Iran jest czymś więcej niż tylko Islamską Republiką. Jeśli to zrozumiemy, wygramy

Protest Iranek i Irańczyków w Warszawie, rok po śmierci Żiny Mahsy Amini


„Reżim nie ma wyjścia i musi wreszcie ustąpić. Jeśli pozwolą nam zdjąć hidżaby, ludzie zapragną tylko większej wolności i będzie rewolucja. Jeśli nie pozwolą, nigdy się nas nie pozbędą”. Rok po śmierci Żiny Mahsy Amini rozmawiamy z aktywistką* na rzecz praw człowieka z Iranu mieszkającą w Polsce

Katarzyna Makarowicz: Ludzie w Iranie nadal walczą o wolność?

Tak. Co mnie szczególnie cieszy, ludzie wreszcie zrozumieli, że to nie jest sprint, tylko maraton. Rok temu wszyscy na ulicach i placach krzyczeli, że obalenie reżimu to kwestia kilku miesięcy. Ja zawsze byłam wobec tego sceptyczna, bo przecież nie mamy do tego zasobów, wojska, pieniędzy. Mamy tylko siebie. Przez rok mieliśmy czas na przegrupowanie, na obserwowanie reakcji reżimu. I chociaż były one gwałtowne, a władza uciekała się do stosowania tortur i egzekucji, nadal mamy nadzieję. Dziś wiemy też, że odpoczynek, dbanie o siebie i przerwy w pracy aktywistycznej nie zwalniają nas, tylko chronią przed wypaleniem. To ważna lekcja.

Jak dzisiaj wygląda walka Iranek?

Wychodzenie na ulice nie zdało egzaminu na dłuższą metę. Nie mamy szans z reżimem wystawiając się na takie niebezpieczeństwo. Władza nie ma żadnych oporów. Strzelają, by zabić. Przedwczoraj zamordowano mężczyznę na ulicy, bo krzyczał „zacznijmy od nowa”, mając na myśli powrót do masowych protestów. Tak nie wygramy. 

Piszemy dla Ciebie, dzięki Tobie

W obliczu rosnącej migracji ludności spowodowanej zmianami klimatycznymi, konfliktami zbrojnymi i czystkami etnicznymi, zapewnienie dostępu do rzetelnych informacji jest teraz bardziej istotne niż kiedykolwiek wcześniej. Nasze dziennikarstwo w Salam Lab jest konstruktywne, inkluzywne i wolne od uprzedzeń. Dostarczamy różnorodne perspektywy, wykraczając poza główny nurt mediów, bez wpływu korporacji czy powiązań politycznych.

Jesteśmy całkowicie niezależną redakcją. Wasze wsparcie stanowi fundament naszej działalności. Każda wpłata pomaga nam kontynuować naszą misję dostarczania rzetelnych informacji. Dziękujemy za każdy wkład, który pomaga nam zachować niezależność.

Dziś chodzi o małe formy oporu. O nienoszenie hidżabu, zwłaszcza w większych grupach, o sprejowanie na ścianach wolnościowych haseł, pisanie na banknotach „Zin, Zindagi, Azadi” („Kobieta, Życie, Wolność”). O kontestowanie reguł. O społeczną zmianę w myśleniu o prawach kobiet. Przeglądałam zdjęcia sprzed roku, dwa dni przed śmiercią Żiny. W metrze kobiety pozawijane w chusty, wszędzie czadory, na ulicach wszyscy na czarno i szaro, tak, jak chciał tego reżim. Mama wysłała mi zdjęcie parę dni temu, też z metra. Znakomita większość kobiet była z gołą głową. To byłoby nie do pomyślenia jeszcze rok temu.

Nie ma rewolucji bez zmian w społeczeństwie?

Nie ma. Moja kuzynka po ślubie została zmuszona przez swojego męża do noszenia hidżabu nawet w obecności rodziny. Nie chciała tego. Dziś nie ma o tym mowy. Mąż już jej nie zmusza. Widzi, do czego to wszystko doprowadziło. Walczy razem z nią.

Nadal jest duża grupa nieprzekonanych do protestów Irańczyków i Iranek. To oni muszą dostrzec, że wszyscy jesteśmy zniewoleni. Ludzie się boją takiej walki, jaka działa się na ulicach Teheranu rok temu. Wiedzą, czym to grozi. Walka, którą proponujemy im teraz, jest inna: sprytniejsza, mądrzejsza. Tak chcemy ich przekonać. W końcu i tak wszyscy spotkamy się na ulicach, ale już jako inne społeczeństwo. Iran jest czymś więcej, niż tylko Islamską Republiką. Jeśli to zrozumiemy, wygramy.

W jaki sposób chcesz być częścią tej zmiany?

Nie mogę wrócić do Iranu, zbyt wiele zdziałałam tutaj w Polsce. Podejrzewam, że aresztowano by mnie jeszcze na lotnisku. W sobotę zorganizowałyśmy protest pod warszawską Kinoteką w solidarności z Irankami, a wcześniej w kinie był pokaz naszego filmu. Po seansie odbyła się też rozmowa na temat Iranu, którą poprowadził Michał Rezazadeh.

Jak to się stało, że pojawiłaś się w filmie „Jina” Emilii Pluskoty?

