Przejdź do treści

Życie na wysypisku: codzienność w kairskim Mieście Śmieci i nairobijskiej  Dandorze

fot. kairskie Miasto Śmieci, fot. Wikimedia Commons

miasto z dużą ilością śmieci, na ulicy widać mężczyznę

Poza utartymi szlakami turystycznymi i malowniczymi widokami znanymi z przewodników, istnieją miejsca, które rzadko przyciągają uwagę mediów. Manszijat Naser w Kairze, znane jako „Miasto Śmieci”, oraz Dandora w Nairobi — największe wysypisko w Afryce Wschodniej — to dzielnice, w których życie toczy się w bezpośrednim sąsiedztwie śmieci

Choć dla świata zewnętrznego są one symbolem skrajnej biedy, dla lokalnych mieszkańców i mieszkanek śmieci stały się zarówno źródłem utrzymania, jak i symbolem walki o godność.

W kairskim Manszijat Naser od dekad działa społeczność Zabbaleen – nieformalnych zbieraczy śmieci, którzy stworzyli jeden z najbardziej efektywnych systemów recyklingu na świecie. Ich praca, choć niezbędna dla funkcjonowania kilkunastomilionowego miasta, wciąż pozostaje poza systemem prawnym i bez realnego wsparcia ze strony państwa. 

Z kolei w Dandorze, mimo ekstremalnego skażenia środowiska i wszechobecnej biedy, mieszkańcy wypracowali własne strategie przetrwania. Choć oba miejsca łączy codzienne życie w cieniu odpadów, każda z tych społeczności rozwija się na swój sposób — stanowiąc istotny, choć często marginalizowany element globalnej gospodarki odpadami i społecznej tkanki krajów rozwijających się. Warto o tym pamiętać szczególnie w kontekście Światowego Dnia Ziemi, obchodzonego 22 kwietnia — to dobry moment, by spojrzeć szerzej na kwestie ekologii i dostrzec tych, którzy każdego dnia mierzą się z jej najtrudniejszymi wymiarami.

Nieformalni, ale niezastąpieni

Na wschodnich obrzeżach Kairu, u podnóża wzgórz Mokattam, leży Manszijat Naser – dzielnica znana jako „Miasto Śmieci”. Zamieszkuje ją społeczność Zabbaleen, czyli „śmieciarzy”, wywodząca się głównie z koptyjskich chrześcijan. Choć nazwa ta bywa używana w pogardliwym kontekście, to właśnie Zabbaleen stworzyli jeden z najefektywniejszych systemów recyklingu na świecie. 

Początki tej społeczności sięgają lat 30. i 40. XX wieku, kiedy to migranci z Górnego Egiptu, głównie z Asjutu, przybywali do stolicy w poszukiwaniu lepszych warunków do życia. Chrześcijańskie pochodzenie pozwalało im na hodowlę świń żywiących się odpadami organicznymi, co dawało im przewagę w rozwijającym się nieformalnym systemie gospodarowania odpadami. W tamtym czasie współpracowali z muzułmańskimi „wahijja” – dawnymi zbieraczami śmieci, którzy przekształcili się w pośredników zarządzających dostępem do odpadów i pobierających za to opłaty. W latach 60. Zabbaleen zostali przesiedleni przez władze do opuszczonego kamieniołomu na obrzeżach miasta. Choć lokalizacja miała być prowizoryczna, udało im osiedlić się tam na stałe i rozwinąć swoją działalność. Dziś ta nieformalna dzielnica została wchłonięta przez rozrastający się Kair, a społeczność licząca od 30 do 70 tysięcy osób codziennie przetwarza około 15 tysięcy ton śmieci. 

