„A czy ktoś, kto studiuje polonistykę, jest oskarżany o propagowanie katolicyzmu?”. Rozmowa z Joanną Sozańską
Jak to się stało, że dziś zajmuję się tym, czym się zajmuję? Że specjalizuję się w problematyce regionu arabskiego, polityce migracyjnej i dyplomacji? Już w dzieciństwie należałam do stowarzyszenia dla młodych, w ramach którego mogliśmy jeździć na wymiany do wielu krajów na świecie. To dało mi bardzo dużo do myślenia. A może fajnie byłoby otworzyć się na innych, poznać perspektywę osób mieszkających w różnych krajach i różnych kulturach, poznać inne sposoby na życie? I tak to się zaczęło. Gdy poszłam na studia, wybór padł na stosunki międzynarodowe na UJ, później studia azjatyckie bliskowschodnie.
Furtka
Te studia otworzyły mi furtkę nie tylko do możliwości realizowania siebie, ale też do nauki języka arabskiego oraz później ubiegania się o stypendia. Tak znalazłam się w Jordanii, Palestynie, Turcji czy Maroku. Pracowałam też w Gaziantep, tureckim mieście, które dziś jest epicentrum trzęsienia ziemi, z osobami uchodźczymi z Syrii, Iraku i Afganistanu na rzecz integracji. Bo gdy na Aleppo zaczęły spadać bomby, Syryjczycy i Syryjki zaczęli uciekać właśnie do tego miasta. Nie mogę też nie wspomnieć o tym, że w międzyczasie zrobiłam sobie badania genetyczne i okazało się, że mam turecko-arabskie pochodzenie. I to było taką wisienką na torcie. Do dziś spełniam się zawodowo łącząc pracę w międzynarodowej organizacji z pasją do regionu arabskiego.
Czas, gdy mieszkałam w krajach arabskich czy z większością muzułmańską (bo Turcja nie jest krajem arabskim!), wspominam wspaniale. Mogłam poznać te miejsca od podszewki, nie mieszkałam na „bananowym osiedlu” w hotelu, skąd wychodziłam tylko, aby posiedzieć w uroczej knajpce w centrum miasta. Żyłam jak lokalsi. Nie obyło się bez pojedynczych incydentów. Ale do nich może dojść wszędzie. Przykre uwagi spotykały mnie też w Polsce. Bo sporo Polek i Polaków myślało, że skoro studiuję studia bliskowschodnie, to mam w planach islamizację Polski. A czy ktoś, kto studiuje polonistykę, jest oskarżany o propagowanie katolicyzmu? Zawsze zastanawia mnie ta okrutna zbitka myślowa. Do tego po 2001 roku wokół islamu narosło mnóstwo stereotypów, np. o terroryzmie. Byłam zła, po prostu. Zła na zaściankowość, brak otwartości i krytycznego myślenia. Dziś wiem jednak, że to wszystko wynika z niewiedzy.
Szok kulturowy działa w dwie strony
I właśnie dlatego zaangażowałam się w projekt Empathy na temat islamofobii w Polsce. Bardzo zależy mi na tym, aby podnosić świadomość w kraju, edukować. Działamy na rzecz integracji społeczności polskiej z muzułmanami i muzułmankami, którzy bardzo często też są przecież Polakami i Polkami. Chcemy pokazać też, że tzw. szok kulturowy działa w dwie strony. Pamiętam, jak moi koledzy i koleżanki z Maroka przyjechali na wymianę do Polski i pytali mnie: „Asia, czemu tu jest tak cicho?”. Osobom z Polski, które wyjeżdżają zagranicę, też często ciężko jest się zaadaptować. Nie rozumieją, czemu Marokańczycy na drogach trąbią i trąbią. Tam jest to np. znak, że możesz dołączyć do kolektywnej taksówki, która jest bardzo popularna w krajach arabskich. U nas trąbienie to sygnał, że dzieje się coś niedobrego, niebezpiecznego. Akceptowania takich różnic można się po prostu nauczyć. Dlatego tak ważne są integracja i otwartość.
Jedną z części projektu Empathy są działania na rzecz bezpieczeństwa muzułmanów i muzułmanek w polskich miastach, w ramach których w tym roku zostaną przeprowadzone szkolenia dla służb mundurowych. Sytuacja służb, które dziś części osób mogą kojarzyć się z pushbackami na polsko-białoruskiej granicy, nie jest wcale taka czarno-biała. Razem z koleżanką prowadzę teraz badania, w ramach których poznajemy różne stanowiska. Pojawiają się w nich strażnicy graniczni, którzy dopuszczają się wywózek, są młode osoby z WOT, które chcą pokazać własną siłę, niezależność i władzę, i nie respektują prawa. Ale jest też mnóstwo starszych stopniem funkcjonariuszy, którzy wykazują się ogromną empatią. To bardzo różnorodne środowisko i kolejny dowód na to, że nie wolno generalizować. Nie można wrzucać wszystkich służb do jednego worka. Negatywna ocena działań jednego strażnika lub policjanta przekreśla bardzo często potrzebne działania wszystkich służb jako jednego organizmu.
Mamy już przygotowany program szkoleń i dostajemy duży odzew od służb mundurowych. Widać, że osoby chcą się szkolić. Okazuje się, że kulturoznawcy i kulturoznawczynie, którzy bardzo często słyszą „gdzie znajdziesz pracę po studiach?”, są bardzo potrzebni. Potrzeba szkoleń jest ogromna.