Byłam zaangażowana w protesty organizowane w Warszawie po śmierci Żiny Mahsy Amini. Dzięki pracy nad jego organizacją poznałam dużo osób z Iranu mieszkających w stolicy. Jedną z nich była dziewczyna, która znała Emilię. Niedługo później zaproponowano mi występ w filmie.

Dlaczego się na to zdecydowałaś?

Każda osoba, która ogląda „Jinę”, płacze. Nie znam nikogo, kto przechodzi obok niego obojętnie. 

Ja też płakałam.

Widzisz? Po seansie większość ludzi mówi mi „jesteście niezwykle odważne”. Cieszę się, że film ma taką siłę. Moja znajoma Polka powiedziała, że chciałaby mieć taką odwagę jak my, żeby przeciwstawić się łamaniu praw człowieka w Polsce. „Jina” bardzo dobrze wyłapuje nasz gniew i naszą wolę walki o wolność. To nie jest depresyjny film, który nie niesie nadziei. On inspiruje do działania.

Czy Iran przeżywa feministyczną rewolucję?

Tak, społeczeństwo się zmienia i to widać. Mężczyźni wreszcie nas słuchają. To nie pierwsza walka, jaką podejmowały irańskie kobiety, ale wcześniej to była walka z mężczyznami. Mówili nam: „walczycie o to, żeby wyglądać jak prostytutki, o chodzenie nago po ulicach”. Teraz są z nami.

Moim zdaniem reżim nie ma wyjścia i musi wreszcie ustąpić. Jeśli pozwolą nam zdjąć hidżaby, ludzie zapragną tylko większej wolności i będzie rewolucja. Jeśli nie pozwolą, nigdy się nas nie pozbędą. Dlatego władza reaguje histerycznie egzekucjami i torturami, przedłużając ten stan.

Ty nie nosisz hidżabu.

Nie, nie jestem religijna, ale cieszę się, gdy kobiety w czadorach dołączają do naszych protestów. Nie zawsze tak jest. Gdy organizowałyśmy pierwsze protesty w Warszawie, zdarzało się, że przychodziło kilka muzułmanek mówiących, że atakujemy islam. Ale w naszym oporze nie chodzi tak naprawdę o hidżab. Tu chodzi o wolność. Dlatego hasło tych protestów jest tak trafne: „Kobieta, życie, wolność”. Każdy się w tym odnajdzie, muzułmanka i niemuzułmanka. 

Muzułmanki, z którymi rozmawiałam na łamach Salam Lab, mówiły, że noszą hidżab, ale same go wybrały i czują się feministkami.

Rozumiem tę postawę. Ale jeśli kobieta dorasta w kulturze islamu, cała jej rodzina jest wierząca, a kobieta nosi hidżab, to czy naprawdę go sama wybrała? Czy naprawdę podjęła wybór spontanicznie i zupełnie niezależnie od wpływu najbliższych jej osób? Skąd może wiedzieć, czy po prostu nie było raczej tak, że dostosowała się do religii większościowej? Konwertytki, które przechodzą na islam jako dorosłe osoby poza kulturą muzułmańską, to co innego. One mogą powiedzieć z większym prawdopodobieństwem, że narzuciły sobie hidżab niezależnie. Ale nawet ja, mimo że wychowana w liberalnej rodzinie, nosiłam kiedyś czador. Nikt mnie do tego nie zmusił, mówiłam, że go sobie sama wybrałam. To nie była prawda: nosiłam czador, bo mi się to opłacało. Gdy nosisz czador w Iranie, jesteś bardziej szanowana. Jesteś dobrze wychowaną dziewczynką. A ja chciałam być dobrze wychowaną dziewczynką. Bardziej niż chciałam nosić czador.

Co możemy zrobić tu, w Polsce, by wesprzeć Waszą walkę?

Niedługo macie wybory. Możecie wpłynąć na swój rząd, żeby nie jeździł z wizytami dyplomatycznymi do Iranu. Polska jest jedynym, poza Węgrami, europejskim krajem, który tam pojechał. To nieakceptowalne. Wy macie wpływ na to, kto rządzi Waszym krajem, w przeciwieństwie do nas. Korzystajcie z tego prawa i zmieńcie tę władzę.

*Z uwagi na swoje bezpieczeństwo rozmówczyni pozostała anonimowa.


Jako Salam Lab jesteśmy częścią wyjątkowego grantu i projektu edukacyjnego EMPATHY (Let’s Empower, Participate and Teach Each Other to Hype Empathy. Challenging discourse about Islam and Muslims in Poland), który zakłada kompleksowe i intersekcjonalne podejście do przeciwdziałania islamofobii w Polsce. Więcej na jego temat przeczytasz na naszej stronie salamlab.pl/empathy.

Projekt jest dofinansowany przez Unię Europejską. Wyrażone poglądy i opinie są jednak wyłącznie poglądami autora_ki lub autorów i nie muszą odzwierciedlać tych zamieszczonych w przepisach Unii Europejskiej lub Komisji Europejskiej. Unia Europejska oraz organ udzielający wsparcia nie mogą ponosić za nie odpowiedzialności.



Najnowsze publikacje