Język ma znaczenie. Jak pisać i mówić o Palestynie i Izraelu?

fot. screenshot video Anadolu English
@anadoluagency via X.com

palestyna izrael konflikt doniesienia medialne bbc

Doniesienia medialne o ataku Hamasu na Izrael i bombardowaniach Strefy Gazy po raz kolejny prowadzą do pytań o język, jakiego używają osoby wypowiadające się publicznie. Przekaz jest pełen pułapek, na które zarówno piszący, jak i odbiorcy i odbiorczynie powinni być wyczuleni

Konflikt izraelsko-palestyński?

Większość doniesień medialnych określa relacje między Izraelem a Palestyną mianem konfliktu. Jednak, jak wskazuje m.in. organizacja non-profit The Slow Factory, „konflikt oznacza istnienie równości stron”, a do tej pory mogliśmy mówić o „aktywnym prześladowcy (Izraelu) i prześladowanym (Palestynie). Kolonizatorze (Izraelu) i kolonizowanym (Palestynie)”. Używając tego terminu rozmywamy zatem odpowiedzialność Izraela za wieloletnią okupację Palestyny. 

O określeniach takich jak „konflikt” czy „starcia” pisała także w artykule dla Tribune dziennikarka Asia Khatun – „Takie wybory językowe, czy to nieodpowiedzialne, czy tylko ignoranckie, wzmacniają pogląd, że jest to konflikt, w którym obie strony mają środki, aby być równie agresywnym wobec drugiej”. Tymczasem, jak mówi Khatun, Izrael jest jednym z najbardziej zmilitaryzowanych państw okupacyjnych na świecie, wspieranym  finansowo przez Stany Zjednoczone. „Dynamika [symetrycznej – przyp.red.] władzy, w którą wierzy społeczeństwo zachodnie, po prostu nie istnieje” – kwituje.

Czy lepiej więc w wypadku obecnych działań mówić o wojnie, oficjalnie ogłoszonej przez Izrael 8 października? Określenie „wojna palestyńsko-izraelska” także może sugerować symetrię sił tam, gdzie jej nie ma. Są osoby, które uważają, że najlepiej pasującym opisem obecnych wydarzeń są „zbrodnie przeciwko ludzkości” popełniane przez Izrael na Palestyńczykach i Palestynkach. To określenie stosują m.in. eksperci i ekspertki ONZ w oświadczeniu opublikowanym 19 października, wskazując na ryzyko ludobójstwa narodu palestyńskiego

Jeśli zaś chodzi o relacje palestyńsko-izraelskie sprzed ataku Hamasu, to jeszcze w zeszłym roku The Slow Factory apelowało, by używać precyzyjnych terminów, takich jak „kolonizacja osadników”, „okupacja wojskowa”, „zawłaszczanie ziemi” czy „czystki etniczne”. 

Hamas to terroryści?

Istnieje bardzo wiele definicji terroryzmu. Interpretacja przyjęta podczas szczytu NATO w Pradze w listopadzie 2002 r., mówi, że jest to „bezprawne lub groźne użycie siły lub przemocy przeciw osobom indywidualnym lub mieniu, zmierzające do zniewolenia lub zastraszenia rządów lub społeczeństw dla osiągnięcia celów politycznych, religijnych lub ideologicznych”.

Wydawałoby się zatem, że nazywanie Hamasu organizacją terrorystyczną, czy mówienie o ataku terrorystów na Izrael nie powinno budzić kontrowersji. Jeśli jednak określenie to pojawia się w mediach wyłącznie w odniesieniu do Hamasu, nie będąc jednocześnie stosowane do piętnowania działań Izraela, przestaje być obiektywne. 

Krytycy i krytyczki zauważają, że zbrodnie popełniane obecnie przez Izrael na palestyńskiej ludności cywilnej, ale również przeprowadzane z użyciem przemocy wysiedlenia Palestyńczyków i Palestynek, powinny być opisywane jako akty terroru państwowego. Wiele z nich odpowiada zresztą definicjom zbrodni wojennych przyjętych przez ONZ.

