Ostatnio miałam okazję uczestniczyć w szkoleniu dla dziennikarzy i dziennikarek z zakresu języka inkluzywnego. Nie pierwszym w moim życiu i na pewno nie ostatnim. Za każdym razem wychodzę z tego typu warsztatów będąc pod ogromnym wrażeniem plastyczności języka polskiego oraz pomysłowości osób go tworzących. Spoiler alert: Twojej też, czytelniczko
Każdy i każda z nas tworzy bowiem język. Dodaje do niego własne słowa, np. w kontekstach rodzinnych czy intymnych. Modyfikuje te, które już zostały wymyślone. Gdy okazuje się, że znajdujemy się w sytuacji, w której skodyfikowane formy językowe nie wystarczają, trzeba sięgnąć do swoich pokładów kreatywności i stworzyć chociażby nowe zaimki.
W ten sposób, by odpowiedzieć na potrzeby osób, które nie czują się widoczne w języku, powstał język inkluzywny, czyli włączający. Dzięki niemu osoby na co dzień marginalizowane językowo mogą poczuć się widoczne. A czym właściwie jest marginalizacja językowa? To moment, w którym nie wiemy, jak zwrócić się do kobiety-księdza, bo nie mamy jeszcze wyrobionego nawyku tworzenia spontanicznie feminatywów. Albo gdy chcemy opowiedzieć komuś o najnowszym albumie Demi Lovato, osoby niebinarnej, ale wiemy, że zaimki „jej” i „jego” tu nie pasują. Kobiety, osoby LGBT+, osoby niebiałe czy z niepełnosprawnościami mierzą się albo z takimi właśnie „pustkami” językowymi, albo z określeniami używanymi z wydźwiękiem pejoratywnym („Cygan”) i stereotypizującym („przykuty do wózka”).
Wesprzyj rodziny uchodźcze w Krakowie, wpłać na zrzutkę >>>
Neutratywy, dukatywy? A komu to potrzebne?
Język wrażliwy wydobywa z cienia osoby z grup marginalizowanych, proponując na przykład rodzaj postpłciowy (zaimki „onu”, „jenu”), dukatywy (za Jackiem Dukajem: „astronautu”, „przyjaciołu”) czy osobatywy („osoby towarzyszące”, „osoby uchodźcze”). Pionierską platformą, która szerzy świadomość na temat nowych form językowych jest portal Zaimki.pl, gdzie można znaleźć tabele odmian i zasady gramatyczne. Co ważne, wszystkie proponowane zaimki włączające są tworzone zgodnie z zasadami słowotwórczymi języka polskiego i zgodnie z wzorami odmian, analogicznie do tych, które już znamy. Dlatego też ich używanie nie sprawia użytkowniczce polskiego większych trudności i po krótkim treningu końcówki neutratywów „-łom”, „-łoś” i „-ło” dodawane do czasowników w czasie przeszłym „wskakują” w odpowiednią formę. Nawet Rada Języka Polskiego, instytucja raczej konserwatywnie podchodząca do wprowadzania nowych form, potwierdziła ich poprawność, twierdząc, że „nigdzie nie występuje zastrzeżenie, że nie tworzy się form 1. i 2. osoby rodzaju nijakiego w czasie przeszłym”.
Język wrażliwy uczy nas też niestereotypowego mówienia ludziach i zjawiskach, radząc, by ze swojego słownika wykreślić np. zachodniocentryczne zwroty „egzotyczny kraj” („egzotyczny” dla kogo?) czy „orientalna kultura”.
Przewodnik po języku
Ale jak sprawić, żeby użytkownicy i użytkowniczki języka zaczęli stosować formy włączające? Można, tak jak Oxfam, międzynarodowa organizacja humanitarna, przygotować „Przewodnik po języku inkluzywnym”, który pozwoli przybliżyć dobre praktyki, mające na celu walkę ze stereotypizacją różnych grup. Przewodnik został stworzony zgodnie z „Feministycznymi Zasadami Użycia Języka” (m.in zasadą różnorodności, solidarności, bezpieczeństwa) i ma za zadanie dostarczyć zwrotów i pojęć, które mogą zastąpić stygmatyzujące mainstreamowe wyrażenia. Treści zostały podzielone na rozdziały dotyczące dziedzin życia i zjawisk, o których najczęściej mówimy w sposób stereotypowy. Są to m.in. płeć, zdrowie, migracje, orientacja seksualna.
