając podlegający jej dystrykt.
– Nasi ludzie nie mieli broni. Poszli i sprzedali swoje krowy, owce, a nawet ziemię, aby ją kupić. Jeśli nie będziemy teraz walczyć z ekstremistycznymi ideologiami i grupami, które nas nękają, stracimy szansę na ich pokonanie. Odniosą sukces. Będą prać mózgi społeczeństwu, aby zaakceptowało ich program – ostrzega gubernatorka.
Być kobietą pod rządami talibów
O jakim programie mówi Mazari? Chodzi o model organizacji życia oparty na skrajnie patriarchalnym systemie funkcjonującym zarówno w przestrzeni rodzinnej, jak i społecznej. System ten jest źródłem powszechnej przemocy wobec kobiet, która dla wielu Afganek jest chlebem powszednim. To agresja nie tylko fizyczna, ale i psychiczna.
W dystryktach, w których talibowie utrzymali swoje wpływy po inwazji wojsk zachodnich w 2001 roku, wszelkie próby nauczania dziewcząt były uciszane. W większości przypadków groźby śmierci wycelowane przeciw tym, którzy chcieli edukować dziewczynki, okazały się skuteczne. Historię nauczycielki Nadii możesz przeczytać tutaj.
Piszemy dla Ciebie, dzięki Tobie
W obliczu rosnącej migracji ludności spowodowanej zmianami klimatycznymi, konfliktami zbrojnymi i czystkami etnicznymi, zapewnienie dostępu do rzetelnych informacji jest teraz bardziej istotne niż kiedykolwiek wcześniej. Nasze dziennikarstwo w Salam Lab jest konstruktywne, inkluzywne i wolne od uprzedzeń. Dostarczamy różnorodne perspektywy, wykraczając poza główny nurt mediów, bez wpływu korporacji czy powiązań politycznych.
Jesteśmy całkowicie niezależną redakcją. Wasze wsparcie stanowi fundament naszej działalności. Każda wpłata pomaga nam kontynuować naszą misję dostarczania rzetelnych informacji. Dziękujemy za każdy wkład, który pomaga nam zachować niezależność.
Prawo do głosowania? Nie ma mowy. Podejmowanie decyzji nie figuruje na liście kobiecych przywilejów przyznawanych przez talibów. Afganki pod rządami skrajnego ugrupowania mogłyby narzekać na rutynę w pracy, gdyby były do niej dopuszczane. Ponieważ same nie mogą stać się żywicielkami rodziny, zmuszone są polegać na mężczyznach. W efekcie, związek małżeński w wielu przypadkach jest niczym innym, jak szansą na przeżycie. Bywa także zawiązywany jest pod przymusem, często w bardzo młodym wieku.
– W wielu miastach talibowie wydali już oświadczenia, w których edukacja dziewcząt jest zabroniona. Zakazane jest noszenie kolorowych ubrań, a hidżab i burqa są obowiązkowe. Nie ma nowoczesnych ubrań i fasonów, nie pokazuje się rąk ani stóp, u chłopców włosy powinny być długie. Talibowie biorą wdowy i kobiety, z którymi przymusowo się żenią, tak samo z młodymi dziewczętami, które mają ponad 14 lub 12 lat – mówi Parwana Amiri, 17-letnia poetka i aktywistka z Afganistanu, przebywająca aktualnie w obozie dla uchodźców Ritsona w Grecji.
Dziewczynki wychowywane na terenach zajętych przez talibów są ofiarami hierarchii, w której pozycja kobiety nie ma prawa równać się pozycji mężczyzny. Bez męskiego towarzystwa nie zawsze można wyjść z domu. Według tegorocznego raportu UNICEF, 67% kobiet nie ma dostępu do usług zdrowotnych bez męskiej eskorty [4]. To sprawia, że w Afganistanie kobiety regularnie ponoszą śmierć z powodu powikłań ciąży lub braku dostępu do opieki medycznej.
To jedynie początek listy ograniczeń, których naruszenie grozi poważnymi konsekwencjami ze strony ugrupowania rządzącego się własną interpretacją Koranu. Są to realia, w których Afganki musiały funkcjonować zanim wojska zachodnie dokonały inwazji na kraj. Niektóre z Afganek pamiętają je do dziś. Dzisiaj, wizja powrotu do takiego życia i obawa o własny los ponownie puka do ich drzwi. Kiedy stanie się rzeczywistością, dwie dekady dochodzenia elementarnych praw kobiet i wszelkie osiągnięcia w tym zakresie legną w gruzach.
– To jest główny powód, dla którego chcę, aby wszyscy czuli się odpowiedzialni i opowiadali się za Wolnym Afganistanem, ponieważ nie chodzi o Afganistan jako mój kraj, ale o obronę edukacji, równość, sprawiedliwość, wolność i sprzeciw wobec naruszania praw człowieka – tłumaczy Parwana.
Kolejne prowincje pod kontrolą talibów
Z początkiem maja talibowie zaczęli atakować obszary wiejskie. Dzisiaj upadają największe miasta w Afganistanie, a przywódcy ugrupowania walczą o przejęcie pełnej kontroli w kraju. Ich celem jest stolica, Kabul.
Według doniesień medialnych gubernator stolicy prowincji Ghazni, Daud Lagmani przekazał ją bojownikom w czwartek 12 sierpnia bez walki [5]. Został aresztowany na podstawie nagrania, które pokazało jak uciekał z miasta. Jeszcze tego samego dnia talibowie zdobywają kolejne trofeum – upada Herat. To trzecie największe miasto w kraju i główny ośrodek miejski w zachodnim Afganistanie. Wkrótce potem upada Kandahar. To drugie miasto pod względem wielkości, gdzie bojownicy najpierw przejęli kontrolę nad więzieniem. Tym samym uwolnili ok. tysiąca więźniów.
