Hamas przeprowadził straszliwą masakrę na ludności cywilnej w Izraelu, to zbrodnia wojenna i nie można jej w żaden sposób usprawiedliwiać – chcę to powiedzieć na samym początku, jako Palestynka i jako dziennikarka przez wiele lat opisująca i potępiająca takie same zbrodnie popełniane przez Izrael na palestyńskich cywilach
I dziś jesteśmy znowu ich świadkami. Praktycznie każde izraelskie bombardowanie Strefy Gazy, jednego z najgęściej zaludnionych miejsc na świecie, to zabijanie z premedytacją ludności cywilnej. O ile wszyscy uznają okrucieństwo tego, co zrobił Hamas, o tyle nieliczni widzą je w działaniach Izraela.
Sam fakt, że bojownicy Hamasu podjęli próbę wydostania się z więzienia, jakim od 16 lat jest Strefa Gazy, nie powinien nikogo dziwić; natomiast szokujące i przerażające jest to, co nastąpiło po przedarciu się na drugą stronę. Od lat przed tak okrutnym wybuchem gniewu ostrzegali polityczni komentatorzy, dziennikarze, lewicowi politycy, aktywiści. Często w moich rozmowach z przyjaciółmi z Palestyny i Izraela pojawiało się widmo konsekwencji trwającej od 1948 roku kolonizacji, czystki etnicznej i okupacji palestyńskich ziem. Na te procesy składają się nieustające wysiedlenia rdzennej palestyńskiej ludności, wyburzanie ich domów, grabież ziemi oraz masowe aresztowania, tortury i codzienny terror, a także bezkarne ataki izraelskich osadników na palestyńskich sąsiadów, niszczenie prastarych gajów oliwnych i wreszcie – zamknięcie ponad dwóch milionów ludzi w więzieniu pod gołym niebem.
Codzienność okupacji wygląda inaczej dla ludności w nadmorskiej Strefie Gazy, na Zachodnim Brzegu, w Jerozolimie Wschodniej, i jeszcze inaczej dla palestyńskich obywateli Izraela. Wspólne jest za to doświadczenie kompletnej dehumanizacji, pozbawiania podstawowych praw człowieka i upartego wymazywania palestyńskiej historii i tożsamości przez Izrael.
Trwający od dekad proces dehumanizowania Palestyńczyków w zbiorowej izraelskiej i zachodniej wyobraźni, sprawił, że każda przemoc i każda zbrodnia wobec rdzennych mieszkańców i mieszkanek Palestyny jest usprawiedliwiana lub pomijana milczeniem i zamiatana pod dywan. I choć wiemy, że fundamentem powstania Izraela była czystka etniczna popełniona na Palestyńczykach, choć mamy setki raportów o łamaniu praw człowieka i zbrodniach wojennych popełnianych przez Izrael w Strefie Gazy i na Zachodnim Brzegu, to nikt nigdy nie został pociągnięty do odpowiedzialności.
Zbrodnie wojenne z przeszłości
Od kilku dni próbuję się kontaktować z bliskimi osobami w Izraelu i w Strefie Gazy. W Gazie jest to coraz trudniejsze. W trakcie izraelskich inwazji sieć jest zawsze przeciążona, zasięg ciągle znika, Izrael zniszczył część infrastruktury telekomunikacyjnej, a poza tym przerwy w dostawie prądu sprawiają, że baterie w telefonach trzeba oszczędzać. W środę po południu Izrael wprowadził pełną blokadę okupowanego terytorium – do Gazy nie popłynie prąd, nie wjedzie już paliwo zasilające choćby szpitalne generatory prądu. Jeśli sytuacja się nie zmieni, kontakt internetowy czy telefoniczny ze światem zewnętrznym zostanie bardzo ograniczony.