To właśnie w Kairze działa wyjątkowy system gospodarowania odpadami, zorganizowany przez społeczność Zabbaleen – ludzi, którzy od pokoleń zajmują się ręcznym sortowaniem śmieci. Codziennie zbierają oni odpady z ulic miasta, a następnie transportują je do swoich domów i podwórek, gdzie z niezwykłą precyzją je oddzielają: plastik od tektury, ubrania od resztek organicznych. Każdy element znajduje swoje miejsce w lokalnym łańcuchu recyklingu. Nic się tu nie marnuje. Odpady organiczne wykorzystywane są jako pasza dla świń, które hodowane są nawet w mieszkaniach w wielopiętrowych blokach – z górnych pięter niekiedy dobiega echo ich chrząkania. Pozostałe materiały – takie jak plastik – trafiają do pobliskich warsztatów, gdzie są mielone, topione i przetwarzane na granulki. Te z kolei wysyła się do chińskich fabryk tekstylnych i wykorzystuje do produkcji włókien syntetycznych. Możliwe więc, że część ubrań noszonych dziś na całym świecie ma swój początek właśnie w tej egipskiej dzielnicy.

Tamtejszy system gospodarowania odpadami jest zaskakująco efektywny –– szacuje się, że przetwarzanych jest aż do 80% zebranych śmieci. Dla porównania, wskaźnik recyklingu wynosi: 44% w Wielkiej Brytanii, 32% w Stanach Zjednoczonych oraz 27,5% w Kanadzie. Dzięki swojej skuteczności, Zabbaleen – mimo braku formalnego uznania – pozostają w Egipcie praktycznie niezastąpieni. W 2003 roku egipski rząd podjął próbę sformalizowania systemu gospodarowania odpadami, powierzając to zadanie czterem międzynarodowym firmom. Inicjatywa miała na celu unowocześnienie zarządzania śmieciami w Kairze, jednak zakończyła się spektakularną porażką. Wąskie uliczki Kairu okazały się nieprzystosowane do dużych ciężarówek wykorzystywanych przez zagraniczne firmy. W efekcie śmieci zaczęły zalegać na ulicach, a wśród mieszkańców i mieszkanek narastało niezadowolenie. Rząd szybko wycofał się z projektu, a chaos, który zapanował, obnażył nieprzystosowanie planu do realiów tej tętniącej życiem metropolii.

Społeczność, mimo wykonywania pracy o ogromnym znaczeniu, musi mierzyć się z wieloma trudnościami. Działalność przy odpadach wiąże się z poważnymi zagrożeniami zdrowotnymi, takimi jak ryzyko zachorowania na wirusowe zapalenie wątroby. Brakuje również infrastruktury edukacyjnej – w okolicy nie funkcjonują szkoły średnie, co ogranicza perspektywy młodzieży i utrwala cykl pracy związanej ze śmieciami. Co więcej, Zabbaleen doświadczają również podwójnej stygmatyzacji – jako ludzie z najniższych warstw społecznych oraz jako religijna mniejszość w kraju zdominowanym przez muzułmanów. – Pracodawcy widzą, że pochodzisz z Manszijat Naser i natychmiast odkładają twoje CV na spód stosu – mówi Adham asz-Szarkawi, tłumacz języka angielskiego i mieszkaniec „Miasta Śmieci”

Sukces z odzysku

Najpoważniejszy cios w funkcjonujący od pokoleń system zadano w 2009 roku, kiedy egipskie Ministerstwo Rolnictwa, obawiając się rozprzestrzenienia wirusa H1N1 – potocznie nazywanego świńską grypą – zarządziło wybicie wszystkich świń w kraju. Choć Światowa Organizacja Zdrowia wielokrotnie podkreślała, że zwierzęta te nie mają związku z transmisją choroby, decyzję podjęto błyskawicznie – w ciągu zaledwie 24 godzin – co kosztowało życie około 300 tysięcy świń. Dla społeczności Zabbaleen, od dziesięcioleci opierającej swoją działalność na recyklingu odpadów organicznych, była to katastrofa. Świnie pełniły kluczową rolę w lokalnym ekosystemie, zjadając resztki jedzenia i generując dochody, które dla wielu rodzin stanowiły zabezpieczenie na trudne czasy – jedna świnia mogła przynieść nawet 1400 dolarów zysku. Po masowym wybiciu zwierząt dochody wielu rodzin spadły o połowę, a przetwarzanie odpadów organicznych stało się praktycznie niemożliwe. W wyniku tej decyzji żywność zaczęła gnić na ulicach, pogłębiając kryzys sanitarny i obnażając konsekwencje polityki oderwanej od społecznych oraz ekologicznych realiów. Dla wielu był to symboliczny moment – pokazujący, że decyzje podejmowane na szczytach władzy mogą w jednej chwili zrujnować system, który przez dekady funkcjonował sprawnie dzięki lokalnej wiedzy i praktyce.

