Rosyjska agresja na Ukrainę w 2022 roku, a potem wojna Izraela z Hamasem dobitnie pokazały, że internet stał się kolejnym frontem. Dezinformacja i propaganda uderzają w nas z każdej strony. Co zrobić, by się przed nimi uchronić?
Zacznijmy od oczywistości: rolą mediów jest przekazywanie rzetelnych informacji i poszerzanie wiedzy odbiorców i odbiorczyń o świecie. Chyba jednak dobrze wiemy, że w rzeczywistości nie zawsze tak jest. Zwłaszcza w dobie mediów społecznościowych, gdzie każdy i każda z nas staje się nie tylko odbiorcą treści, ale też ich twórcą.
Dezinformacja na co dzień
Z jednej strony, pojawienie się social mediów to zmiana na lepsze: rozbicie medialnego monopolu na mówienie nam prawdy o świecie sprawdza się na przykład wtedy, kiedy dzięki internetowi do głosu dochodzą grupy marginalizowane w debacie publicznej. Mowa tu chociażby o rdzennych grupach etnicznych, które za pomocą Facebooka czy Twittera (dziś X) mogą skuteczniej walczyć o swoje prawa.
Z drugiej strony, social media to zmiana na gorsze: w Polsce, przykładowo, ponad połowa użytkowników i użytkowniczek internetu spotkała się z dezinformacją, a więcej niż jedna trzecia co tydzień trafia w sieci na fałszywe informacje. Jednocześnie aż 19 proc. Polek i Polaków nie weryfikuje wiarygodności informacji znalezionych online ani ich źródeł (dane pochodzą z raportu Trust Lab, który znajdziecie tutaj).
I tu leży prawdziwy problem: gdyby nie bezmyślne udostępnianie dalej fałszywych informacji, te umarłyby śmiercią naturalną. Fake newsy – tworzone w konkretnym celu, często politycznym – żyją tak długo, jak długo dajemy im wiarę i chcemy, by inni też w nie uwierzyli.
Upadek autorytetów
Dlaczego w ogóle to takie ważne? Ano dlatego, że rozpowszechnianie fake newsów w internecie może mieć realne skutki w naszej „namacalnej” rzeczywistości; na przykład w formie przemocy wobec osób z doświadczeniem migracji. Dezinformacja powoduje też narastanie wśród nas powszechnej atmosfery nieufności i podejrzliwości, co udowodniły niejedne badania. Jakby tego było mało, emocjonujące, nieprawdziwe treści dzielą nasze społeczeństwo, a to na pewno nam nie służy.
I wreszcie – fake newsy sprawiają, że trudno nam uwierzyć w cokolwiek. Wtedy nawet nauka przestaje być wiarygodna i zanim się obejrzymy, pojawia się ogólnoświatowy ruch ludzi, którzy wierzą, że Ziemia jest płaska.
Dezinformacja, czyli manipulacja faktami bądź ich zmyślanie, kształtuje więc i wpływa na nasze społeczeństwo. Nic zatem dziwnego, że stała się bronią wojenną. Od 24 lutego 2022 r. wielu z nas spotkało się z szerzącą się w internecie rosyjską propagandą dotyczącą „operacji specjalnej” w Ukrainie. Miejscami była ona tak toporna, że stała się memem. Co nie znaczy, że nie była skuteczna.
Ulubione narzędzie Kremla
Badając antyukraińską retorykę w przestrzeni internetowej w kwietniu trafiłam na statystyki, zgodnie z którymi w Polsce aż 88 proc. kont rozpowszechniających fake newsy podejmowało temat związany z eskalacją wojny w Ukrainie. Nie było chyba kraju, którego nie sięgnęłaby dezinformacja siana przez rosyjskie władze.
„»Nazistowska« narracja została wykorzystana do dehumanizacji Ukraińców. Nawołująca do ludobójstwa retoryka o wszystkim, co ukraińskie, przeniosła się z marginesu do rosyjskiego głównego nurtu, np. do kontrolowanej przez państwo agencji informacyjnej RIA Novosti. A efektem jest większa brutalność na polu walki i wobec ludności cywilnej” – czytamy na stronie EUvsDisinfo, europejskiego projektu mającego na celu walkę z dezinformacją.
I nawet jeśli tzw. Zachód uniemożliwił nadawanie największym rosyjskim mediom tradycyjnym, przestrzeń internetowa w Europie i na świecie cały czas jest pod ogromnym wpływem zarówno Rosji, jak i Chin, a tym samym ma duży wpływ na prowadzenie dalszej inwazji na Ukrainę.