Chciałam sprawdzić, co dzieje się z rodzinami ze Strefy Gazy, które w trakcie ostatniej izraelskiej inwazji lądowej w 2014 roku straciły wielu bliskich na skutek bombardowań. Razem z Anne Paq, francuską fotografką, oraz zespołem reporterów i dziennikarek, fotografów i fotografek, tłumaczek i researcherek, dokumentowałyśmy ich historie oraz ich bliskich. Wtedy ta tragedia dotknęła 142 rodziny. W ciągu kilku sekund izraelscy piloci potrafili zamordować kilka pokoleń zamieszkujących bombardowany dom. Izrael nigdy nie został pociągnięty do odpowiedzialności za popełnione wtedy lub kiedykolwiek wcześniej zbrodnie wojenne.
W 2014 roku, w ciągu siedmiu tygodni, izraelscy żołnierze atakując Strefę Gazy z powietrza, morza i lądu, zabili 2251 Palestyńczyków i Palestynek, większość z nich stanowiła ludność cywilna. Obecne bombardowania Strefy Gazy są wielokrotnie intensywniejsze: od soboty zginęło ponad 1200 osób, a w gruzach leżą już całe dzielnice. Choć skala jest inna, mechanizmy tych bezlitosnych ataków są podobne.
Tak jak w 2014 roku, izraelska armia nakazała Palestyńczykom i Palestynkom z przygranicznych miejscowości w Strefie Gazy natychmiastową ewakuację. Już ponad ćwierć miliona ludzi opuściło swoje domy. Ale większość nie ma dokąd się ewakuować: zbombardowane zostały centralne dzielnice miasta, do tej pory uważane za najbezpieczniejsze. Co więcej, ewakuacja w głąb Gazy wcale nie daje gwarancji bezpieczeństwa.
Smutnym przykładem jest historia z 2014 roku, gdy rodzina Al Kilanich po otrzymaniu takiej instrukcji przeniosła się do centrum Gazy; zatrzymali się w biurowcu, bo szkoły UNRWA (oenzetowskiej agencji ds. palestyńskich uchodźców i uchodźczyń), które miały służyć za schronienie dla uciekających, były przepełnione, a poza tym również one bywały celem izraelskich ataków. Na drugi dzień po przeprowadzce Kilanich, wieżowiec został zbombardowany bez żadnego ostrzeżenia. Zginął Ibrahim, jego żona Taghrid oraz piątka ich dzieci: Elias, Jaser, Sawsan, Jasin i Rima.
Znamy wiele przypadków osób, które zginęły po ewakuacji do rzekomo bezpieczniejszego miejsca. Ale historię Kilanich wyróżnia fakt, że ta rodzina posiadała niemieckie paszporty. Mimo obszernej dokumentacji sprawy, zaangażowania niemieckich organizacji pozarządowych, prawników oraz mieszkających w Niemczech dzieci Ibrahima, niemiecka prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania w sprawie morderstwa swoich obywateli i obywatelek.
Premier Izraela wezwał Gazańczyków do ogólnej ewakuacji Strefy Gazy. Brzmi to jak okrutny żart, bo wszystkie przejścia graniczne od 16 lat są zamknięte dla przytłaczającej większości Palestyńczyków i Palestynek. Jedyną drogą ucieczki mogłoby być w tej chwili przejście w Rafah na granicy z Egiptem, ale otwiera się ono tylko dla nielicznych, najbardziej uprzywilejowanych. Co więcej, w ciągu ostatnich czterech dni, Izrael zbombardował to przejście trzy razy.
Nie ma więc jak się wydostać ze Strefy Gazy i żadne miejsce w Gazie nie jest bezpieczne. Bombardowane są szpitale, karetki pogotowia, budynki mieszkalne, infrastruktura cywilna.
Bunt w więzieniu
Na samym początku tych wydarzeń, 7. października, gdy świat obiegła wieści o tym, że bojownicy Hamasu przedarli się do Izraela, większość Palestyńczyków i Palestynek patrzyła z nadzieją i ekscytacją na zdjęcia koparki niszczącej płot okalający Strefę Gazy. Na myśl przychodził Dawid pokonujący Goliata jednym trafnym strzałem z procy. Bunt w więzieniu, w którym zdążyło się już wychować całe pokolenie młodych ludzi. Była nadzieja, że to zryw, który w końcu radykalnie zmieni sytuację Palestyńczyków i Palestynek. Ale niedługo później pojawiły się wieści o tym, co spotkało izraelskich cywilów – a wraz z nim przerażenie okrucieństwem tego ataku i przerażenie przed krwawym odwetem ze strony Izraela.
