Moja mama nie może się oderwać od wiadomości z Gazy. Tata bardzo się o nią martwi. Sam od 20 lat jest imamem, i wie, jakie ukojenie może przynieść modlitwa. Modlą się więc razem
Katarzyna Makarowicz: Masz znajomych w Strefie Gazy?
Salah Abu Laban, Palestyńczyk, przewodnik i właściciel hostelu w Betlejem: Tak. Jeden z nich nie odpisuje mi od kilku dni na wiadomości, bardzo się o niego martwię. Obawiam się najgorszego, bo jego okolice były bardzo intensywnie bombardowane. Drugi mój znajomy jest ranny i stracił wiele członków i członkiń rodziny w ataku Izraela na jedno ze schronisk UNRWA (Agencji Narodów Zjednoczonych ds. Pomocy Uchodźcom Palestyńskim na Bliskim Wschodzie). Te schroniska były kiedyś szkołami. Dzisiaj są przepełnione ludźmi, którzy chcą bezpiecznie przetrwać kilka dni. Trzeci znajomy przeżył cudem. Jego kryjówka znajdowała się sto metrów od szpitala anglikańskiego, Al-Ahli Arab Hospital. On także stracił najbliższe osoby w atakach, ale zachowuje ogromną siłę ducha.
Czym się zajmowałeś, kiedy jeszcze mieszkałeś w Palestynie?
Byłem przewodnikiem po Betlejem. Oprowadzałem wycieczki opowiadając po arabsku, angielsku i polsku.
Skąd pomysł na taki zawód?
Bo sam nie mogłem tak łatwo podróżować.
Jak to?
Palestyńczycy i Palestynki mają bardzo ograniczoną możliwość poruszania się, zwłaszcza za granicę. Żeby wyjechać, muszą uzyskać specjalne pozwolenia i spełnić szereg wymogów formalnych. Ja mogłem pojechać za granicę dopiero po otrzymaniu oficjalnego zaproszenia. W moim przypadku zaprosiła mnie firma, która organizowała mój kurs językowy w Polsce. 10 lat temu w Palestynie tylko dwóch przewodników oprowadzało ludzi z Polski, mówiąc w ich ojczystym języku, a polskich wycieczek przyjeżdżających do Betlejem nie brakuje. To była nisza. W 2013 roku pojechałem więc do Polski nauczyć się języka. Kupiłem czteromiesięczny kurs w Gdańsku za 1,3 tys. dolarów.
Po czterech miesiącach czegoś się nauczyłem, ale głównie dzięki rozmowom z Polakami i Polkami na własną rękę. Kupiłem fiszki w Empiku i jakoś poszło. Ostatecznie zdałem egzamin państwowy na poziomie B1.
Po 15 miesiącach w Polsce wróciłeś do Betlejem.
Wreszcie mogłem wykorzystać umiejętność mówienia po polsku zawodowo. Oprowadzałem wycieczki po mieście, a w końcu założyłem nawet mały hostel. Początki mojego interesu były bardzo skromne: udostępniłem ludziom swoje mieszkanie, gdzie było jedno łóżko, a ja spałem na kanapie. Stopniowo adaptowałem coraz większą przestrzeń dla gości i dodawałem miejsca do spania. Po roku udało mi się dostosować dwa osobne pomieszczenia. Pochodzę z rodziny muzułmańskiej, dosyć konserwatywnej, więc zależało mi na tym, żeby w moim hostelu osoby wychowane tak jak ja, mogły się czuć swobodnie. Dlatego jeden pokój jest przeznaczony dla kobiet, a drugi dla mężczyzn.
Piszemy dla Ciebie, dzięki Tobie
Nasze dziennikarstwo w Salam Lab jest konstruktywne, inkluzywne i wolne od uprzedzeń. Dostarczamy różnorodne perspektywy, wykraczając poza główny nurt mediów. Piszemy o migracji, prawach człowieka, islamie i islamofobii.
Nasze działania zależą od Twojego wsparcia. Każda złotówka pomaga nam kontynuować misję dostarczania rzetelnych informacji. Twój wkład to klucz do naszej niezależności.