Media stroną w konflikcie
Być może się mylę, ale mam nieodparte wrażenie, że w przypadku wojny Hamasu i Izraela, która trwa od 7 października tego roku, dezinformacja weszła na nowy poziom. Media w Europie czy USA bardzo często stoją po stronie rządu Binjamina Netanjahu (nie powiem: Izraela, bo wielu obywateli i obywatelek tego kraju wcale nie popiera polityki swojego kraju wobec Palestyny).
Zdarza się też, że mimo najszczerszych chęci publikowania tylko sprawdzonych informacji i tworzenia rzetelnego przekazu, dziennikarze i dziennikarki stają się ofiarami fake newsów i propagandy. Tak było w przypadku reporterki telewizji CNN, Sary Sidner, która przeprosiła za powielenie niesprawdzonej informacji o zdekapitowanych przez Hamas izraelskich noworodkach.
„We wczorajszym oświadczeniu biuro izraelskiego premiera potwierdziło, że Hamas ściął głowy niemowlętom i dzieciom, w trakcie naszego programu na żywo. Teraz izraelski rząd twierdzi, że NIE MOŻE potwierdzić, że niemowlęta zostały ścięte. Powinnam być bardziej uważna na słowa, za co przepraszam” – napisała Sidner w poście na portalu X.
Co więcej, dostęp do rzetelnych informacji na temat sytuacji w Strefie Gazy jest mocno utrudniony: praktycznie nie ma tam zagranicznych dziennikarzy i dziennikarek, a nieliczni lokalni reporterzy i reporterki nadają głównie poprzez media społecznościowe. Podczas gdy wiele mediów staje się stroną konfliktu bądź zwyczajnie nie potrafi rzetelnie relacjonować przebiegu tej wojny, jako odbiorcy i odbiorczynie musimy dołożyć wszelkich starań, by weryfikować informacje, które do nas docierają.
Jak uważać na dezinformację?
Czas na kilka prostych kroków, o których mowa w tytule. Przede wszystkim, bądź podejrzliwy/podejrzliwa, jeśli:
- Dana treść wywołuje u ciebie negatywne emocje. Zastanów się, czy celem tekstu jest nastawienie cię przeciwko jakiejś grupie/osobie czy rzetelne informowanie?
- Przekaz jest jednostronny. Czy autor/autorka oddaje głos obu stronom (konfliktu)?
- Autor/autorka nie podaje źródeł swoich informacji lub źródła te nie są wiarygodne;
- Czy autor/autorka treści jest autorytetem w danej dziedzinie? Czy opinie, które wyraża, są podbudowane faktami i solidną wiedzą?
- Autor/autorka używa mowy nienawiści, jest stronnicza;
- Przekazywane informacje są wyjęte z kontekstu;
- Treść ma charakter sensacyjny (znów zastanów się, czy „apeluje” do naszych emocji, a nie do rozumu);
- Autor/autorka posługuje się stereotypami;
- Autor/autorka używa określeń: „wszyscy wiedzą, że”; „to oczywiste, że” itd.;
- Autor/autorka „zmusza” Cię do zajęcia jednoznacznego stanowiska w danej sprawie.
Na koniec jeszcze kilka żelaznych zasad weryfikowania informacji:
- Korzystaj tylko ze sprawdzonych źródeł (rzetelne media, a najlepiej agencje prasowe, zaufani komentatorzy/komentatorki, specjaliści/specjalistki, raporty i informacje międzynarodowych organizacji);
- Potwierdź informację w co najmniej trzech niezależnych od siebie źródłach;
- Sprawdź linię programową danego medium w tej konkretnej sprawie;
- Bądź krytyczny/krytyczna wobec dziennikarzy/dziennikarek oraz influencerów/influencerek.
Wiem, że to dużo roboty. I wiem, że jako konsumenci i konsumentki mediów nie powinniśmy wykonywać stricte dziennikarskiej roboty, do jakiej weryfikacja źródeł z pewnością należy. Niestety, czasy, gdy byliśmy biernymi odbiorcami i odbiorczyniami, bezpowrotnie minęły. Dziś każdy i każda z nas, udostępniając i komentując treści, staje się nadawcą. Dlatego musimy zdawać sobie sprawę z naszej odpowiedzialności – w ten sposób działamy dla wspólnego dobra.
Anna Mikulska – reporterka, z wykształcenia antropolożka kultury. Pisze o migracjach, prawach człowieka, pracy przymusowej i edukacji. Laureatka konkursu „Pisma. Magazynu Opinii” – „Między wierszami” za reportaż „Imigracja przez morze plastiku” oraz konkursu Festiwalu Wrażliwego w kategorii twórca szczególnie wrażliwy za dwa reportaże i projekt „Historie o Człowieku”. Współpracuje z redakcją Salam Lab od marca 2023 roku.