Dziś Manszijat Naser to nie tylko centrum recyklingu, ale także miejsce, w którym powstają produkty trafiające na rynki międzynarodowe – od biżuterii i dywanów, po patchworkowe kołdry i artykuły papiernicze. Niektórzy mieszkańcy organizują również wycieczki, podczas których prezentują swoje metody pracy, dzieląc się doświadczeniem i opowieściami o tym miejscu. Wspomniany wcześniej Adham asz-Szarkawi jako pierwszy zaczął organizować takie wycieczki już w 2008 roku, gdy był jeszcze nastolatkiem. Po ukończeniu studiów za granicą postanowił wrócić do swojej dzielnicy i pracować nad zmianą jej wizerunku – zarówno w oczach Egipcjan, jak i obcokrajowców. Nadal prowadzi swoje wycieczki, a od 2022 roku wynajmuje pokoje turystom – to pierwsze tego typu miejsce noclegowe w „Mieście Śmieci”. – Ludzie z zewnątrz kiedyś bali się tu przychodzić – mówi asz-Szarkawi. – Chciałem im pokazać, jak niesamowita jest ta okolica. 


Podczas zorganizowanych wycieczek pokazuje odwiedzającym kolejne etapy procesu recyklingu i zabiera ich do warsztatów Association for the Protection of the Environment (APE), gdzie mogą poznać kobiety pracujące przy przetwarzaniu odpadów. – Ludzie tutaj są życzliwi. Lubią spotykać się z obcymi i pokazywać im, jak pracują – dodaje.

Wraz ze wzrostem międzynarodowego zapotrzebowania na surowce wtórne, w „Mieście Śmieci” zaczęli pojawiać się nowi przedsiębiorcy, zakładający własne firmy. Zmiany te widać na ulicach – młodzi mężczyźni przechadzają się w eleganckich garniturach, z markowymi okularami przeciwsłonecznymi i drogimi zegarkami. Część mieszkańców, podobnie jak Adham, zdobyła wykształcenie wyższe i po ukończeniu studiów wróciła, by pracować w branży recyklingu. Zyski z tej działalności często przewyższają dochody nauczycieli czy farmaceutów, zwłaszcza odkąd rynek na produkty z recyklingu się rozwinął, a firmy zaczęły inwestować w nowoczesny sprzęt. W efekcie niektóre przedsiębiorstwa stały się na tyle dochodowe, że ich właściciele mogą pozwolić sobie na zakup mieszkań czy domów poza „Miastem Śmieci”. Adel, jeden z lokalnych przedsiębiorców, sprzedaje swoje przetworzone produkty na rynki międzynarodowe. Jego córka uczęszcza do renomowanej szkoły w Kairze, a on sam należy do prestiżowego klubu sportowego. Mimo sukcesu finansowego, jego sytuacja pozostaje niestabilna – kontrakty międzynarodowe wymagają przewidywalności, której w Egipcie często brakuje. – Nie wstydzę się, że jestem z tej dzielnicy – mówi, po chwili dodając: – Ale mam nadzieję, że moja córka nie będzie musiała zajmować się tym, co ja.