W ciągu ostatnich 10 lat Polskę odwiedziłem w sumie trzy razy, w tym w 2016 roku, gdy byłem wolontariuszem na Światowych Dniach Młodzieży w Krakowie.
To impreza katolicka. Co Cię w niej zainteresowało?
Jestem muzułmaninem, ale pojechałem na Światowe Dni Młodzieży, bo chciałem dowiedzieć się więcej o tej religii, poznać nowych ludzi, dla których wiara jest ważna tak samo, jak dla mnie. No i poćwiczyć polski. Przez dwa miesiące mieszkałem u Salezjanów w Krakowie. Bardzo dobrze wspominam ten czas: byłem przewodnikiem na wycieczkach dla dzieci po tzw. Wioskach Świata – Parku Edukacji Globalnej, gdzie można przyjrzeć się bliżej, jak żyją i mieszkają ludzie na całym świecie. Innym razem, w Sopocie, wspierałem osoby z niepełnosprawnością w ramach wolontariatu w Caritasie. Teraz dzielę życie między Palestynę i Warszawę, bo mam rodzinę w obu tych miejscach. Do dziś moim głównym zajęciem jest prowadzenie hostelu w Betlejem.
W 2019 roku mogłem już ocenić, że biznes idzie mi dobrze. Kupiłem więc mieszkanie w centrum miasta, większe, z pięcioma pokojami, prywatnymi i wieloosobowymi. A potem zaczęła się pandemia. Bez pożyczek od rodziny i przyjaciół byłoby krucho, spłacam je do dziś. Po czym znowu wybuchła wojna.
Która wojna?
W 2021 roku. Jak jesteś Palestyńczykiem, musisz do tego przywyknąć. Cały czas dzieje się coś takiego. Prawdziwy palestyński mindset zakłada, że zawsze trzeba mieć odłożone trochę pieniędzy na czarną godzinę. Na wypadek gdyby wybuchło jakieś powstanie, albo gdyby doszło do oblężenia miasta. Eskalacje przemocy zdarzają się mniej więcej co dwa-trzy lata: w 2008, 2012, 2014, 2018, 2021 i teraz w 2023 roku. Mój hostel jest zamknięty, bo przecież nikt teraz nie przyjeżdża zwiedzać Betlejem. Rezerwacje do końca roku zostały odwołane.
Co się dzieje na Zachodnim Brzegu, gdy Izrael bombarduje Gazę, tak jak teraz, albo gdy dochodzi do starć?
Palestyńczycy i Palestynki protestują przeciwko działaniom Izraela. Zwykle jednak demonstracje, które zaczęły się pokojowo, przeradzają się w zamieszki. Często izraelskie władze tłumią protesty, używając gazu łzawiącego, gumowych kul, a czasem i ostrej amunicji, zabijając demonstrantów na miejscu. Palestyńczycy rzucają w odpowiedzi kamieniami.
Zresztą przemoc wobec Palestyńczyków i Palestynek na Zachodnim Brzegu ze strony władz i osadników izraelskich to w tym miejscu codzienność. Teraz te represje i morderstwa się nasiliły. Izraelczycy napadają na obozy uchodźcze, gdzie mieszkają Palestyńczycy i Palestynki, np. obóz Muchajjam Nur Szams, zabijając cywilów.
Kto mieszka w takich obozach?
Osoby, które zostały zmuszone do opuszczenia swoich domów – niektórzy, najstarsi, pamiętają jeszcze Nakbę, czyli wysiedlenia Palestyńczyków i Palestynek w 1948 roku przez Izrael. To wydarzenie jest zbiorową traumą narodu palestyńskiego.
Jakie panują warunki w takich obozach?
