Nauczycielka bez granic. Oto Anna Machocka, sprężyna

Anna Machocka


Czy przed „Sprężyną” było życie? Właściwie to nie, a przynajmniej nie zawodowe. 

Na Bednarską, czyli do I Społecznego Liceum Ogólnokształcącego im. Maharadży Digwidźaja Sinha w Warszawie, przyszłam pod koniec studiów pracować w bibliotece. 

Bez granic

Ponieważ bardzo przeżywałam to, że nie mogę zostać lekarką bez granic [Lekarze bez Granic – medyczna międzynarodowa organizacja humanitarna zapewniająca wsparcie ofiarom konfliktów zbrojnych, epidemii i klęsk żywiołowych – przyp. red.], bo zamiast medycyny wybrałam polonistykę, chciałam jechać za granicę wykorzystać moje wykształcenie do jakichś działań pomocowych. Na studiach wybrałam specjalizację glottodydaktyczną, czyli teorię i praktykę nauczania języka polskiego jako obcego. Planowałam wyjechać do Kazachstanu i tam uczyć polskiego osoby, które chciałyby przyjechać albo powrócić do Polski. 

Wszystko się zmieniło, gdy na Bednarskiej pojawiła się uczennica z Tybetu, Dolkar*. Dziewczyna przyjechała do Polski dzięki tybetańskiemu programowi wymiany uczniowskiej, który miał na celu wykształcenie na Zachodzie przyszłych tybetańskich elit. Twórcy programu najwyraźniej jednak nie wiedzieli, jak wyglądają możliwości nauki młodzieży niepolskojęzycznej w polskich szkołach. 

Bo tych możliwości właściwie nie ma. Gdy obcojęzyczne dziecko trafia do Polski, to, jak potoczą się losy jego edukacji, determinuje jego dokładny wiek. Każdej osoby poniżej 18 roku życia mieszkającej w Polsce dotyczy obowiązek szkolny, także cudzoziemców i cudzoziemki. Zatem jeśli taka osoba ma tyle lat, że powinna iść do szkoły podstawowej według polskiego systemu szkolnictwa, obejmuje ją rejonizacja. I taka dziewczynka czy chłopiec są przyjmowani do szkoły najbliższej ich miejscu zamieszkania. Chociaż oczywiście to działa różnie i niestety dyrekcja czasem odsyła takie osoby. 

Sprawdzian dla uczennicy, sprawdzian dla nauczycielki

Rejonizacja jednak nie obejmuje starszych dzieci i uczniowie i uczennice niepolskojęzyczni w wieku licealnym nie mają gwarantowanego miejsca w polskiej szkole. Muszą więc chodzić do różnych placówek i błagać o przyjęcie na zajęcia. Dla dyrektorów i dyrektorek taka osoba to przede wszystkim problem: szkoły są niedofinansowane, nie mają przeszkolonego grona pedagogicznego, brakuje wolnych godzin, sal.

Chcieliśmy, żeby na Bednarskiej było inaczej. Wszystko zaczęło się właśnie od Dolkar z Tybetu. Dostałam zadanie nauczyć tę dziewczynę polskiego – i to był hardkor. Trudność stanowiła nie tylko bariera językowa (Dolkar nigdy nie uczyła się języka obcego), ale także fakt, że dziewczyna nie chodziła do szkoły w Tybecie. Niekoniecznie dlatego, że nie chciała; w szkole był po prostu nauczyciel, który bił dzieci. 

Uczenie Dolkar było dla mnie prawdziwym sprawdzianem. Nie mogłyśmy się porozumieć w żadnym języku, więc często musiałam jej pokazywać różne słowa na migi. W desperacji, żeby mnie dobrze zrozumiała, wskakiwałam czasem na ławkę. Próbowałam uzyskać pomoc u moich mentorów i mentorek na UW, ale oni mówili tylko o tym, jak tłumaczyć, co to jest dopełniacz, ale nie, jak przekonać kogoś, że gramatyka jednak istnieje. Bo Dolkar twierdziła, że nie ma czegoś takiego.