Formy języka inkluzywnego będą oczywiście inne w każdym języku narodowym. Przewodnik Oxfamu został opublikowany w języku angielskim, a my, użytkownicy i użytkowniczki polskiego, mierzymy się z innymi wyzwaniami niż osoby anglojęzyczne. Nasz język jest np. silne zgenderyzowany (obecność rodzajów gramatycznych), maskulinocentryczny (faworyzacja form męskich) i binarny (sporadyczne używanie rodzaju nijakiego). Mimo wszystko z oxfamowego przewodnika możemy wyciągnąć wiele wartościowych zasad i zwrotów oraz wprowadzać je do codziennej polszczyzny. Warto przyjrzeć się np. sugestii pozbycia się z języka słowa „transseksualny(a)” [eng. transsexual], które przez część społeczności queerowej może być uznane za obraźliwe, i zastąpić je bezpieczniejszym określeniem „transpłciowy(a)” [eng. transgender].
Ciekawa jest też rada dotycząca zmiany nazewnictwa środowisk, które zwykle w Polsce nazywamy z angielska „pro-life”, spolszczając do „prolajferów”. Przewodnik Oxfamu proponuje zastąpić je zwrotem „antyaborcjoniści”/„ruch antyaborcyjny”, dzięki czemu możliwa jest też zmiana optyki: pozytywnie kojarzącą się nazwę grupy, która deklaruje, że jest „za życiem”, chociaż nie dba o życie osób w ciąży, zastępujemy określeniem bardziej precyzyjnym.
Nie bójmy się błędów
Czy to wszystko oznacza, że język inkluzywny jest bez wad? Oczywiście nie. Można krytykować jego nieekonomiczność (ciągłe powtarzanie podwójnych form, jak „studenci i studentki”) czy fakt, że bywa on stosowany na wyrost, np. dla opiekunów i opiekunek osób z niepełnosprawnościami walka o używanie destygmatyzujących form języka może zostać uznana za rozmywanie palącego problemu, jakim jest trudna sytuacja tej grupy Polek i Polaków.
I wreszcie, sprzeciw może budzić brak zgody co do stosowania konkretnych form. Jak jednak tłumaczy Maria Bolek, doktorantka językoznawstwa na UW i współtwórczyni platformy „O języku”, nie ma jednego „poprawnego” języka inkluzywnego. Jak mówi, w języku wrażliwym „nie chodzi o powtarzanie jakichś z góry narzuconych formułek, tylko słuchanie się nawzajem. Przykładem formy, która nie jest przyjmowana przez wszystkich członków grupy marginalizowanej, jest tzw. person-first language, czyli np. mówienie „osoby z niepełnosprawnością”, „osoby z autyzmem”. To formy, które podkreślają, że ludzie żyjący np. z pewną chorobą lub mający pewne cechy neurorozwojowe nie są przez nie definiowani. Tymczasem, są osoby, dla których doświadczenie niepełnosprawności czy neuroatypowości jest na tyle istotne, że nie chcą być od niego oddzielani. Na przykład działacz na rzecz popularyzacji wiedzy o autyzmie, Jim Sinclair uważał, że forma „osoba z autyzmem” sugeruje, że autyzm można oddzielić od osoby, co jest nieprawdą i tym samym to określenie wydawało mu się szkodliwe” – przekonuje ekspertka.