W polskich mediach bardzo często mamy do czynienia z pisaniem o „palestyńskich terrorystach” i „izraelskich siłach” albo „bojownikach Hamasu” i „wojsku izraelskim”. To manipulowanie narracją, które polega na automatycznym przypisywaniu słuszności działaniom jednej strony. 

Antropolożka Emilie El Khoury, zajmująca się badaniem, w jaki sposób etykietowanie i kategoryzacja mogą tworzyć podziały społeczne, zwraca uwagę, że określenie jednej strony „terrorystami” utrudnia potępienie przemocy stosowanej przez drugą stronę. Bombardowanie domów, szpitali i szkół w Gazie można wtedy uzasadniać prawem odwetu i działaniami antyterrorystycznymi. „Określenie jednego aktora terrorystą natychmiast sprawia, że wspieranie jego sprawy jest trudniejsze. Podważa to również prawo do obrony szerszej populacji dotkniętej przemocą. A ostatecznie to na nią spadają konsekwencje manewrów politycznych” – pisze w artykule dla The Conversation.

Piszemy dla Ciebie, dzięki Tobie

Nasze dziennikarstwo w Salam Lab jest konstruktywne, inkluzywne i wolne od uprzedzeń. Dostarczamy różnorodne perspektywy, wykraczając poza główny nurt mediów.

Jesteśmy całkowicie niezależną redakcją. Wasze wsparcie stanowi fundament naszej działalności. Każda wpłata pomaga nam kontynuować naszą misję dostarczania rzetelnych informacji. Dziękujemy za każdy wkład, który pomaga nam zachować niezależność.

BBC przeprasza?

Zdaniem El Khoury konsekwencją takiego etykietowania może być upowszechnienie przekonania, że cała populacja Gazy jest odpowiedzialna za działania Hamasu i wspiera terroryzm. Jako przykład podaje telewizję BBC, która relacjonując propalestyńskie protesty przedstawiła demonstrantów i demonstrantki jako osoby popierające Hamas. W wyniku krytyki stacja upubliczniła przeprosiny, przyznając, że sformułowanie, którego użyła, było niefortunne i mylące.

Redakcja BBC wydała także oświadczenie, w którym uzasadnia, dlaczego nie nazywa członków Hamasu terrorystami. Jej zdaniem sugerowałoby to jednoznaczne stanowisko moralne i oznaczałoby zerwanie z obowiązkiem pozostawania obiektywnym. Mimo że autorzy i autorki publikacji nie używają tego określenia wprost, w większości przypadków redakcja dodaje, że Hamas jest organizacją, którą zachodnie rządy określają jako grupę terrorystyczną. Niektórzy krytycy uważają, że tak naprawdę nie eliminuje to problemu stronniczości. 

„Żadna organizacja medialna nigdy nie odniosłaby się w taki sposób do rządu izraelskiego, zauważając przy każdej wzmiance, że Izrael jest uznawany przez organizacje praw człowieka za państwo apartheidu, regularnie łamiące prawo międzynarodowe” – pisze w tekście dla Middle East Eye Jonathan Cook.

Zmarli czy zabici?

Zachodnie media spotkały się również z krytyką ze strony brytyjskiego dziennikarza Harry’ego Feara, który oskarżył je o stronniczość w relacjonowaniu wydarzeń w Izraelu i Palestynie. Podkreślił, że dominująca narracja oparta jest na izraelskiej perspektywie, a media koncentrują się na niezweryfikowanych informacjach, powielając fake newsy i zaniedbując jednocześnie informowanie o cierpieniach palestyńskich cywilów. Tak było między innymi z doniesieniami o dekapitacjach dzieci przez członków Hamasu, które okazały się niepotwierdzoną informacją, opartą na relacji jednego, izraelskiego żołnierza.

Dobór słów w przekazywanych informacjach jest niezwykle ważny i niekiedy nawet niuanse mogą znacząco wpłynąć na to, jak daną sytuację postrzegać będą odbiorcy i odbiorczynie. Fear zwrócił na przykład uwagę, że BBC donosząc o liczbie ofiar działań wojennych w przypadku Palestyńczyków i Palestynek mówi o „zmarłych” (ang. „died”), a Izraelczyków i Izraelki uznaje za „zabitych” (ang. „killed”).