„Sprężyna” wydarzeń

Od niej zaczęła się „Sprężyna”. Mimo że na początku to była praca partyzancka, po omacku, to sens tej roboty zaczął się wraz z nauką polskiego Dolkar. Rok później takich uczniów i uczennic jak ona, było już czworo.

„Sprężyna” to program, który zakłada wsparcie osób niepolskojęzycznych, uczących się w szkole „Bednarska”. Naszym celem jest takie prowadzenie młodzieży, żeby po kilku latach mogła przystąpić do polskiej matury. Bo te osoby nie mają możliwości zdać tego egzaminu w innym obcym języku.

Z tych kilku osób, które uczyłam języka polskiego jako obcego, z biegiem lat powstała dość spora grupa. U nas w szkole klasy nie mają numerków albo liter, tylko nazwy. „Amigos” uformowały pierwsi niepolskojęzyczni uczniowie i uczennice. Z kolei ich młodsi koledzy i koleżanki tworzą klasę „Inter”. Dzięki programowi „Sprężyna” uczą się u nas osoby z Czeczenii, Tadżykistanu, Iranu, Afganistanu, Chin, Rosji, Białorusi, Ukrainy, Konga, Gwinei, Kostaryki, Argentyny.

Anna Machocka z uczniami i uczennicami podczas zakończenia roku szkolnego 2020/2021.

Zgrzyty

Jest również sporo muzułmanek i muzułmanów. 

Czy są konflikty między klasami polsko- i niepolskojęzycznymi? Wbrew pozorom częściej zdarzają się zgrzyty wewnątrz klas międzynarodowych. Trudno oczekiwać w końcu, że np. muzułmanie i muzułmanki z Afganistanu, Czeczenii i Tadżykistanu będą się zapatrywać na wszystkie sprawy tak samo. 

Są więc u nas dziewczyny noszące hidżab i muzułmanki odrzucające zasłonę. Generalnie obie grupy szanują swój wybór, ale oczywiście zdarzają się komentarze na ten temat. Kiedyś zaproponowałam wspólne wyjście klas międzynarodowych na łyżwy. Uczennice zaczęły wywracać oczami; gdy w końcu spytałam, o co chodzi, te zaczęły mi tłumaczyć, że nie chcą iść z dziewczynami z drugiej klasy. Na pytanie, co im przeszkadza w takim towarzystwie, odparły, że tamte uczennice noszą hidżab, podążają tylko ślepo za tym, co każą im ojciec i starsi bracia i nie myślą za siebie. Jak można spróbować rozwiązać taki spór, będąc Polką? To naprawdę trudne.

Nieraz bywa też tak, że trafiają do nas chłopcy, a właściwie młodzi mężczyźni, którzy w domu pełnią funkcję głowy rodziny jako najstarsi synowie. Ojca często z nimi nie ma, ponieważ został w kraju, aby opiekować się innymi członkami i członkiniami familii. Zatem dla nich szkoła to tylko jedno z zajęć. Ci chłopcy często dorabiają i fakt, że w ciągu dnia czasem mają tzw. okienko, czyli przerwę między lekcjami, nie mieści im się w głowie. Przecież mogliby wtedy pracować!

Bunt i akceptacja

Są też u nas dziewczyny z Czeczenii, które chodziły już do polskich podstawówek, i nie chcą się za bardzo przyznawać do swojego pochodzenia. Jedna z moich uczennic nosi imię, które bez problemu może być brane za polskie, po polsku mówi bez żadnego akcentu i nie nosi hidżabu. Swoją „czeczeńskość” ukrywa przed nowo poznaną osobą możliwie jak najdłużej. Bo wie, że Polki i Polacy bywają uprzedzeni wobec Czeczenów i Czeczenek.