W ostatnich latach wielu zdeterminowanych członków społeczności Zabbaleen znalazło sposoby na walkę z piętnem społecznym, z którym wciąż muszą się mierzyć. Jedną z głównych sił napędowych tej przemiany jest Association for the Protection of the Environment (APE) – wspomniana wcześniej egipska organizacja non-profit założona w 1989 roku. Jej celem jest poprawa warunków życia Zabbaleen poprzez edukację i tworzenie miejsc pracy. Szczególne miejsce w tej inicjatywie zajmuje grupa kobiet, które, dzięki wsparciu APE, zaczęły przekształcać odpady w unikatowe produkty upcyklingowe. W sklepie prowadzonym przez organizację można znaleźć prawdziwe cuda rękodzieła: zawleczki od puszek tworzą torebki przypominające rybie łuski, kapsułki po kawie Nescafé zamieniają się w abstrakcyjną biżuterię o kwiatowych kształtach, a spłaszczone butelki stają się szklanymi naczyniami o artystycznym wyrazie. Wszystkie wyroby są kupowane przez APE i sprzedawane klientom na całym świecie, a zyski są reinwestowane w kolejne projekty społeczne w dzielnicy. Organizacja prowadzi także klub dla dzieci, z którego korzysta obecnie 250 najmłodszych mieszkańców i mieszkanek. Dzięki APE mają one dostęp do programów edukacyjnych i opieki medycznej – szczególnie istotnej w miejscu, gdzie występuje wysoki wskaźnik zachorowań związanych z niehigienicznymi warunkami życia.

Zmiana podejścia do społeczności Zabbaleen widoczna jest również po stronie władz. Rząd prezydenta Abd al-Fattaha as-Sisiego odwrócił wieloletnią politykę marginalizacji i zaczął uznawać zbieraczy śmieci za legalnych przedsiębiorców. Jak donosi The Guardian, już w 2013 roku zarejestrowano 44 firmy zajmujące się gospodarką odpadami, które zatrudniają ponad tysiąc osób. Egipskie Ministerstwo Środowiska prowadzi również kampanię społeczną, mającą na celu promowanie segregacji odpadów już na poziomie gospodarstw domowych. – Oczywiście to zajmie trochę czasu – przyznaje Laila Iskander, była minister ds. środowiska i działaczka na rzecz społeczności Zabbaleen.

Pomimo przeciwności losu – i polityki – historia Zabbaleen jest przykładem siły wspólnoty, zaradności oraz umiejętności przekształcania problemów miejskich w rozwiązania, które przynoszą korzyść nie tylko im samym, lecz całej metropolii.

Dary, które szkodzą

Dandora, położona we wschodniej części Nairobi, miała być symbolem postępu. Powstała w 1977 roku jako projekt mieszkaniowy współfinansowany przez Bank Światowy, który zakładał poprawę warunków życia dla mieszkańców i mieszkanek stolicy Kenii. Zamiast tego dzielnica stała się znana głównie z ogromnego wysypiska śmieci – jednego z największych w całej Afryce Wschodniej. Wysypisko Dandora, założone w tym samym roku co osiedle, miało początkowo służyć znacznie mniejszej populacji. Tymczasem dzisiejsze Nairobi, liczące ponad 4,5 miliona mieszkańców, codziennie produkuje ponad 2 tysiące ton odpadów, które trafiają właśnie tam. Już w 2001 roku składowisko uznano za przepełnione, lecz mimo to nadal funkcjonuje, stanowiąc poważne zagrożenie dla zdrowia jego mieszkańców, mieszkanek i środowiska. 

