Nocuń nie owija w bawełnę. Bez retuszu dzieli się z nami opowieściami kobiet, których wysłuchała przez lata podróży po terenach byłego ZSRR. Kobiet tak różnych, jak zróżnicowane są tereny, które przemierzyła
„W przedstawianych światu i zapisanych w podręcznikach opowieściach o krajach poradzieckich najsilniejsi są zawsze mężczyźni. To oni polują, walczą w bitwach, zdobywają miasta. Wygrywają wojny, prowadzą do zwycięstwa rewolucje. To oni rządzą niepodzielnie w sztuce, kulturze, polityce, medycynie. Czas to zmienić. Czas wysłuchać kobiet” – pisze Małgorzata Nocuń. Jak postanowiła, tak zrobiła. W swojej książce przywołuje historie silnych kobiet, dla których zabrakło miejsca w panteonie bohaterów. Ale jej „Miłość to cała moja wina. O kobietach z byłego Związku Radzieckiego” to nie jest feministyczna bajka. Bohaterki Nocuń same to podkreślają: dla nich niektóre współczesne tematy podejmowane przez dzisiejsze feministki, jak feminatywy, są kwestią drugorzędną. One muszą walczyć o własną podmiotowość.
Podobają Ci się nasze treści? Wesprzyj nas finansowo!
Nocuń nie owija w bawełnę. Bez retuszu dzieli się z nami opowieściami kobiet, których wysłuchała przez lata podróży po terenach byłego ZSRR. Kobiet tak różnych, jak zróżnicowane są tereny, które przemierzyła. Bo we wspomnieniach jej bohaterek Związek Radziecki zapisał się jako „więzienie narodów” i „epoka terroru” albo – wręcz przeciwnie – „raj na ziemi”.
Kosmonautki, naukowczynie, opozycjonistki
Historię kobiet z Poradziecji trzeba zacząć od II wojny światowej, bo wojna, jak pisze autorka, jest częścią genotypu mieszkańców i mieszkanek Europy Wschodniej. „Śni się w nocy nawet kobietom, które urodziły się już po jej zakończeniu. Bo o wojnie słucha się od dziecka. Dziedziczy się wspomnienia prababek, babek. Z czasem uważa się je prawie za swoje”. Czasy, w których skończyło się człowieczeństwo, a liczył się tylko jeden instynkt: zaspokoić głód, odcisnęły swoje piętno na kolejnych pokoleniach i wyposażyły je w ogromne pokłady wewnętrznej siły.
Silne kobiety to pierwsze kosmonautki, naukowczynie, opozycjonistki, które trafiały do łagrów i więzień, Ukrainki, które znów musiały walczyć – zarówno zaciągając się do armii, jak i pakując swoje życie do kilku reklamówek i tłumacząc dzieciom, że domu już nie ma. Ale też osoby, takie jak Galina, której chlubą są przesłane przez Władimira Putina odznaczenia – te dla wielu są ważniejsze niż dostęp do publicznej ochrony zdrowia.
Kobiet, które są zaślepione ideologią, oddane państwu i szczerze to państwo kochające, było (i jest) mnóstwo. Małgorzata Nocuń odrzuca wielkorosyjską propagandę, potępia zbrodnie rosyjskiego państwa. Ale najważniejsze są dla niej przeżycia i emocje bohaterek. To wielka wartość zwłaszcza w obliczu tego, co wydarzyło się po 24 lutego 2022 r.
Z dala od Moskwy
Kobiety z poradzieckich terytoriów – zarówno te, które hołubiły system, jak i te modlące się, by „Putin zdechł” – mają jednak wspólny mianownik, jakim jest walka z dyskryminacją w patriarchalnym społeczeństwie. Tradycyjne społeczeństwo od małego wpaja, że rolą kobiety jest opieka nad domem, mężem i dziećmi. Z kolei mężczyzna nie może pozwolić sobie na słabość czy okazywanie uczuć. Może za to pozwalać sobie na przemoc.
Cenię reportaż Nocuń za różnorodność i głosy mniejszości. Nadia, Tatarka i jedna z bohaterek, wspominają, jak ojciec rozkładał w pokoju dywanik, klękał, zwracał się w stronę Mekki i układał dłonie do modlitwy. „Radzieckie państwo nauczyło mnie mojej drugiej wiary: wiary w komunizm” – opowiada kobieta. Autorka nie zapomniała też o terenach takich jak Górski Karabach, Dagestan i Kirgistan. Jednocześnie ta mnogość perspektyw i poruszenie bardzo wielu wątków mogą pozostawić czytelniczki i czytelników z poczuciem chaosu, a nawet niedosytu.
To nie zmienia faktu, że reportaż Nocuń wybrzmiewa wyjątkowo mocno, gdy pomyślimy o rosyjskiej inwazji tuż za naszą wschodnią granicą, gdy widzimy zdjęcia z Buczy i Chersonia, gdy na ulicy mijamy osobę mówiącą po ukraińsku. Gdy zapominamy, że przestrzeni od Syberii po Kaliningrad nie da się opisać w jeden sposób, uogólnić, nazywając ją „Rosją”. Bo Karelowie, mieszkańcy rosyjskiej Północy, mówią: „żyjemy sami sobie. Z dala od Moskwy. W swoim – o wiele mniej zniewolonym – świecie”.
Choć podczas lektury towarzyszyła mi myśl, że gdzieś to już czytałam, a książka pozostawia z natłokiem myśli, to jednocześnie działa jak plaster. Pokazuje nie tylko, że historia jest (i była) kobietą, ale że impulsu do walki o wolność na terenach byłego ZSRR nie zniszczy żadna dyktatura. Tego przesłania potrzebujemy dziś bardziej niż kiedykolwiek.
Za egzemplarz książki dziękujemy Wydawnictwu Czarne.
***
Małgorzata Nocuń, Miłość to cała moja wina. O kobietach z byłego Związku Radzieckiego, 264 strony, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2023.