Kwestia perspektywy
Wiele muzułmanów i muzułmanek to moi przyjaciele. Nie patrzę na nich przez pryzmat osób wyznających konkretną religię. Nie patrzę na drugiego człowieka przez pryzmat tego, czy modli się pięć razy dziennie, czy może chodzi do kościoła. Ja sama jestem osobą areligijną. Wiem jednak, że osoby wyznające islam spotykają się z dyskryminacją w Polsce. Moje koleżanki, muzułmanki, były wielokrotnie wyzywane, na przykład za to, że noszą hidżab. Jedna z nich po tym, jak obrzucono ją błotem w tramwaju, ubrała się cała na czarno, jak zakonnica, i inaczej zawiązała chustę. Wtedy już nie spotkało ją nic nieprzyjemnego.
Kluczowe jest w tym kontekście to, czym karmi się Polaków i Polki w prasie i telewizji. W Polsce nie ma dobrego dostępu do międzynarodowych mediów, nie są one bardzo popularne. Afrykę pokazuje się tylko przez pryzmat biedy i głodu, pojawiają się zdjęcia dzieci z dużymi brzuchami i śmietnisk. W kontekście tzw. Bliskiego Wschodu pojawiają się bombardowane miasta albo terroryści. Nie pokazuje się pięknych miejsc, kultury, dobrych uniwersytetów, świetnych naukowców i naukowczyń. Nawet nagłówki na temat osób z Afryki czy Azji Południowo-Zachodniej formułuje się w całkiem inny sposób. „Muzułmanin Marokańczyk, migrant we Francji, uderzył kobietę”. A czy kiedykolwiek w mediach pojawił się nagłówek: „Polak, biały katolik, pobił swoją żonę”? Podwójne standardy są straszne. Znam osoby, które dopiero gdy pojechały do kraju arabskiego lub z większością muzułmańską, zaczęły mówić: „o, tam są jednak normalni ludzie!”. W Polsce z mediów się tego nie dowiedzą. To straszne.
Połączone kryzysy
Straszne jest też to, co dzieje się na polsko-białoruskiej granicy. Odczuwam smutek i zażenowanie, a nawet gniew. Wojna w Ukrainie ujawniła to, jak podwójne mamy standardy. Pamiętam swoją pracę w Gaziantep, gdzie działaliśmy na rzecz integracji osób uchodźczych ze społecznością turecką. Gdy słucham ostatnio relacji z tego, co dzieje się w Gaziantep po trzęsieniu ziemi, to łzy same płyną mi do oczu. Bo pamiętam tragedie tamtych ludzi, którzy uciekali przed wojną w Syrii i próbowali odnaleźć się w nowym miejscu.
Ci ludzie uciekli przed bombardowaniem Asada, także przed rosyjskimi bombami, a dziś jeszcze dosłownie trzęsie im się ziemia. Syryjczycy i Syryjki szukają bezpieczeństwa także u bram Europy. Osoby, które stały się narzędziem w rękach Łukaszenki, też uciekają przed wojną i biedą. Tak jak Polacy i Polki wielokrotnie uciekali. To były takie same ucieczki. Nie godzę się na tragedie na granicy. I robię wszystko, co w mojej mocy, aby jakoś zmienić tę rzeczywistość. Próbuję edukować swoje otoczenie.
W tym celu działam między innymi na Instagramie. W związku z tym, co robię, często udostępniałam w mediach społecznościowych różne ważne treści. Sporo pseudoekspertów puszczało to dalej, a ja spotykałam się z falą hejtu, nawet życzeniami śmierci. To obrzydliwe, ale pomyślałam, że nawet takie osoby nie przekreślą tego, co chcę powiedzieć światu. Mam 29 lat i przeraża mnie, że wiele moich znajomych rówieśników zupełnie nie zdaje sobie sprawy z tego, co się dzieje wokół nich, ponieważ czytają tylko polskie media. Dlatego ja na swoim Instagramie tłumaczę proste rzeczy, na przykład to, czym jest pushback. I zapraszam na mój profil każdego. Mam nadzieję, że każda osoba będzie się tam dobrze czuła.
Życzę ludziom, aby wychodzili ze swojej strefy komfortu i otworzyli się na różnorodność oraz inne punkty widzenia. Bo świat nie jest czarno-biały. Ja sama spotykam się z muzułmanami i muzułmankami, katolikami i katoliczkami, choć jestem ateistką. Staram się zrozumieć i staram się tłumaczyć.
***
Joanna Sozańska – absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego na kierunkach studia azjatyckie bliskowschodnie i stosunki międzynarodowe, stypendystka Uniwersytetu Cadii Ayyad w Maroku, doktorantka w Zakładzie Bliskiego Wschodu i Azji Środkowej Szkoły Głównej Handlowej. Stypendystka NATO2030 Global Fellowship i członkini European Democracy Youth Network (EDYN). W 2022 wybrana przez Vital Voices jako jedna z 50 światowych liderek wizjonerek. Od 2018 roku członkini jury konkursu Innovation in Politics Awards. Specjalizuje się w problematyce regionu arabskiego, relacji WANA-UE, polityce migracyjnej i dyplomacji.
Jako Salam Lab jesteśmy częścią wyjątkowego grantu i projektu edukacyjnego EMPATHY (Let’s Empower, Participate and Teach Each Other to Hype Empathy. Challenging discourse about Islam and Muslims in Poland), który zakłada kompleksowe i intersekcjonalne podejście do przeciwdziałania islamofobii w Polsce. Więcej na jego temat przeczytasz na naszej stronie salamlab.pl/empathy.
Projekt jest dofinansowany przez Unię Europejską. Wyrażone poglądy i opinie są jednak wyłącznie poglądami autora_ki lub autorów i nie muszą odzwierciedlać tych zamieszczonych w przepisach Unii Europejskiej lub Komisji Europejskiej. Unia Europejska oraz organ udzielający wsparcia nie mogą ponosić za nie odpowiedzialności.