Na teren wysypiska trafiają nie tylko odpady komunalne, ale również przemysłowe i medyczne. Brak odpowiednich zabezpieczeń sprawia, że szkodliwe związki chemiczne przenikają do gleby i wód gruntowych, zanieczyszczając także pobliską rzekę Nairobi. Sytuację pogarsza brak skutecznej segregacji – sortowanie materiałów do recyklingu odbywa się ręcznie, bezpośrednio na składowisku. To właśnie tam kobiety ręcznie przeszukują niesegregowane odpady, starannie oddzielając tworzywa sztuczne, metale i szkło. Cały proces odbywa się w ramach złożonego systemu ekonomicznego, opartego na dokładnym ważeniu i ocenie wartości posegregowanych surowców. Kobiety zazwyczaj otrzymują wynagrodzenie w wysokości 20 szylingów kenijskich (około 0,14 euro) za każdy kilogram plastiku. Posegregowane odpady trafiają następnie na niższe szczeble rynku, skąd są odsprzedawane recyklerom.

W bezpośrednim sąsiedztwie wysypiska znajdują się ubogie dzielnice, takie jak Korogocho i Kariobangi. Wielu tutejszych mieszkańców utrzymuje się właśnie z pracy jako zbieracze surowców wtórnych, narażając się przy tym na liczne choroby – od infekcji skórnych i oczu po poważne schorzenia układu oddechowego. Jedną z nich jest Rehema Ayako, 62-letnia matka dziewięciorga dzieci, która przez 12 lat codziennie pokonywała 3 kilometry ze swojego domu na wysypisko Dandora, szukając czegokolwiek, co mogłaby sprzedać, by opłacić rachunki. – To mój drugi dom. Sprzedaję wszystko, co tylko można sprzedać. – mówi w rozmowie z al-Jazeerą. Ayako zmaga się obecnie z silnymi bólami brzucha, a lekarze podejrzewają problemy z nerkami i zalecają przeprowadzenie dalszych badań. Jak twierdzi kobieta, objawy zaczęły się w czasie, gdy pracowała na wysypisku. 

W 2012 roku pojawiły się plany zamknięcia wysypiska i przeniesienia go do innej lokalizacji. Jednak konflikt między władzami Nairobi a Krajową Agencją Lotnictwa Kenii, dotyczący nowego miejsca składowania odpadów, doprowadził do zablokowania całego procesu. W rezultacie Dandora nadal działa, a kryzys ekologiczny i zdrowotny w regionie pogłębia się z każdym kolejnym rokiem. Według danych ONZ z lat 2019–2020, każdego roku do Kenii trafia ponad 36 milionów sztuk używanej odzieży, z czego w 2021 roku najwięcej pochodziło z Niemiec, Polski i Wielkiej Brytanii. Chociaż w założeniu mają to być darowizny przeznaczone do ponownego użytku, rzeczywistość jest znacznie bardziej ponura. Nawet co trzecia z tych sztuk zawiera plastikowe włókna i jest tak niskiej jakości, że nie nadaje się do ponownej sprzedaży — zamiast tego trafia na wysypiska lub zostaje spalona, m.in. jako źródło energii do gotowania czy podgrzewania wody. Takie praktyki ponownie prowadzą do poważnych konsekwencji środowiskowych i zdrowotnych. Na największym wysypisku tekstyliów w Nairobi — tuż obok szkół podstawowych — odpady sięgają nawet wysokości czteropiętrowego budynku. Wśród porzuconych rzeczy można bez trudu znaleźć produkty znanych marek, takich jak H&M, Nike czy nawet Yves Saint Laurent. Okazuje się więc, że to, co zaczyna się jako pomoc humanitarna, często kończy się ekologiczną katastrofą. – Dotarliśmy do samego serca przemysłu szybkiej mody (ang. fast fashion), by odsłonić to, co ukryte. Handel używaną odzieżą coraz częściej okazuje się w rzeczywistości handlem tekstylnymi odpadami, sprytnie zakamuflowanymi w worki dobroczynności. Ten nowoczesny kolonializm śmieci powinien zostać zakazany – wyjaśnia Simidi Musasia, założyciel Clean Up Kenya.