W pierwszej wersji tego tekstu chciałam opowiedzieć o tym, jak w drobnych codziennych czynnościach mieszkańcy Gazy, nawet w trakcie najgorszych bombardowań, walczą o zachowanie godności, człowieczeństwa. Jak w 2014 roku, pomimo ciągłego braku wody czy prądu, ludzie dbali o to, by codziennie założyć świeżą koszulę, czystą abaję, zjeść wspólnie posiłek kończący całodzienny post z okazji trwającego Ramadanu, wysprzątać dom.
Piszemy dla Ciebie, dzięki Tobie
W obliczu rosnących migracji spowodowanymi zmianami klimatycznymi, konfliktami zbrojnymi i czystkami etnicznymi, zapewnienie dostępu do rzetelnych informacji staje się kluczowym wyzwaniem. Nasze dziennikarstwo w Salam Lab jest konstruktywne, inkluzywne i wolne od uprzedzeń. Dostarczamy różnorodne perspektywy, wykraczając poza główny nurt mediów, bez wpływu korporacji czy powiązań politycznych.
Nasze działania zależą od Twojego wsparcia. Każda złotówka pomaga nam kontynuować misję dostarczania rzetelnych informacji. Twój wkład to klucz do naszej niezależności.
Ale nie potrafię sobie wyobrazić, jak teraz wygląda sytuacja. Pomimo bardzo ograniczonych dostaw prądu (2-3 godziny dziennie), w 2014 szpitale działały na generatorach, mimo kończących się leków i podstawowego zaopatrzenia medycznego, wiedzieliśmy, że w końcu dotrą organizacje pomocowe. Teraz tej perspektywy nie ma. Nie będzie dostaw paliwa, wody, jedzenia, prądu.
Co gorsza – Strefie Gazy grozi całkowity blackout, pozbawienie możliwości kontaktowania się ze światem zewnętrznym i między sobą. I tego jej mieszkańcy i mieszkanki boją się jeszcze bardziej niż samych bombardowań.
Mimo że podwójne standardy w kontekście Izraela i Palestyny nie są niczym nowym, szokująca jest gotowość zachodniego świata do usprawiedliwianiu nakładania zbiorowej odpowiedzialności na Gazańczyków oraz milczenie wobec gróźb izraelskich polityków, obiecujących kolejną Nakbę i piekło.
Nakba to po arabsku katastrofa oraz określenie czystki etnicznej na ponad 700 tysiącach Palestyńczyków i Palestynek wysiedlonych w 1948 roku przez izraelskie bojówki. Nakbie towarzyszyło niszczenie całych wsi, grabież mienia, bezkarna przemoc oraz zagarnięcie przez nowopowstałe państwo Izrael 78% ziem należących do Palestyńczyków i Palestynek. Moi dziadkowie zostali wysiedleni w 1948 roku ze swojej wsi – Deir Tarif, która jak 500 innych palestyńskich miejscowości została wtedy zniszczona. Przytłaczająca większość mieszkańców Gazy to potomkowie i potomkinie uchodźców.
Izraelscy wojskowi i politycy mówią wprost, co czeka Gazę: „nie będzie prądu ani wody, będzie tylko zniszczenie. Chcieliście piekła, damy wam piekło”. Niestety, Gazańczycy zdają sobie sprawę, że świat nie powstrzyma Izraela przed spełnieniem tych obietnic.
Ala Qandil – działaczka społeczna, reporterka, była korespondentka PAP w Izraelu i Palestynie. Współpracowała m.in. z Al Jazeerą English, Middle East Eye, tygodnikiem, „Polityka”, a także z Le Monde Diplomatique (edycja polska) oraz Wirtualną Polską. Współautorka multimedialnego web-doca o rodzinach w Strefie Gazy, które w trakcie izraelskiej ofensywy w 2014 roku straciły wielu bliskich.