Odzyskać słowa
Podobna sytuacja dotyczy słowa „Cygan”: są osoby pochodzenia romskiego, które próbują to określenie odzyskać, czyli nadać mu neutralne znaczenie, tak jak stało się to ze słowem „queer”. Na razie jednak w potocznym języku „Cygan” ma zabarwienie pejoratywne, więc raczej w przekazie medialnym i w wypowiedziach samych osób pochodzenia romskiego znajdziemy destygmatyzującą nazwę „Rom”. Ta sytuacja może się jednak w przyszłości zmienić i warto zachować gotowość na kolejną zmianę w nazewnictwie. „Nie ma jednej złotej zasady, jak mówić, ale póki się staramy, używamy słów możliwie jak najbardziej neutralnych, a przede wszystkim jesteśmy wyrozumiali/łe i słuchamy się nawzajem, ryzyko wykluczenia kogoś przez język jest zdecydowanie mniejsze” – zapewnia Maria Bolek.
Jedną z rzeczy, która przekonuje mnie, że przewodnik Oxfamu robi dobrą robotę, jest krótka notka na początku publikacji: „nota o dyskomforcie”. Czytamy w niej, że „trzeba wyjść poza strefę komfortu status quo, aby zburzyć opresyjne struktury społeczne i stworzyć drogę do równości. Czytając ten przewodnik, możesz odczuwać dyskomfort. Na przykład, wiele osób nie odczuwa posiadania przywilejów i ani nie dostrzega względnej przewagi, jaką może mieć w społeczeństwie w porównaniu z innymi, zwłaszcza jeśli czuje, że w pełni zasłużył(a) na ten przywilej. Spojrzenie na własne przywileje może być trudne, ale jest niezbędne, by zrozumieć, jak działa władza w naszej pracy i poza nią”.
Zorientowanie się, że „nasz” język, którego używamy całe swoje życie, jest niewystarczający, bo ugruntowuje stereotypy i krzywdzi ludzi, może być trudne do przyjęcia. Świadome przestawienie się na język wrażliwy oznacza, że musimy przyznać przed samą sobą, że latami nie zwracałyśmy uwagi na to, czy komuś nie sprawimy przykrości, mówiąc chociażby „wyżydzić” czy „wycyganić”. Używanie języka wrażliwego oznacza też jednoczesne przyznanie, że mimo iż według prawa wszyscy jesteśmy równi, żyjemy w świecie systemowej niesprawiedliwości społecznej. A to często nie przychodzi nam z łatwością.
Pustosłowie feminatywów
Do listy powodów, dla których jeszcze nie wszyscy czują się komfortowo z używaniem języka inkluzywnego, dodałabym też zwyczajny brak wiedzy i możliwości ćwiczeń językowych. Nie wszyscy w końcu mamy w gronie swoich znajomych osoby niebinarne, w obecności których mamy szansę stać się mistrzyniami nowej odmiany czasowników.
Maria Bolek przypomina jednak, że język włączający nie jest magiczną różdżką, dzięki której zmienimy systemowe nierówności na świecie: „często się słyszy, że »język kształtuje rzeczywistość«. To nie jest jednak takie proste, zmiana samego języka nie wystarczy, bo to tylko jeden z elementów rzeczywistości społecznej. Używanie feminatywów nic nie zmieni, jeśli ktoś dalej będzie głosił mizoginistyczne hasła. Za przykład mogą posłużyć wypowiedzi Janusza Korwin-Mikkego, który używa często form żeńskich, ale u niego taki język nie ma nic wspólnego z feministycznymi czy równościowymi poglądami. Językowa uważność wobec drugiej osoby nie będzie miała sensu, jeśli nie będzie za tym szło równościowe, włączające podejście”.
Zacznijmy więc od siebie i własnego słownika. Czy nadal używamy słowa „Murzyn”, mimo walki czarnoskórych Polaków i Polek o wymazanie go, jako obraźliwego, z języka polskiego? Czy nadal stosujemy skrót myślowy „nielegalni migranci”, mimo że takie instytucje jak Fundacja Ocalenie rekomendują usunięcie go z języka, jako pozbawiający godności praw i sugerujący, że czyjeś jestestwo jest „bezprawne”?
Zmiana w języku daje nadzieję na zmianę w rzeczywistości społecznej. Podczas refleksji nad naszym słownikiem nie dopuśćmy jednak, by używanie feminatywów czy rodzaju postpłciowego nie było pustosłowiem.