Wysypisko, które karmi i inspiruje

Choć z pozoru wysypisko Dandora może kojarzyć się jedynie z degradacją środowiska i chaosem, w rzeczywistości odgrywa również kluczową rolę w lokalnej gospodarce i życiu tysięcy mieszkańców stolicy Kenii. Nieoficjalnie zatrudnionych jest tam około 5 tysięcy zbieraczy, którzy codziennie sortują ogromne ilości śmieci. Dla wielu z nich, przybywających często z odległych miejscowości, jest to pierwsza praca i jedyne źródło dochodu, pozwalające na zaspokojenie podstawowych potrzeb życiowych. W kontekście powszechnego bezrobocia w Nairobi, wysypisko staje się więc nieformalnym, ale istotnym pracodawcą. Tuż obok Dandory rozciąga się osiedle zamieszkane głównie przez pracowników pobliskiego wysypiska. To właśnie tam działa Ndoto Zetu Community Organisation – organizacja społeczna wspierająca dzieci miejscowych pracowników i pracownic. Dzięki darowiznom oraz skromnej pomocy rządu, stowarzyszenie zapewnia około 60 podopiecznym darmowe posiłki, przekąski, edukację i opiekę pozalekcyjną. W czterech niewielkich klasach, każda o powierzchni zaledwie 12 metrów kwadratowych, uczy się po 15–20 uczniów. Edukacja coraz częściej obejmuje również inicjatywy proekologiczne. Charles, mentor szkolny z organizacji Growth4Change_V4C, przy współpracy z Nairobi Recyclable Waste Association, prowadzi eksperymentalny projekt pionowych upraw w betonowym otoczeniu. Dzięki temu dzieci uczą się nie tylko zasad zrównoważonego rolnictwa miejskiego, ale także zdobywają umiejętności, które mogą wykorzystać w przyszłości, by zmieniać swoje społeczności na lepsze. Wśród osób walczących z kryzysem odpadowym wyróżnia się również Nzambi Matee – kenijska inżynierka, która opracowała innowacyjną metodę przetwarzania plastiku na tanie, trwałe materiały budowlane. Jej działalność została doceniona na arenie międzynarodowej – w 2020 roku otrzymała prestiżową nagrodę Młodych Mistrzów Ziemi przyznawaną przez Program Środowiskowy ONZ (UNEP). 

Pozytywne zmiany obejmują również politykę środowiskową miasta. Nairobi, jako jedna z pierwszych stolic Afryki, zdecydowanie wkroczyło na ścieżkę bardziej zrównoważonego rozwoju, wprowadzając zakaz stosowania jednorazowych tworzyw sztucznych, takich jak plastikowe torby, kubki, sztućce czy opakowania. W miejsce jednorazowych tworzyw wprowadzono bardziej ekologiczne alternatywy — wiele produktów jest teraz pakowanych w szkło, papier lub biodegradowalne materiały. Choć to znaczący krok naprzód, problem odpadów nie został całkowicie wyeliminowany. Nadal brakuje spójnego systemu recyklingu i odpowiednich punktów zbiórki surowców wtórnych, a część mieszkańców i mieszkanek nadal pozbywa się śmieci w nielegalny sposób. Mimo to działania te stanowią ważny sygnał, że Nairobi dąży do poprawy jakości życia mieszkańców oraz ochrony środowiska, stanowiąc tym samym przykład dla innych miast regionu.

Zuzanna Kowalczyk – studentka arabistyki na Uniwersytecie Jagiellońskim, absolwentka Amerykańskiego Uniwersytetu w Kairze. Jej zainteresowania badawcze obejmują historię Bliskiego Wschodu w XIX i XX wieku, a także kwestie religijne i etniczne oraz zagadnienia związane ze zmianami klimatycznymi i bezpieczeństwem wodnym w regionie. Pasjonatka literatury faktu i miłośniczka zwierząt, zwłaszcza kotów, które pokochała bezgranicznie podczas swoich podróży na Bliski Wschód. Do swoich ulubionych zajęć zalicza jedzenie kofty i picie soku z mango.



Najnowsze publikacje