Najbardziej imponuje mi jednak ich zdolność do łączenia obu kultur, w których te dziewczyny się wychowały: polskiej i czeczeńskiej. Niektóre z nich nie chcą wychodzić za mąż za Czeczena, bo to może oznaczać ślub w dość młodym wieku. Buntują się wobec tego obyczaju. Jednocześnie wiedzą, że na jakikolwiek związek z osobą spoza Czeczenii nie ma szans. Zatem każde drgnienie serca duszą w zarodku, bo są świadome tego, że rodzina odrzuci wybór męża-Polaka. A więc do tego nakazu, czyli uznania woli matki i ojca, się dostosowują. Do tego dochodzi jeszcze świadomość, że nie wychodząc za mąż, skazują swoich rodziców na dłuższy pobyt w Polsce, bo rodzice często czekają na ślub córki, żeby móc wrócić na starość do kraju. Czekają, aż będą mogli powierzyć komuś opiekę nad ich dzieckiem. Dopiero po ślubie ich córka się usamodzielnia.

Wyobrażasz sobie, jakie to musi rodzić napięcie w tych dziewczętach?

Ja w ogóle uważam, że najwięcej na projekcie „Sprężyna” zyskuje polska młodzież. Poważnie. Nie ma wielu szkół w Polsce, które są w stanie tak skutecznie oswoić ucznia czy uczennicę z innością kulturową czy religijną. To wyjątkowe doświadczenie. 

Interfood

W grudniu klasa „Inter” już po raz trzeci zorganizowała kiermasz „Interfood świąteczny”. Osoby uczniowskie ugotowały i wystawiały na sprzedaż potrawy, które znają z własnych domów. Były dania afgańskie, białoruskie, czeczeńskie, tadżyckie. Pomagali im w tym też rodzice. W ubiegłym roku udało im się zebrać prawie 4 tysiące złotych, które przekazali na potrzeby Grupy Granica, ratującej ludzi na granicy polsko-białoruskiej, i na wiosenną pomoc dla Ukrainy. Ten wybór był nieprzypadkowy. Wśród młodzieży niepolskojęzycznej uczącej się u nas w szkole jest osoba, która przetrwała przekraczanie granicy. Są też oczywiście Ukraińcy i Ukrainki, którzy trafili do Polski po wybuchu wojny.

Przysmaki wystawione na sprzedaż podczas kiermaszu INTER food.

Na Bednarskiej panuje demokracja bezpośrednia i różne decyzje dotyczące życia szkoły podejmujemy wspólnie z osobami uczniowskimi na wiecach. 

Po jednym z nich klasa Inter postanowiła, że pieniądze z kiermaszu przekaże na przygotowanie 700 paczek żywnościowych na linię frontu w Ukrainie.

W końcu co łączy nas lepiej niż jedzenie?

***

Z Anną Machocką, nauczycielką języka polskiego i twórczynią programu edukacji osób niepolskojęzycznych „Sprężyna” w I Społecznym Liceum Ogólnokształcącym im. Maharadży Digwidźaja Sinha w Warszawie rozmawiała Katarzyna Makarowicz.

* imię zmienione.

Jako Salam Lab jesteśmy częścią wyjątkowego grantu i projektu edukacyjnego EMPATHY (Let’s Empower, Participate and Teach Each Other to Hype Empathy. Challenging discourse about Islam and Muslims in Poland), który zakłada kompleksowe i intersekcjonalne podejście do przeciwdziałania islamofobii w Polsce. Więcej na jego temat przeczytasz na naszej stronie salamlab.pl/empathy.

Projekt jest dofinansowany przez Unię Europejską. Wyrażone poglądy i opinie są jednak wyłącznie poglądami autora_ki lub autorów i nie muszą odzwierciedlać tych zamieszczonych w przepisach Unii Europejskiej lub Komisji Europejskiej. Unia Europejska oraz organ udzielający wsparcia nie mogą ponosić za nie odpowiedzialności.

#



Najnowsze publikacje