W momencie, w którym to piszę, co najmniej 12 z 34 stolic Afgańskich prowincji znajduje się pod kontrolą talibów. Większość z nich zajęli w ciągu zaledwie tygodnia. W obawie o swój personel, Ambasady Stanów Zjednoczonych oraz Wielkiej Brytanii szykują się do ewakuacji. Do natychmiastowego opuszczenia kraju wzywają również swoich obywateli.
ICRC (Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża) umieścił Afganistan na szczycie listy najbardziej śmiercionośnych miejsc na ziemi [6]. Do takich realiów państwa członkowskie Unii Europejskiej chciały deportować Afgańczyków.
Niemcy, Holandia i Dania wstrzymują przymusowe deportacje do Afganistanu
– Najbardziej bolesną rzeczą w byciu uchodźcą jest brak poczucia własnego kraju. Nie ma w nim dla ciebie miejsca – mówi Mazari.
W lipcu Afganistan zaapelował do krajów członkowskich Unii Europejskiej o wstrzymanie przymusowych deportacji na najbliższe trzy miesiące ze względu na niestabilną sytuację w kraju.
– Wielu z Afgańczyków i Afganek opuściło kraj w sposób legalny, pozostawiając za sobą domy. Wielu też próbowało przekroczyć granicę Iranu, ale rząd zawraca ich z powrotem do Afganistanu. Wtedy czujesz, że utknąłeś w miejscu, w którym nie sposób zostać i nie ma szans na wyjazd. Pozostaje jedynie pogodzić się ze śmiercią – mówiła Parwana Amiri, afgańska uchodźczyni i aktywistka pozostająca obozie dla uchodźców w Grecji.
Jeszcze 5 sierpnia trzy kraj, Niemcy, Holandia i Dania, wystosowały oficjalny list do Komisji Europejskiej, w którym opowiadały się przeciwko ich wstrzymaniu deportacji do Afganistku podkreślając, że mają do tego pełne prawo. Podpis złożyły również Grecja, Austria oraz Belgia. Rzecznik KE zapytany o to, czy uważa Afganistan za bezpieczny kraj, do którego można odesłać osoby ubiegające się o azyl, powiedział, że osąd w tej sprawie należy do państw członkowskich.
– W obecnej sytuacji deportacja jest jednym z najbardziej nieludzkich działań, jakie może podjąć dany kraj. Deportacje powinny być traktowane jako zbrodnia, ponieważ to, co stanie się z osobami przymusowo zawróconymi do kraju, jest dla wszystkich oczywiste – komentuje Parwana Amiri.
Walka o wolność nie tylko w terenie
Na całym świecie diaspora afgańska organizuje liczne protesty mające zwrócić uwagę na to, co obecnie dzieje się w ich kraju. Ci, których głos jest uciszany, przekazują pałeczkę tak szybko jak mogą tym, którzy mają możliwość go wyrazić. Często są to głosy pochodzące z samego Afganistanu.
– Media społecznościowe są potężną bronią dla wszystkich Afgańczyków. Nigdy nie mieliśmy ograniczeń ze strony rządu jak w Iranie, żadnego filtra. Ostatnia kampania i sprzeciw Afgańczyków na całym świecie i w samym Afganistanie skłoniły talibów do reakcji. Odcięli linie połączeń i niszczyli platformy internetowe, próbując powstrzymać ruchy Afgańczyków w mediach społecznościowych – mówi Parwana, ale na tym nie kończy. Mówiąc o prawach kobiet zwraca uwagę na jeszcze jedną ważną kwestię:
– Kobiety i dziewczęta wpadają na pomysł i podjęcie działań w kwestii obrony swoich praw po przybyciu do UE. Po deportacji represje, z jakimi spotykają się w Afganistanie, stają się dla nich o wiele bardziej nieznośne i duszące. To tutaj dowiadują się o równości i nabierają świadomości na temat tego, że tam spotkają się z przemocą – dodaje aktywistka.
– Pod burkami i hijabem, w domu czy w pracy, codziennie walczyły przeciwko dominacji mężczyzn, by bronić sprawiedliwości i sprzeciwiać się przemocy. To zajęło lata. Dzisiaj obserwują sytuację kobiet w innych krajach, żałują i są zawiedzione, że nie ma dla nich szansy na wolność.
Nicole Czaplińska – romanistka zainteresowana kwestiami migracji, islamu, postkolonializmu oraz postimperializmu. Członkini zespołu Salam Lab. Możesz znaleźć Nicole na Instagramie: @n_czaplinska.
[1] “Czasem siedzę w biurze w Charkint, innym razem muszę wziąć do ręki broń i dołączyć do walki”, theguardian.com.
[2] “Na froncie: afgańska gubernatorka rekrutuje anty-talibską milicję”, france24.com.
[3] “Z milicją w Afganistanie”, Lynne O’Donnel, foreignpolicy.com.
[4] Afghanista – UNICEF, unicef.org .
[5] “Talibowie twierdzą, że Kandahar trwa nadal”, Tamila Varshalomidze and Usaid Siddiqui, aljazeera.com.
[6] “Afganistan: Cywile płacą wysoką cenę za wzrost przemocy i COVID-19”, icrc.org.
Na zdjęciu tytułowym Salima Mazari. Fot. youtube.com