Opowiem Ci o obozie ad-Duhajsza w samym Betlejem, który widziałem, gdy byłem małym chłopcem. Obóz założyła Agencja Narodów Zjednoczonych ds. Pomocy Uchodźcom Palestyńskim na Bliskim Wschodzie (UNRWA), jeszcze w 1949 roku. Przewidywano wtedy, że zamieszka w nim 3 tys. palestyńskich uchodźców i uchodźczyń. Dziś ta liczba sięgnęła ponad 18 tys. W latach 90. mieszkała w nim kuzynka mojej babci, którą często odwiedzaliśmy. Toalety były wspólne, na każdą przypadało bardzo dużo rodzin. Pamiętam te kolejki: do łazienki, do kranu, po wodę. Nic, tylko to czekanie. Przepełnione mieszkania, po kilka osób śpiących w jednym pokoju. Podczas drugiej intifady, czyli powstania Palestyńczyków w latach 2000-2005, siły izraelskie przeprowadziły inwazję na obóz, aresztując ludzi i wprowadzając godziną policyjną. To wszystko przypominało getto: obóz okalał mur, a brama zamykała się o godzinie 7 wieczorem. Pamiętam, że nie można było wjechać tam samochodem; wchodziło się przez takie obrotowe barierki dla pieszych.
Ogromnym problemem były kryzysowe sytuacje zdrowotne w środku nocy. Przychodnie w obozie zamykano w południe. Brakowało lekarzy, bo wtedy jeszcze mało kto mógł się kształcić w tej dziedzinie – Palestyńczyków i Palestynek nie było na to stać. Lekarze i lekarki przyjeżdżali do obozu w ciągu dnia, i wyjeżdżali do okolicznych miejscowości po zmroku.
A co, jeśli kobieta w ciąży zaczęłaby rodzić w nocy?
Nie wiadomo, czy by ją wypuścili. Swoją drogą Palestyńczycy i Palestynki do dzisiaj jeżdżą do szpitali na kilka dni przed terminem porodu. Nie tylko ci mieszkający w obozach. Wiesz dlaczego? Żeby mieć pewność, że dojadą na czas. Jeśli małżeństwo mieszka daleko od szpitala i ma do pokonania kilka checkpointów, w zależności od humoru strażników, taka podróż może im zająć czasem kilka godzin, a czasem i dwa dni.
Okupacja jest jak fala. Czasem się nasila, czasem odpływa. Ale trwa. Przed 7 października Izrael wsadził do więzień ok. 5,2 tys. Palestyńczyków, w tym 160 dzieci, a około 1,1 tys. z nich jest przetrzymywanych bez postawienia zarzutów lub bez procesu. Większość z nich to cywile mieszkający na Zachodnim Brzegu i we Wschodniej Jerozolimie. Izrael zatrzymywał tych ludzi na podstawie Rozkazu Wojskowego 101, wydanego w 1967 roku, dwa miesiące po zajęciu terytoriów palestyńskich i arabskich w wojnie z 1967 roku. Rozkaz zasadniczo kryminalizował ogromną część działalności obywatelskiej, określając ją jako stosowanie „wrogiej propagandy” i „podżegania”.
Co przeżywa teraz Twoja rodzina?
Moja mama nie może się oderwać od wiadomości z Gazy. Tata bardzo się o nią martwi. Sam od 20 lat jest imamem, i wie, jakie ukojenie może przynieść modlitwa. Modlą się więc razem. Wiem, że się o mnie martwią, bo słyszeli o narastającej islamofobii i antysemityzmie w krajach europejskich i boją się, żeby mi się nic nie stało. Wiedzą o tym, że jestem aktywny w social mediach i że mnie widać. Ale zapewniłem ich, że w Polsce jest bezpiecznie. To, że mówię dobrze po polsku, oswaja Polaków i Polki.
Jako Salam Lab jesteśmy częścią wyjątkowego grantu i projektu edukacyjnego EMPATHY (Let’s Empower, Participate and Teach Each Other to Hype Empathy. Challenging discourse about Islam and Muslims in Poland), który zakłada kompleksowe i intersekcjonalne podejście do przeciwdziałania islamofobii w Polsce. Więcej na jego temat przeczytasz na naszej stronie salamlab.pl/empathy.
Projekt jest dofinansowany przez Unię Europejską. Wyrażone poglądy i opinie są jednak wyłącznie poglądami autora_ki lub autorów i nie muszą odzwierciedlać tych zamieszczonych w przepisach Unii Europejskiej lub Komisji Europejskiej. Unia Europejska oraz organ udzielający wsparcia nie mogą ponosić za nie odpowiedzialności.