„To schemat na okrągło powtarzany przez media informujące o wydarzeniach w Palestynie. Palestyńczycy i Palestynki [według doniesień medialnych – przyp.red.] nie są zabijani, po prostu umierają. Kiedy siły izraelskie napadają na nasze dzielnice w środku nocy, bombardują nasze dzieci, burzą nasze domy, kolonizują naszą ziemię i zabijają nasz lud, nas i tak zrównuje się z podżegaczami” – pisała w The Washington Post w 2022 roku Laura Albasti Cat Knarr.

„Niesprowokowany atak na Izrael”? 

W mediach pojawia się wiele nieścisłości, a język przekazu często staje się narzędziem manipulacji. Politycy mówiący o „niesprowokowanym ataku na Izrael” wymazują lata historii poprzedzające wydarzenia z 7 października. Niektórzy próbują postawić znak równości pomiędzy działaniami Hamasu i ISIS, co jest prostą drogą do usprawiedliwienia izraelskiej przemocy w Gazie i rażących naruszeń prawa międzynarodowego. Minister obrony Izraela Yoav Gallant mówi natomiast otwarcie o całkowitym oblężeniu Strefy Gazy nazywając działania państwa walką z „ludzkimi zwierzętami”, tym samym dehumanizując Palestyńczyków i Palestynki. 

Manipulacyjne chwyty narracyjne świetnie obnażył w swoim nagraniu palestyński pisarz i dziennikarz Mohammed El-Kurd. „Kto kontroluje National Health System? Wielka Brytania. Kto kontroluje francuską służbę zdrowia? Rząd Francji […]. Zadajmy więc sobie pytanie dlaczego, kiedy mainstreamowe media odnoszą się do szpitali lub szkół w Strefie Gazy, często dodają informację »kontrolowane przez Hamas«. Bez względu na to, co o tym myślicie, Hamas jest organem rządzącym w Strefie Gazy. Logiczne jest więc, że tamtejsze ministerstwo zdrowia będzie podlegało jego jurysdykcji”. El-Kurd pokazuje w ten sposób, że dodawanie informacji o tym, pod czyją kontrolą znajduje się palestyńska ochrona zdrowia, nie służy poszerzeniu wiedzy odbiorcy czy odbiorczyni. Jest to raczej sugestia, że wszystkie instytucje w Palestynie są w jakiś sposób powiązane z organizacją, którą zachodnie państwa uznają za terrorystyczną. W ten sposób media oddziałują na nasze emocje i uprzedzenia, sprawiając, że tracimy z oczu palestyńskich pacjentów i pacjentki i mniej empatyzujemy z ofiarami nalotów.

Dobre praktyki

Eskalacja przemocy w Izraelu i Palestynie trwa, a jej częścią jest wojna informacyjna i propagandowa. Warto mieć tego świadomość, czytając kolejne doniesienia prasowe i podchodzić krytycznie do przekazywanych nam treści. Z kolei dziennikarze i dziennikarki mogą skorzystać ze wskazówek, które przygotowało Stowarzyszenie Dziennikarzy Arabskich i Bliskiego Wschodu, żeby rzetelnie omawiać kwestie związane z Izraelem i Palestyną. 

Kluczowe zalecenia brzmią:

  • „Pamiętaj o szerszym kontekście stosunków palestyńsko-izraelskich [np. Nakbie i wcześniejszych bombardowaniach Strefy Gazy – przyp.red.] i ich związku z wydarzeniami, które obecnie omawiasz. 
  • Pamiętaj także o obecnym kontekście, na przykład o miesiącach poprzedzających ataki Hamasu na Izrael w październiku 2023 r. 
  • Unikaj traktowania obu stron jako równych.  Bądź precyzyjny/a w raportowaniu o ofiarach. 
  • Dwa razy sprawdzaj informacje z »oficjalnych źródeł«, czy to rządowych czy wojskowych”.


Najnowsze publikacje